Aktorzy i ludzie kultury szukają swego zagubionego mózgu pod skrzydłami Komorowskiego

fot.expresskaszubski.pl
fot.expresskaszubski.pl

Przez lata zbiorowym mózgiem dla twórców była „Gazeta Wyborcza”, a potem ogłoszona przez Tuska ideologia ciepłej wody w kranie. Za Komorowskiego tam, gdzie był zbiorowy mózg, nie ma już nic.

Zabawię się w proroka, ale w tym wypadku chodzi o sprawę bardzo łatwą do przewidzenia. Otóż przewiduję, że Bronisława Komorowskiego na jego konwencji oraz podczas kampanii szeroko poprą twórcy i ludzie kultury, a szczególnie znani aktorzy i ludzie związani z filmem. W orszaku Komorowskiego zobaczymy także tych, których brzydziło zagranie w filmie „Smoleńsk” Antoniego Krauzego. Skądinąd nie brzydziło ich i nie brzydzi granie ubeków czy agentów ubecji. Chciałbym zobaczyć tych ludzi, gdy wyjdzie kiedyś na jaw, co się właściwie stało pod Smoleńskiem. Ale nie mam złudzeń, że usłyszymy od nim słowo „przepraszam” czy jakąś refleksję. Najpewniej będą „rżnęli głupa” i udawali, że tych podłych zachowań w ogóle nie było.

Tak jak pięć lat temu Bronisława Komorowskiego poparli m.in. Piotr Adamczyk, Artur Barciś, Andrzej Chyra, Filip Bajon, Jacek Borcuch, Feliks Falk, Janusz Głowacki, Andrzej Grabowski, Agnieszka Holland, Tomasz Karolak, Marian Kociniak, Krzysztof Kowalewski, Krzysztof Materna, Anna Nehrebecka, Wojciech Pszoniak, Daniel Olbrychski, Magdalena Łazarkiewicz, Andrzej Seweryn, Jerzy Skolimowski, Stanisław Tym, Andrzej Wajda czy Zbigniew Zamachowski, tak i tym razem będzie bogata reprezentacja tego środowiska przy obecnym prezydencie.

Będą go legitymizowali wbrew temu, co politykom rządzącej PO powiedział pisarz Zygmunt Miłoszewski, a co wiedzą także ci popierający Komorowskiego i Platformę. A wiedzą, że to najgorsza dla kultury władza, jaka rządziła od 1989 r. To władza mająca kulturę gdzieś. A im bardziej PO oraz krew z krwi tej partii - Bronisław Komorowski mają kulturę tam, gdzie – parafrazując Wiesława Gołasa w skeczu „Ucz się Jasiu” – „pan może pana majstra w d… pocałować”, tym bardziej ludzie kultury będą w ten absurd brnąć.

Aktorom czy szerzej ludziom kultury nie przeszkadza to, że występują u boku Bronisława Komorowskiego oraz przy PO w roli dworaków, a nie twórców. Im to dworactwo się oczywiście opłaca, bo przy obecnej władzy byle miernota jest materialnie i pod każdym innym względem doceniana. To, co brzydziło w czasach komuny, szczególnie za rządów Edwarda Gierka, czyli totalny koniunkturalizm, konformizm i oportunizm, teraz nie brzydzi, bo ponoć usprawiedliwia to demokratyczna władza. Tyle że demokratyczna legitymacja władzy nie tłumaczy robienia z siebie pajaców i kukiełek. Te zachowania tłumaczy natomiast znakomicie Leopold Tyrmand w swojej książce sprzed 48 lat – „Życie towarzyskie i uczuciowe”. Bo mechanizmy opisane przez autora „Złego” działają także w III RP Platformy i Komorowskiego. Tyrmand opisuje po prostu interesowną służalczość dużej części ludzi kultury, która jest niezależna od ustroju, choć przy niektórych typach władzy ujawnia się wyjątkowo obficie. Zarówno w opisywanych przez Tyrmanda czasach Gomułki, jak z a rządów PO oraz Bronisława Komorowskiego najlepiej się mają służalczy, obrotowi i w pełni dyspozycyjni cynicy. W kategoriach socjologicznych ich postawę można nazwać klientyzmem. To nawet nie jest ideowe zaangażowanie, lecz biznes, interes. Tyrmand nie miał dla tych ludzi litości i absolutnie nimi pogardzał.

Gdyby powstało współczesne „Życie towarzyskie i uczuciowe”, zapewne skupiłoby się na nowym aspekcie funkcjonowania dyspozycyjnych cyników – potrzebie zakorzenienia w zbiorowym mózgu (rozumie). Zbiorowy mózg jest im potrzebny, bo zwykle ich osobiste horyzonty umysłowe to rozpacz i zgroza, a potrzeba należenia do elity - przemożna. Skoro zatem nie można się pochwalić niczym, co można by uznać za jakąś cechę klasycznego intelektualisty, trzeba się odwołać do jakiejś zbiorowej kreacji, zbiorowego mózgu. Przez lata taką kreacją dla służalczych i dyspozycyjnych cyników była ideologia czy też mitologia „Gazety Wyborczej” i Adama Michnika. Ona dawała im poczucie przynależności do czegoś wpływowego i tłumaczącego świat. Mówienie Michnikiem czy „Gazetą” było przepustką na salony i dawało poczucie siły, choć był to stek kompletnych banałów i trywializmów, tyle że serwowany w aurze nadzwyczajnego zjawiska i z niewyobrażalnym zadęciem. Bez tego zbiorowego mózgu poszczególni dyspozycyjni cynicy poruszaliby się jak dzieci we mgle. Gdy ta ideologia i mitologia straciła swoją siłę przyciągania i wpływy, w jej miejsce pojawiła się eklektyczna czy synkretyczna ideologia ciepłej wody w kranie. Jej ubóstwo intelektualne było tak dojmujące, że zaczęła być obudowywana różnego rodzaju pragmatyzmami i pochwałami hedonizmu, które miały świadczyć o szybkim europeizowaniu się Polaków. Ale w sercu tej europejskiej ideologii pozostał myślowy banał i niczym nieuzasadnione poczucie wyższości banalistów.

Gdy patrzymy na starych i nowych dworaków Bronisława Komorowskiego wywodzących się ze świata kultury, warto pamiętać o ich przemożnej potrzebie posiadania zbiorowego mózgu, który zapewnia im poczucie wyższości. Problemem jest to, że w tym, co obecny prezydent robił i mówił przez ostatnie pięć lat nie sposób znaleźć nawet tego minimum uświęconego banału, które temu towarzystwu zapewniał najpierw Adam Michnik, a potem Donald Tusk i jego interpretatorzy.

Po prostu nowy król jest nagi, a wraz z nim jego dworacy. Nadal zbierają się oni pod patronatem, o którym są przekonani, że dostarczy im uczestnictwa w zbiorowym mózgu, tyle że w tym miejscu już dawno nic nie ma. Ale nadal są pieniądze do zarobienia, interesy do zrobienia i honory do odebrania. Co oznacza, że wróciliśmy do czasów czystego interesownego służalstwa i absolutnie dyspozycyjnego cynizmu, jakie opisywał Leopold Tyrmand.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.