Suma wszystkich wpadek prezydenta Komorowskiego

PAP/Jakub Kaczmarczyk
PAP/Jakub Kaczmarczyk

Gafy Bronisława Komorowskiego są czymś więcej niż tylko przejawem nieporadności, rubaszności i braku elementarnej znajomości zasad savoir-vivru. Te wszystkie wpadki przede wszystkim obniżają pozycję Polski i powodują że staje się ona przedmiotem kpin.

Można się śmiać, kpić i szydzić z nieporadności Bronisława Komorowskiego (oczywiście w dozwolonych granicach), ale takie zachowanie głowy państwa to w istocie poważny problem. Polski nie stać na to, żeby dalej reprezentowała ją osoba, której brak elementarnej wiedzy, ogłady i co do której istnieją poważne podejrzenia, że jest uwikłana w niebezpieczne związki z dawnymi służbami specjalnymi. W fotelu prezydenta nie potrzeba wujka Bronka i misia z Krupówek w jednej osobie. Nie potrzeba też osoby, która najważniejsze święta państwowe obchodzi wycinając z dziećmi kotyliony, a i to w niewłaściwy sposób.

Tylko w ostatnich dwóch tygodniach Bronisław Komorowski zaliczył dwie poważne wpadki. Pierwsza z nich była związana z wizytą Bronisława Komorowskiego w Japonii, gdzie prezydent wraz z towarzyszącym mu bliskim współpracownikiem, szefem BBN gen. Stanisławem Koziejem zachowali się jak turyści, którzy muszą jak najszybciej obskoczyć kilka zabytków i napstrykać jak najwięcej zdjęć a nie reprezentanci dużego państwa. Zresztą, było to tym bardziej żenujące, ze przecież prezydentowi towarzyszył z pewnością osobisty fotograf, więc zdjęć miałby do woli. I nieważne, czy „chodź szogunie” padło w żartach, ważne jest, że takie zachowanie nie licuje z godnością urzędu. Kancelaria Prezydenta i sam Tomasz Nałęcz próbowali jeszcze odwracać kota ogonem, zapewniać, że nie było tam żadnego siedziska, ale im bardziej się tłumaczyli tym gorzej wychodziło i dla nich i dla wizerunku państwa, a w świat poszła wieść o nieokrzesanym polskim prezydencie.

Druga wpadka z ubiegłej niedzieli jest warta uwagi z innego powodu. Słowa prezydenta o „ofiarach Żołnierzy Wyklętych” może była zwykłym przejęzyczeniem, użyciem skrótu myślowego, a może wyrażeniem podświadomego, niezbyt przychylnego stosunku Bronisława Komorowskiego do członków antykomunistycznego podziemia. Trzeba w tym miejscu zauważyć, kim otacza się obecna głowa państwa. W Kancelarii aż roi się od ludzi, którzy robili kariery w PRL, od szefa BBN gen. Stanisława Kozieja, przez Romana Kuźniara, aż po Tomasza Nałęcza, doradcę ds. polityki historycznej. Pamiętamy też jak w 2010 roku Bronisław Komorowski zapraszał na posiedzenie BBN gen. Wojciecha Jaruzelskiego jako eksperta od Rosji (sic!),  a w dniu jego pogrzebu wygłaszał pochwalne teksty, jakim był znakomitym prezydentem czasu przełomu. Taki dobór współpracowników i hołubienie członkom komunistycznego reżimu na pewno nie był przypadkowy. A skoro tak jest, to może słowa o „ofiarach Żołnierzy Wyklętych” są wyrazem rzeczywistego stosunku do podziemia i wcale nie były pomyłką.

Wszystkie gafy i wpadki Bronisława Komorowskiego każą też postawić pytanie o kondycję umysłową osoby sprawującej najważniejszy urząd w państwie. I nie chodzi tu wcale o to, żeby stawiać zarzut, że prezydent jest upośledzony. Może po prostu brakuje mu wiedzy i inteligencji. A jeśli tak jest, to trzeba poważnie zastanowić się nad tym, czy taka osoba, bez odpowiednich kompetencji powinna być prezydentem RP. A jeśli do tego dodać brak ogłady, przaśne żarty, których opowiadanie nie przystoi nawet na polowaniu, to mamy wizerunkowy armageddon. I mniejsza tu o samego prezydenta. Komorowski ośmiesza swoimi zagranicznymi występami urząd i cały kraj.

Gdy w 2010 roku Bronisław Komorowski poleciał do USA, to swoje spotkanie rozpoczął od poważnego zgrzytu. Doprowadził do wściekłości Baracka Obamę, gdy zaczął prawić o polowaniach i pilnowaniu wierności żon. Cztery lata później gdy amerykański prezydent przyjechał do Polski, to spotkanie na lotnisku rozpoczął od pytania o wąsy Komorowskiego. Niby niewiele znaczący epizod, ale doskonale pokazuje ile znaczy, albo raczej jak mało znaczy prezydent RP. Obama, abstrahując od tego jak słaba jest jego prezydentura, dobrze wiedział, że ktoś taki jak Komorowski oczekuje tylko zrobienia sobie kilku zdjęć i poklepania po ramieniu.

W sztabie wyborczym obecnego prezydenta na pewno zdają sobie sprawę z tego, że Bronisław Komorowski ciągle traci poparcie, jest ociężały, za wolny, usypia słuchaczy, czyta z kartki, myli podstawowe pojęcia, a brak wiedzy markuje jakimś rubasznym tekstem i że to wszystko prowadzi nieuchronnie do utraty prezydenckiego fotela. Zresztą sam zainteresowany przyznał w dość tajemniczy słowach, że musi skupić się na dokończeniu kadencji i nie musi za wszelką cenę utrzymać stanowiska. Może to oznaczać, że Komorowski powoli oswaja siebie i swoich zwolenników z porażką w majowych wyborach. A jeśli tak się stanie, to będzie oznaczało, że po prostu padł ofiarą wszystkich swoich wpadek w karierze.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.