Dlaczego konwencja zezwala na przemoc w związkach gejowskich? I czy nagonki na Krystynę Pawłowicz jej nie łamią?

fot. PAP/B. Zborowski
fot. PAP/B. Zborowski

Po wczorajszym teatrze absurdu, gdy na Wiejskiej lobby gender w porozumieniu z nieformalnym klubem wspierania homo oraz grupą żenujących cykorów pokonały resztę Sejmu w kwestii „konwencji antyprzemocowej”, wiemy jeszcze lepiej, gdzie żyjemy.

I dokąd z całego serca zapraszamy agresywne pary homoseksualne, by adoptowały nasze dzieci wyrywane z rąk rodziców, a choćby i za to, że ci nie mają kasy, by opłacić kogo trzeba. To przykład wcale nie ekstremalny, a idę w zakład, że będziemy mieli z takimi do czynienia coraz częściej. Nie dlatego, że społeczność homoseksualna tylko na to czeka, ale dlatego, że za jej medialny wizerunek odpowiadają w większości skrajni, homoseksualni cynicy, którzy nie cofną się przed żadną bzdurą i żadnym koszmarem, byle tylko przekonać społeczeństwo, że ich model życia jest na tym świecie normą. A gdy się posłucha fachowców w rodzaju Dariusza Michalczewskiego, to można i uznać, że normą znacznie normalniejszą niż te straszne, pełne przemocy związki tradycyjne – kobiety i mężczyzny.

Ale największy problem, moim zdaniem, leży na plecach i kwiczy. Otóż gdyby się naprawdę uczciwie, bez żadnych czy światopoglądowych uprzedzeń przyjrzeć temu, kto – choćby w polskim Sejmie – najbardziej jest na bakier z najważniejszymi punktami „antyprzemocowej konwencji”, ujrzymy fakt niepodważalny. To ci, którzy, dziwnym trafem, najgłośniej wzywali, by ją w polskim Sejmie ratyfikować! W jej artykule 3 czytamy bowiem., że przestępstwem jest „każdy akt dyskryminacji, która może prowadzić do psychologicznej szkody lub cierpienia kobiet”.

Czy zatem nie było takim przestępstwem nazywanie posłanek PiS przez Janusza Palikota „politycznymi prostytutkami”? A skrajne chamstwo Stefana Niesiołowskiego wobec dziennikarki Ewy Stankiewicz i wcześniej wobec Marty Kaczyńskiej? Nie były nim skandaliczne wypowiedzi Andrzeja Halickiego o majątku córki śp. Pary Prezydenckiej? A nagonka na posłankę Pawłowicz i „buractwo” posła Rozenka, który pastwił się nad nią tylko dlatego, że zjadła w Sejmie sałatkę i że jest z PiS-u? Jego wódz świńską głowę mógł wykorzystywać w kampanii, a tu nagle sałatka zaczęła przeszkadzać? A jazda po rodzinie Magdaleny Ogórek?

Pytam państwa – czy to nie są „akty dyskryminacji, które mogą prowadzić do psychologicznej szkody lub cierpienia kobiet”? Jeśli zatem są, dlaczego ręka w rękę z tymi, którzy je czynią, reszta Sejmu podnosi rękę za czymkolwiek? Kto ma od wczoraj oceniać, co „psychologicznie szkodzi” kobietom, a co nie? Naprawdę – zwracam się do tych, którzy byli „za” – nie widzicie, panie i panowie, jak kuriozalny, leninowski w charakterze akt wczoraj podpisaliście własną krwią? Kolejny punkt jest jeszcze głupszy:

Strony stosują konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorach zachowań kobiet i mężczyzn, w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn”.

Wynika z niego jasne, że jako „przemoc wobec kobiety” uznana będzie także

przemoc wobec faceta, który czuje się kobietą lub który pełni obowiązki kobiety – w domu lub w pracy.

Niech mi zatem ktoś z mądrych inaczej lewaków pokroju Głupiego Jasia z Kapeli czy innych kryptokomuszków wyjaśni – jaka jest dziś, ich zdaniem, owa „stereotypowa rola kobiety”?

Kto będzie takie stereotypy katalogował, jednocześnie tym samym wyznaczając je na nowo, a potem z tak skatalogowanymi – walczył do ostatniej kropli głupoty? Czy facet opiekujący się dzieckiem, gdy matka jest w pracy, będzie już liczony jako „kobieta”? Czy zwrócenie mu uwagi, że krzywo założył pampersa, będzie już „przemocą wobec kobiet”, jeśli przysporzy mu to „psychicznego cierpienia”? I co ze związkami gejowskimi, w których nie ma kobiet, a żaden z panów się za kobietę nie uważa i kobietą nie czuje? Tam przemoc jest dozwolona? Czy nie prościej byłoby zatem zakazać przemocy także wobec mężczyzn?

I czy ona nie jest przypadkiem już zakazana? Podobnie, jak wobec kobiet? Na cóż więc cała ta „antyprzemocowa” konwencja? Tylko po to, by już nikt się nie śmiał na widok faceta w sukience? A jak będzie, to co? Chemiczna kastracja? Piszę to oczywiście tylko we własnym imieniu, ale piszę, mam nadzieję, wyraźnie: jeśli o mnie chodzi, możecie sobie tym świstkiem unijnej paranoi podetrzeć, co tylko chcecie. A choćby i pełne frazesów o „normalności” usta.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.