Jan Pospieszalski: Powinniśmy być wdzięczni „wSieci” za tekst o Grodzkiej. Dzięki temu nasze rozumienie wojny kulturowej jest większe. NASZ WYWIAD

YT/wSieci
YT/wSieci

wPolityce.pl: Wiele słów krytyki padło pod adresem tygodnika „wSieci” za tekst dotyczący Anny Grodzkiej. Czy dziennikarze mają prawo zadawać w tej sytuacji pytanie o fikcyjny charakter zmiany płci znanej z promocji transseksualności osoby publicznej?

Jan Pospieszalski: Pytania stawiane przez autora artykułu we „wSieci” są jak najbardziej zasadne. Tu chodzi przecież o to czy Polska nie została wciągnięta w pewną medialno-polityczną „ustawkę”. Pytania takie są uzasadnione. Reakcja na nie jest natomiast symptomatyczna. Niejako w odpowiedzi na tekst Anna Grodzka pojawiła się w programie Moniki Olejnik. Ten występ od początku robił wrażenie kolejnego reżyserowanego show. Co ważne, to, co miało dezawuować tekst i prace dziennikarzy, jedynie wzmogło wątpliwości. Wraz z upływem czasu pytania red. Potockiego wracały z podwójną mocą. Już w pierwszych sekundach audycji Monika Olejnik była bliska przejęzyczenia się, mówiąc do Grodzkiej per „pan”. Potem się poprawiła. Im jednak dłużej przyglądamy się postaci Grodzkiej, która próbuje udawać damską gestykulację, mowę ciała, tembr głosu, tym lepiej widać, że ona się pogrąża. Kreacja Grodzkiej budzi w sposób naturalny pytania o naturę tego człowieka.

Ona jednak bardzo się stara prezentować się jako modelowa kobieta…

Rzeczywiście, widzimy nowe kreacje. Tu nowa peruka, czy oprawki okularów itd. Mamy próbę przekonania, jak dalece ona się zmieniła z mężczyzny. Jednak wątpliwości pojawiają się na nowo, gdy patrzy się na jej działalność publiczną. Co ciekawe, Grodzka zarzuca tygodnikowi „wSieci” kłamstwo i udaje zranioną i delikatną osobę, jednak im bardziej się stara udawać, tym łatwiej wychodzi z niej grubo ciosana, męska narracja i mowa ciała. W programie Olejnik Grodzka walczyła jak mogła nawet z tembrem swojego głosu, ale w końcu im mocniej się nakręcała, tym lepiej było słychać, że mamy jednak przed sobą obraz mężczyzny. Grodzka zarzuciła wiele tygodnikowi, ale z drugiej strony unika odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytania.

Dotyczące zmiany płci?

Nie tylko. Jak ognia unika np. pytań o swoje szkolenia w ZSRS, przekonując, że brała udział tylko w szkoleniach szkoły oficerów w Łodzi, unika pytań o swoją działalność polityczną w PRLu. Podobne uniki widać i w sprawie zmiany płci. U Moniki Olejnik przekonywała, że zmiana jej płci była zupełna, ale zaraz obok wspomina o płci kulturowej. Tłumaczy, że pytania o zmianę płci są niezasadne, ponieważ jest coś takiego jak płeć kulturowa. To jest rzecz najważniejsza.

Typowa narracja zwolenników gender i wojującej lewicy. Jednak dlaczego to tak ważne w tym przypadku?

W Sejmie bowiem odbędzie się lada dzień głosowanie dotyczące Konwencji tzw. antyporzemocowej. Ten dokument jest szkodliwy, zły i Polsce zupełnie niepotrzebny. Jeśli red. Potocki ma rację, jeśli rzeczywiście jesteśmy oszukiwani przez Grodzką i jej otoczenie polityczne, to mamy do czynienia z potwierdzeniem wszelkich obaw, jakie rodzą się z zapisów Konwencji. To właśnie ta Konwencja wprowadza płeć kulturową, to właśnie ona wprowadza język totalitarny, uznając, że jakieś dziwne ponadnarodowe ciało ma nadzorować wykonywanie szkodliwych zapisów konwencji, że ma wypleniać zjawiska piętnowane w tej Konwencji, oceniać czy rewolucja społeczna jest już wystarczająco silna i zaawansowana. W tym kontekście należy patrzeć na przypadek Grodzkiej.

Do jakich wniosków to spojrzenie prowadzi?

Gdy dłużej widzi się tę bezczelność i nachalność tego lansu, tym bardziej należy się bać tej Konwencji. Ona nie walczy z przemocą, ale ma inne cele. Cele ukryte, dotyczące inżynierii społecznej. W podobny sposób Grodzka prezentuje się jako kobieta. Jej misja również ma na celu zmianę znaczenia podstawowych tez, buduje nienaturalną rzeczywistość. Wszystko jest zmienne. To wszystko byłoby niemal śmieszne, gdyby nie chodziło o poważne zmiany, jakie mogą zajść w polskim prawie. Gdy zestawimy misję Grodzkiej właśnie z totalitarnym językiem Konwencji Rady Europy, która wprowadza chaos pojęciowy, wprowadza mechanizmy totalitarne wobec krytyków społecznej rewolucji, to widać, że te działania są realnie groźne. W związku z tym powinniśmy być wdzięczni tygodnikowi „wSieci” za publikację dotyczącej Grodzkiej. Bardzo dobrze, że tygodnik zajął się tym tematem, ponieważ nasze rozumienie świata i wojny kulturowej jest większe. Na koniec warto zwrócić uwagę, jak zakończyła się audycja u Moniki Olejnik. To medialne show zakończyło się niemal jak scena z rozmowy oficera prowadzącego i figuranta, który zmuszony zostaje do podarcia tygodnika „wSieci”.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.