Wschodniopolska Republika Ludowa na Litwie i Białorusi? Tej prowokacji wojennej już próbowano, a Polska się uodporniła

Fot. PAP/EPA/ALEXEY DRUGINYN / RIA NOVOSTI / KREMLIN POOL
Fot. PAP/EPA/ALEXEY DRUGINYN / RIA NOVOSTI / KREMLIN POOL

Związek Sowiecki zamierzał przestawić Polsce wersję brzmiącą: Polacy na Wileńszczyźnie i w przyległej północno-zachodniej Białorusi proklamują nowe państwo polskie – drugie państwo polskie – pod nazwą „Wschodniopolska Socjalistyczna Republika Sowiecka” lub „Republika Wschodniej Polski”.

Najpierw w składzie ZSRS, potem niepodległe. W końcu następuje zjednoczenie dwóch państw polskich wzorem zjednoczenia w 1990 roku dwóch państw niemieckich: Niemieckiej Republiki Federalnej i Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Rzeczpospolita Polska powiększa swoje terytorium o część ziem niesprawiedliwie odebranych przez Stalina. Może liczyć na podobne odzyskanie części Ukrainy z Lwowem. Polskę i Polaków ogarniają radość i duma. Biało-czerwona flaga powiewa nad Kresami Wschodnimi.

Tajna wersja prawdziwa różniła się istotnie: Polska to lider międzynarodowego ruchu antykomunistycznego i antysowieckiego w bloku wschodnim czyli imperium zewnętrznym, a Litwa – w Związku Sowieckim czyli imperium wewnętrznym. Tak było zwłaszcza w latach 1988-91. Zatem trzeba sprowokować wojnę Polski z Litwą. Wojna osłabi oba kraje i zepsuje ich wizerunek. Z liderów wyzwolenia zrobi niebezpiecznych, szeroko znienawidzonych i międzynarodowo izolowanych awanturników. Wmieszanie Białorusi zawikła spory w sposób skrajnie trudny do rozwikłania, nasili wojnę i pozwoli łatwo wprowadzać broń i żołnierzy z Rosji, bo naiwny świat nie zauważy różnicy między Białorusinem, Rosjaninem i Homo Sovieticus. Wzorem wojna Armenii z Azerbejdżanem, a najlepszym – wielostronne wojny etniczno-terytorialne na Bałkanach. Litwa i Białoruś będą musiały starać się odwojować drugie państwo polskie na ich terytoriach. Być może wojujących za sobą nawzajem Polaków, Litwinów i Białorusinów powstrzymają sowieckie – później rosyjskie – dobrze uzbrojone siły pokojowe. Czerwona gwiazda wznosi się nad Polską.

Do czasu rozpadu ZSRS plan był wykonywany metodami przede wszystkim politycznymi, propagandowymi i wojny psychologicznej przez KGB – pierwsze miejsce pracy prezydenta Władimira Putina – a nie przez wojskowe GRU, grające teraz główną rolę na Krymie oraz w „Donbaskiej Republice Ludowej” i „Ługańskiej Republice Ludowej”. Plan powstał prawdopodobnie jeszcze wyżej – w Biurze Politycznym lub centralnym aparacie Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Zatwierdzony został na pewno na najwyższym poziomie – przez Biuro Polityczne na wniosek sekretarza generalnego. Nikt niżej – nawet KGB i GRU – nie miał wówczas władzy kształtowania polityki międzynarodowej i przesuwania granic państw. Sowieckie służby specjalne i siły zbrojne działały pod cywilną partyjną władzą totalitarnego reżimu. Plan zbudowano według standardu stosowanego szeroko przez sekretarza generalnego KPZS i prezydenta ZSRS Michaiła Gorbaczowa.

Wielki reformator Gorbaczow miał twarze jasne i mroczne. Broniąc całości imperium wewnętrznego jawnie zapowiadał politykę w stylu: skoro Gruzja chce wyjść z ZSRS, to Inguszetia, Osetia i Adżaria będą chciały wyjść z Gruzji, a Gruzini zrozumieją, czym grozi separatyzm polityczny i zbrojny. Podobne scenariusze Moskwa wprowadziła w życie zabierając Mołdawii Naddniestrze, a Azerbejdżanowi Górski Karabach. Ukraina od początku widniała na liście celów. Krym, Donbas i szerzej południe i wschód kraju „burzyły się” na ukraińską niepodległość i groziły secesją już blisko 25 lat przed Euromajdanem. To pokazuje, jak trwałe – i jak niebezpieczne dziś – potrafią być stare sowieckie plany gry. Z tej samej w przybliżeniu epoki pochodził scenariusz „konwojów humanitarnych” do celów wojskowych – kiedyś wymierzony w Polskę, ostatnio w Ukrainę, a być może wkrótce w państwa bałtyckie lub Gruzję. Sejfy po KPZS i KGB przypominają podziemne laboratoria przechowujące w kilku miejscach świata – oficjalnie do celów badawczych – wirusy czarnej ospy i inne najbardziej śmiercionośne mikroorganizmy i toksyny.

