W kampanii wyborczej najbardziej liczy się ogólne wrażenie. Wyborców analizujących szczegółowo programy i poszczególne wypowiedzi jest zapewne kilka procent. Na poziomie ogólnego wrażenia Andrzej Duda rozgromił swojego głównego konkurenta Bronisława Komorowskiego.
Był jak najnowsze porsche 911 przy rozklekotanym, klepanym polonezie. Gdyby przeciętny wyborca miał porównanie, po jednej stronie zobaczyłby zmęczonego, usypiającego Komorowskiego, wygłaszającego swoje mdłe przemówienie z kartki; po drugiej młodego, energicznego Dudę, mówiącego bez kartki (dyskretny prompter był ukryty w blacie mównicy, ale Duda nie korzystał z niego zbyt często) o tym, że ma za wiele energii, aby bezczynnie siedzieć pod żyrandolem. Do tego mógłby jeszcze porównać z sobą obie małżonki (może się to wydawać nieeleganckie, ale w kampanii ma znaczenie), dorzucić powtarzaną przez Dudę obietnicę wystąpienia z inicjatywą przywrócenia poprzedniego wieku emerytalnego – i prawdopodobnie wybrałby kandydata PiS. Na poziomie emocji i ogólnego wizerunku, abstrahując od innych czynników, konwencja Andrzeja Dudy była po prostu dobra, może nawet bardzo dobra, a jego wystąpienie było z pewnością jednym z najlepszych wystąpień polityków PiS w ciągu ostatnich lat. Zostawmy jednak emocje na boku i przyjrzyjmy się potencjalnym plusom i minusom.
Schowanie się Jarosława Kaczyńskiego. To sensowny i potrzebny ruch. Warto zauważyć, że brak wystąpienia prezesa PiS nie stworzył wrażenia wyrwy podczas konwencji. Niektórzy obserwatorzy byli nawet gotowi – mocno na wyrost – uznać, że następuje właśnie pokoleniowa zmiana. Dzięki przesunięciu się Kaczyńskiego na dalszy plan Duda jawi się nie tylko jako frontman PiS, ale też jako samodzielny gracz. To szczególnie ważne, bo przeciwnik tylko czeka, żeby przypiąć mu łatkę kandydata marionetki.
To jednak – jak słusznie zwrócił uwagę w swoim ważnym tekście prof. Andrzej Nowak – nie rozwiązuje problemu. O ile Jarosław Kaczyński nie zadeklaruje, że kandydatem na premiera jest ktoś inny, nadal będzie wyciągany jako straszak przeciwko Dudzie.
Moc, siła, młodość, energia. Andrzej Duda znakomicie wykorzystał te swoje cechy, które warto podkreślać przy każdej okazji, ponieważ one kontrastują go z prezydentem Komorowskim. Stwierdzenie: „Mam zbyt wiele energii, żeby siedzieć pod żyrandolem” – było mistrzowskie. Bardzo dobrym zabiegiem było też przedstawienie swojej osobistej drogi politycznej, z płynnym przejściem od Lecha Kaczyńskiego i jego dziedzictwa do własnych planów i priorytetów.
Brak czytelnego programu.Niestety, w wystąpieniu zabrakło konkretów. To już ten moment (moim zdaniem zresztą i tak spóźniony o co najmniej dwa miesiące), kiedy kandydat największej partii opozycyjnej powinien przedstawić kilka najważniejszych punktów swojej prezydentury, realnie umieszczonych w ramach prezydenckich kompetencji. Nic takiego do tej pory nie nastąpiło. Nie mogliśmy więc podczas konwencji dowiedzieć się, jaki konkretnie jest plan kandydata PiS. Nie znaczy to natomiast, że nie można było stwierdzić, jaka miałaby to być prezydentura, bo o tym Duda mówił. Wiemy więc, że miałaby być aktywna, sięgająca po dialog społeczny częściej niż prezydenta Komorowskiego, skupiona na pomocy i dbaniu o słabszych i biedniejszych.
Socjalny populizm. Podczas konwencji Duda wspominał o jednym konkrecie: prezydenckiej inicjatywie ustawodawczej w sprawie przywrócenia poprzedniego wieku emerytalnego. Ta obietnica może mu zjednać część wyborców i z tego punktu widzenia to celny strzał.
Z drugiej jednak strony to dość nieodpowiedzialny socjalny populizm, tym bardziej uderzający, że była to jedyna konkretna zapowiedź programowa. Polski system emerytalny jest w gruzach i zwykle przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego jedynie przyspieszyłoby katastrofę. Gdyby ten pomysł był osadzony w szerszym planie, prezentowanym przez partię oraz gdyby zawierał wyjaśnienie, w jaki sposób system ma się przy takiej zmianie spinać – można by go uznać za ciekawy. Bez tych elementów to czysty populizm.
