Kampania w głównych mediach będzie przemilczaniem Dudy i bardzo nachalnym ukrywaniem wad Komorowskiego. Tylko jak to ukryć w wypadku człowieka, który składa się z samych wad?
Każdy mógł na własne oczy zobaczyć 6 i 7 lutego, czym się różni pralka „Frania” od nowoczesnej maszyny do prania. Każdy mógł się przekonać, że przypominający brudny lufcik, zawodny telewizor „Wisła” w 2015 r. można zastąpić urządzeniem z zakrzywionym ekranem o niebywałej rozdzielczości, fantastycznej jakości dźwięku i obrazu i wielkiej niezawodności. Można się było o tym przekonać oglądając konwencje prezydenckie Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy. 6 lutego zobaczyliśmy przystrojonego pajęczyną grata ze strychu, dzień później coś na miarę współczesności i coś najwyższej klasy. Sama nowoczesność nie jest najistotniejszym kryterium podczas wyborów prezydenckich. Moja metafora nie odnosi się zresztą tylko do nowoczesności, lecz przede wszystkim do jakości. I ta jakość nie wynikała z rozmachu konwencji Andrzeja Dudy i czerstwości oraz zaściankowości tej, która zaprezentowała kandydata Bronisława Komorowskiego. To wynika z ogromnej różnicy, jaka dzieli najważniejszych kandydatów w prezydenckim wyścigu. Nie tylko dlatego, że Komorowski nie potrafił bez kartki wygłosić krótkiej mowy o niczym, a Duda mówił z głowy długo i z sensem. Kandydat Komorowski to po prostu ściągnięty ze strychu relikt PRL. Owszem po face liftingu w III RP, ale to wciąż ramota. Kandydat Duda to z kolei ktoś, kto PRL nie nasiąknął, bo gdy się kończyła, nie był nawet pełnoletni. Ale przede wszystkim nie jest Duda człowiekiem myślącym i działającym w kategoriach PRL. Jemu nie przyszłaby nawet do głowy rehabilitacja komunistycznych wojskowych służb i zasłużonych funkcjonariuszy poprzedniego reżimu, O różnicy wiedzy, inteligencji i klasy nie ma co wspominać, bo nie kopie się leżącego.
Przeprowadzone dzień po dniu konwencje PO i PiS pokazują też, w jak wielkim stopniu stereotypy i kalki rządzą polską polityką i mediami. Konwencja PO to był czysty obciach, estetyczny kicz i styl rodem z remizy strażackiej w czasach PRL (przy pełnym szacunku do strażaków, bo ten styl nie był ich wyborem). Miało się wrażenie, że jakieś ciotki i wujowie zebrali się na zbiorowym darciu pierza i zajęcie to przerywali czerstwymi dowcipasami. A przecież to o PO mówi się od lat jako o wzorcu z Sevres stylu, dobrego gustu i wyrafinowania. 6 lutego nie widzieliśmy z tego kompletnie nic. Był tylko wszechogarniający obciach. Wszystko to, co mówiono o PO mieliśmy natomiast realnie w wydaniu PiS dnia następnego. Co dowodzi, że stereotypy nijak się mają do realiów.
Teraz można łatwo zrozumieć, dlaczego Bronisław Komorowski za żadną cenę nie chce debaty z Andrzejem Dudą. Łatwo też zrozumieć, dlaczego mainstreamowe media bardzo rzadko pokazują Andrzeja Dudę na żywo i bez montażu. Jedyną szansą Komorowskiego, i o to bardzo dbają mainstreamowe media, jest to, żeby nie można go było bezpośrednio porównać z Dudą. I żeby nie musiał zabierać głosu w istotnych sprawach. Kiedy coś duka do zaprzyjaźnionych dziennikarzy z TVN, nie widać tej kolosalnej różnicy. Podobnie jak wtedy, gdy czyta z kartki swoje banalne oczywistości. Rzeczywista i uczciwa konfrontacja wypada bowiem tak, jakby piłkarski Huragan Wołomin walczył z Realem Madryt. Z tego wszystkiego wynika, że Bronisław Komorowski ma szansę tylko wtedy, gdy Polacy, którzy nie znają Andrzeja Dudy nie będą mieli szansy poznać go poprzez ogólnopolskie media. Kampania będzie więc w tych mediach przemilczaniem Dudy i jeszcze bardziej nachalnym ukrywaniem wad kandydata Komorowskiego. Tylko jak to ukryć w wypadku człowieka, który składa się z samych wad?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/232900-komorowski-wypada-przy-dudzie-tak-jak-huragan-wolomin-przy-realu-madryt