Sowiecki plan wywołania wojny polsko-litewsko-białoruskiej znam dobrze między innymi dlatego, że często podróżowałem na wschód jako redaktor naczelny podziemnego czasopisma o Europie Środkowej i Wschodniej „Nowa Koalicja” i w ramach Komitetu Obywatelskiego, a potem prowadząc politykę wschodnią w MSZ. Plan był sprytny i staranny, ale zawiódł. „Solidarność” – a od 1990 roku również władze RP – odmawiały poparcia dla programu autonomii Wileńszczyzny, zaplanowanej jako wstęp do „Republiki Wschodniej Polski”. Planu nie poparła w Polsce żadna partia polityczna ani inne duża organizacja, mimo że sprzyjali mu po cichu pojedynczy politycy. Niektórzy i teraz aktywni na scenie publicznej – oby nie wracali do starych błędów. Odrzuciła zdradliwą autonomię także większość polskiej społeczności Wileńszczyzny i samego Wilna. Demokracja i wolność wyrazu na Litwie uniemożliwiły KGB monopol kształtowania opinii publicznej, a KPZS – monopol reprezentowania litewskich Polaków.

Dyplomacja polska uznała i głosiła w Europie i świecie, że wszystkie podbite przez Lenina i Stalina kraje imperium zewnętrznego i imperium wewnętrznego powinny mieć prawo do niepodległości, ale nie powinny ruszać granic. Niezależnie od pochodzenia danej granicy: czy odzwierciedla wieki historii lub wolną wolę układających się państw, czy – przeciwnie – została narysowana na Kremlu albo podczas zamkniętej konferencji mocarstw. Próba poprawiania granic rozpaliłaby nieuchronnie wieloletnią wojnę wszystkich ze wszystkimi, na której końcu wyniszczona i odcięta od Zachodu Europa Środkowa i Wschodnia trafiłaby znów pod władzę najsilniejszego gracza – Rosji pod taką lub inną nazwą.

Zamiast autonomii, Polska wraz z litewskimi Polakami postanowiła domagać się od władz Litwy samorządu terytorialnego i pełni praw kulturalnych, społecznych, gospodarczych i politycznych, zgodnie między innymi z konwencjami ONZ i Rady Europy, a później również prawem Unii Europejskiej. Ta strategia jest najczęściej realizowana za słabo, więc mało skutecznie, ale może zostać wzmocniona wykorzystaniem różnych narzędzi, na przykład – lecz nie tylko – międzynarodowych trybunałów w Strasburgu i Luksemburgu.

Przeciwnicy autonomii i całego planu wojny padali ofiarą brutalnych ataków KGB. Do łagodniejszych należał publiczny szantaż moralny. Moskwa zmobilizowała głębokie rezerwy agentury wpływu. Polscy dyplomaci byliby gotowi sprzedać litewskich Polaków za dobre stosunki Polski z Litwą! – alarmował na przykład założyciel koncesjonowanego przez PRL Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Litwy Leon Brodowski, zarazem działacz Stowarzyszenia PAX. „Ogólnopolski” oznaczało monopolistyczny, aby kanalizować energię społeczną i dialog polsko-litewski. Monopol upadł. Szantaż – i nie tylko – wytrzymaliśmy.

Wywołanie wojny między Polską, Litwą i Białorusią nie powiodło się Związkowi Sowieckiemu. Nadchodzą sygnały ostrzegawcze o grożącej powtórce, mimo że polskie zielone ludziki na Wileńszczyźnie są dotąd tylko wirtualne. Prezydent Putin nie powinien żywić żadnych złudzeń. „Point de rêveries!” – jak rzekł raz Polakom rosyjski car Aleksander II. Polska poznała podstępny plan wojny na północnym wschodzie, jest zaszczepiona i odporna.

CZYTAJ TAKŻE: Operacja „Konwój Humanitarny” była raz przeciw Polsce. Nie wpuściliśmy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.