Z drugiej jednak strony może pełnić podobną rolę jak pomysł bezpłatnej komunikacji w Warszawie pełnił podczas kampanii Jacka Sasina: naczelnego leitmotivu, który przyciąga uwagę mediów.
Co dla młodych i zwolenników wolności? Zabrakło w przemówieniu Dudy ukłonu w stronę tej części elektoratu, która nie tyle oczekuje troski państwa, co raczej tego, aby państwo dało im wolność, którą im dzisiaj po coraz większym kawałku zabiera. Wiele było o konieczności potrzeby słabszym, ale nic o uwolnieniu Polaków spod tyranii urzędasów i milionowych regulacji. Szkoda, bo taki wątek dobrze by się zgrywał z wizerunkiem Dudy jako kandydata młodego i energicznego. Brak takiego wątku mógł też zniechęcić bardziej liberalnie nastawionych wyborców.
Brak wsparcia mediów.Kampania przez nowe media. Stronnicy PiS, ze zrozumiałych względów rozentuzjazmowani dobrą konwencją i znakomitym wystąpieniem kandydata, zapominają, że każde tego typu wydarzenie, aby wywrzeć wpływ na elektorat, musi do tego elektoratu dotrzeć. Obstrukcja znacznej części mediów jest tutaj oczywista. Andrzej Duda niepotrzebnie zresztą ten wątek przywoływał, bo niczego to nie zmieni, a sprawia wrażenie, że kandydat zawczasu chce usprawiedliwić swoją porażkę nieprzychylnością części dziennikarzy, jak to PiS czynił zdecydowanie za często. Było to tym bardziej niepotrzebne, że PiS postanowił spróbować tę przeszkodę obejść, transmitując całość konwencji na facebookowym profilu Andrzeja Dudy. Już samo to było dobrym posunięciem, pokazującym, jak bardzo zmieniło się podejście największej partii opozycyjnej do nowych mediów od czasu, gdy Jarosław Kaczyński wypowiedział nieszczęśliwe zdanie o internautach, siedzących przy piwie przy komputerze.
Kampania głównie w terenie.Ronald Reagan podczas swojej pierwszej kampanii wyborczej na prezydenta, zdając sobie sprawę z wrogości liberalnych mediów, postanowił je ominąć, zwracając się bezpośrednio do wyborców i wciągając w tę grę media lokalne, znacznie mniej liberalne od centralnych.
Wydaje się, że coś podobnego próbują zrobić dziś sztabowcy Dudy, ale setki lokalnych spotkań, na których pojawiają się głównie sympatycy i członkowie PiS – a więc osoby już przekonane – to za mało. Dziś w Polsce nie da się myśleć na serio o wygranej w wyborach bez silnej obecności w mediach centralnych. Konwencja mogła zmienić dotychczasową sytuację o tyle, że prawdopodobnie skokowo zwiększyła rozpoznawalność kandydata PiS.
Jednak sztabowcy Dudy nie powinni się łudzić: choć z konwencji trudno wypreparować cokolwiek kompromitującego, prorządowe media będą stawać na głowie, aby wypełnić zadanie. Nie można się na nie obrażać. Trzeba dawać jak najmniej pretekstów i pod tym względem było tym razem lepiej niż na wielu podobnych wydarzeniach PiS.
Kluczowe będzie przejście kandydata PiS do II tury, bo wówczas cała medialna uwaga będzie musiała się skupić na obu rywalach.
W skali od 1 do 10 dzisiejsza konwencja Andrzeja Dudy zasługuje na mocne 8, może nawet 9. Tak prezentuje się poważny kandydat. Ale politycy PiS powinni pamiętać, że kampanii nie załatwi się jedną konwencją ani objazdami po kraju. Wciąż czekamy na program kandydata. Byłoby też dobrze, gdyby Duda zawczasu zaprezentował nazwiska osób, które chciałby wciągnąć do bliskiej współpracy po ewentualnej wygranej.
Gra toczy się dzisiaj o doprowadzenie do II tury. Jeśli to się uda, sytuacja zmieni się zasadniczo. Także dlatego, że Komorowskiemu nie uda się wówczas uniknąć debaty, a Duda będzie dla niego bardzo trudnym rywalem. Czy dzisiaj wierzę, że zwycięstwo Dudy jest możliwe? Tak, możliwe jest, ale nadal uznaję je za mało prawdopodobne, choć mniej niż jeszcze wczoraj. Konwencja pokazała ogromny potencjał kandydata PiS, ale potencjał trzeba jeszcze wykorzystać. Sympatykom i części działaczy grozi objaw typowy dla prawicy: uleganie myśleniu życzeniowemu. Znakomita konwencja odbyła się w określonym kontekście, o którym nie można zapominać, a do 10 maja czasu jest mało.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/232907-dobre-wystapienie-dudy-ale-nie-ulegajmy-wishful-thinking