Gadowski o Ruchu Kontroli Wyborów: To gwarancja, że będziemy walczyć wspólnie o demokrację. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Telewizor jest szkodnikiem, stał się szkodnikiem. I trzeba go wyrzucić. Bataliony ZOMO z ulic przeszły do studiów telewizyjnych

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Witold Gadowski.

wPolityce.pl: W sobotę w Częstochowie powstał społecznych Ruch Kontroli Wyborów. 70 organizacji społecznych wspólnie chce pilnować, by wybory w kraju były rzetelne i wiarygodne. To ważny krok?

Witold Gadowski: Ten krok oczywiście jest potrzebny. To jest gwarancja, że będziemy wszyscy walczyć wspólnie o demokrację. Podoba mi się ta inicjatywa. Nie podoba mi się natomiast, że PiS, który dysponuje dotacją rządową, de facto nic w tej sprawie nie robi. A przecież to on powinien być najbardziej zainteresowany.

Przedstawiciel sztabu Andrzeja Dudy był jednak obecny w Częstochowie.

Tak, ale to wygląda niepoważnie ze strony PiSu. Tymczasem to on powinien być pierwszorzędną siłą, która dąży do kontroli wyborów. To on jest zdaje się najbardziej poszkodowanym, jeśli prawdą są podejrzenia w tej sprawie. Jednak dobrze, że ludzie się organizują. To jest syndrom przebudzenia obywatelskiego i tego, co mówiłem od dawna: ducha konfederacji. Ludzie chcą sami zacząć decydować o tym, co się dzieje w ich kraju. To bardzo dobrze, to może być początek ruchu, który może przynieść realne efekty.

Wybory to jednak ogromne przedsięwzięcie. Sądzi Pan, że społeczna inicjatywa ma szanse realnie skontrolować to, co się w ich trakcie dzieje?

Wysiłek społeczny musi być również ogromny. Mam nadzieję, że do niego dojdzie. A wtedy ci, którym przychodzi do głowy manipulowanie wynikami, trzy razy się zastanowią zanim się na to zdecydują. Przy silnej kontroli będzie to bowiem groziło wybuchem poważnych niepokojów społecznych. A po dojściu do władzy autentycznych reprezentantów społeczeństwa, te manipulacje grożą procesami i wyrokami. Przecież mowa o przestępstwach. Mam nadzieję, że uda się ochronić polskie wybory przed takimi działania przestępczymi.

Na ile duża musi być baza społeczna wymuszająca zmiany, by doszło do przewartościowania w polskiej polityce? Dla jak dużej grupy społecznej przekaz strony konserwatywnej musi być atrakcyjny?

Nie należy w tej sprawie posługiwać się terminem „strona konserwatywna”. Sądzę, że lepsza jest nazwa „strona republikańska”. Potrzebni są ludzie myślący w sposób republikański, myślący o interesach państwa. Psychologia społeczna pokazuje, że ludzi aktywnych, którzy kształtują poglądy innych, jest około 5 procent w społeczeństwie. Mówię, że ludzie dzielą się na pasterzy i owce. Ważne jest kim są pasterze i jak są oni aktywni. Owce zawsze pójdą tam, gdzie wskażą pasterze. Rzecz w tym, by pasterze byli świadomi, odważni i mieli wyraźnie wytyczone cele. Owce pójdą tam, gdzie pasterze wskażą. Tymczasem w Polsce pasterze siedzą obecnie w studiach telewizyjnych TVN i podobnych stacji. Oni pokazują owcom główny kierunek, jednak coraz więcej osób zaczyna mówić, że nie tędy droga, że trzeba szukać innych pasterzy. Potrzebni są pasterze o nastawieniu propolskim. Chodzi o to, by w Polsce opcja sprzyjająca Polsce doszła do głosu, by nie wypowiadali się głównie przedstawiciele opcji przepłaconych przez obce pieniądze.

Bez wpływu na to, jakie osoby są zapraszane do studiów telewizyjnych można wykreować nowych pasterzy?

Trzeba nauczyć ludzi, że można żyć bez telewizji. Wyrzucenie telewizora z domu od razu skutkuje promowaniem myślenia, refleksji i kontaktu z innymi ludźmi. Telewizor jest szkodnikiem, stał się szkodnikiem. I trzeba go wyrzucić. Bataliony ZOMO z ulic przeszły do studiów telewizyjnych. Telewizja stała się środkiem utrzymywania obywateli w terrorze. I dlatego władzy udaje się wiele. Trzeba więc wyrzucić telewizory. To świetna droga do tego, by zacząć myśleć.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych