Dobry początek i kilka obaw. Kaczyński i Duda mają wszelkie dane żeby rozegrać to dobrze – jako duet

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Kamiński
Fot. PAP/Kamiński

Od momentu gdy mój kolega, sceptyczny wobec kandydatury Andrzeja Dudy, uznał jego wystąpienie za jedno z najlepszych przemówień politycznych, jakie słyszał w życiu, rozumiem wagę tej konwencji. Mnie to nie dziwi – pamiętam jak piękna i wzruszająca była mowa tegoż Dudy na pogrzebie Władysława Stasiaka w roku 2010. Choć istotnie, tym razem przeszedł nawet i moje oczekiwania.

Sama konwencja już przed tym przemówieniem była wydarzeniem . Niestety nie dla wszystkich Polaków, bo 24-godzinne stacje informacyjne poza Republiką i Polsat News 2 zwolniły się z obowiązku jej pokazania. Co uważam za skandal, bo takie imprezy powinny być przez media o informacyjnych powinnościach relacjonowane w całości – myślę tu zwłaszcza o telewizji publicznej, czyli TVP Info.

Pomysłowa, zorganizowana bez charakterystycznego dla prawicy szczękościsku, nastawiona na konfrontację ale nie na przesadną agresję. Antoniemu Dudkowi się pierwsza część konwencji nie podobała, mnie i owszem.

Z tego punktu widzenia takim obserwatorom jak ja, którzy mieli poczucie pewnej stagnacji kampanii Dudy, wypada teraz spodziewać się przełomu. Nie musi on być automatyczny. Kłopotem Dudy nie był przecież brak energii – objazd wszystkich powiatów wymaga jej dużo. Problemem był brak pomysłu na zmuszenie nieprzychylnym mediów do zauważenia przynajmniej niektórych wystąpień, co można osiągnąć tylko kosztem dużej pomysłowości.

Wykazano tę pomysłowość przy okazji konwencji. Ale czy limit na następne tygodnie nie został wyczerpany? Czas pokaże.

Nieco inną sprawą jest przekaz merytoryczny. Dominowało, i bardzo dobrze, sugestywne odwołanie się do rozmaitych emocji, i zwłaszcza zapowiedź kontynuacji dzieła Lecha Kaczyńskiego, co w jakiejś mierze zastąpiło deklaracje w kwestii polityki zagranicznej. Poza tym Duda oderwał się z powodzeniem od rozmaitych prawicowych stereotypów, ale po to aby skoncentrować się na wątkach socjalno-ekonomicznych. Była to rewia obietnic współgrająca z obecną falą roszczeń związkowców czy rolników.

Takich ludzi jak ja niekoniecznie to zachwyca – mnie do tego obozu przyciągają priorytety międzynarodowe, praworządnościowe czy światopoglądowe, ale nie rojenia o socjalnym Majdanie, charakterystyczne dla części prawicowych komentatorów. Oni tracą nawet resztki respektu dla rachunku ekonomicznego. Albo przynajmniej uwierzyli, że dopóki rządzi PO,  o racjonalność ekonomiczną nie ma co pytać, bo przecież „oni źle rządzą”.

Jest w tym coś na rzeczy – przykładowo kopalnie obudowane mafijnymi układami wydajne być pewnie nie mogą. Ale wiara, że wystarczy zmienić władzę i opiekować się wszystkimi, aby Polska zaczęła spływać mlekiem i miodem, jest zbyt prostym kluczem do rzeczywistości.

Pocieszam się tym, że Jarosław Kaczyński, skądinąd naprawdę dużo bardziej prospołeczny niż w roku 2006, kiedy po raz pierwszy obejmował władzę, akurat w socjalny Majdan nie wierzy. Jest na to zbyt racjonalny. Ale w spolaryzowanej kampanii nie ma pola manewru”.

Ludzie, którzy są przekonani, że to PiS stoi za radykalizmem górników czy Piotra Dudy, są w błędzie. Akurat Kaczyński w rozmowach ze współpracownikami, i to już wiedza a nie wrażenie, daje wyraz zaniepokojeniu tą falą. Boi się zdominowania sceny politycznego przez związkowego lidera, ale też ma poczucie, że żadna partia nie zafunduje Polsce kilku budżetów równocześnie.

Dlatego szanując prawo prof. Andrzeja Nowaka do inicjowania dyskusji wewnątrz obozu, uważam że nie ma on racji uznając misję Kaczyńskiego jako premiera za zakończoną. Wręcz lepiej radził sobie lider PiS jako szef władzy wykonawczej niż jako ktoś, kto o tę władzę walczy. Jego zdrowy rozsądek pozostaje poza dyskusją. Andrzeja Dudy to zastrzeżenie dotyczy także.

Można też kwestionować sens formułowania tak szerokiego programu społeczno-ekonomicznego akurat przez kandydata prezydenta, bo to faktycznie mocno wykracza poza możliwości tego urzędu. Chodzi jednak o to, żeby jeszcze przed wyborami parlamentarnymi zareklamować PiS-owski program, mocno dziś wychylony w socjalnym kierunku. Duda ma szanse aby robić  to najlepiej z potencjalnych kandydatów.

Prof. Dudek twierdzi, że krakowski prawnik przemawiał tylko do przekonanych. Istotnie można zapytać, czy nie ograniczył nadmiernie przekazu PiS do rolników i przemysłowego „proletariatu”. Czy nie powinien spróbować choćby dialogu z frankowiczami czy zbuntowanymi naukowcami. To pozwoliłoby  na wyjście poza krąg tradycyjnych adresatów PiS-owskiego przekazu, nie w sensie ideologicznym, ale społecznym. Jest jeszcze okazja aby nadrobić tę zaległość w toku kampanii. Potrzebne są tylko pomysły i determinacja.

A zarazem przypomnę, że w roku 2005 Lech Kaczyński wygrał wybory prezydenckie głównie przy użyciu argumentu socjalnej wrażliwości. Czy ten manewr jest do zastosowania dzisiaj – nie wiem. Przy wszystkich zmianach naszego kraju przez ostatnie 10 lat chyba tak. Pod warunkiem, że nie uznamy związkowej fali jako trampoliny dla partii szykującej się do władzy, bo taka fala zawsze będzie reprezentowała mniejszość społeczeństwa.

Powiem szczerze – bardziej obawiam się czegoś innego. TVN-owskie Fakty w kuriozalnym, acz zgodnym z moimi przewidywaniami materiale na temat konwencji (autor: naturalnie Jalub Sobieniowski) skoncentrowały się na czczych złośliwościach i kompletnych marginaliach. Jednym z podstawowych było pytanie, dlaczego Kaczyński nie wspiera Dudy.

Naturalnie gdyby go wspierał, padłyby dokładnie odwrotne pytania: dlaczego prezes PiS przyćmiewa wykreowanego przez siebie kandydata. Ale obserwując konwencję, na której wszyscy zgodnie i ze wszystkich sił pracowali  na rzec Dudy, stawiałem sobie pytanie: jak długo Kaczyński wytrzyma w roli „numeru drugiego”. Powinien, bo doskonale wie, że kampania prezydencka to wstęp do parlamentarnej. Ale wiedza to jedno, natura i logika sytuacji drugie.

Dlatego list profesora Nowaka stawiający problem przywództwa Kaczyńskiego przyszedł w złym momencie. To znakomita okazja aby podsycić najróżniejsze podejrzenia, zasiać wątpliwości – media mainstreamowe na to czekają. To oczywiście czarny scenariusz – jeden z wielu możliwych. Da się go uniknąć, jeśli wszyscy zachowają spokój i żelazne nerwy. Ale w oblężonej permanentnie twierdzy o to trudno.

Co nie zmienia faktu, że szanse na drugą turę zwiększyły się radykalnie. Możliwe, że sposobem na wewnętrzne kłopoty PiS jest po prostu ekspansja, która wreszcie stała się możliwa.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych