Pigułka “dzień po” to nie środek antykoncepcyjny, to “pestycyd na ludzi”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. freeimages.com
fot. freeimages.com

Polskie ministerstwo zdrowia zapowiedziało, że pigułki “dzień po” będą dostępne w naszym kraju bez recepty dla osób od 15. roku życia.

Tak wypowiadali się m.in. wiceminister Sławomir Neumann oraz rzecznik resortu Krzysztof Bąk. Powoływali się oni na decyzję Komisji Europejskiej, do której Polska musi się rzekomo dostosować. Tymczasem Komisja rekomendowała co prawda takie postępowanie, ale stwierdziła, iż ostateczna decyzja należy do poszczególnych państw członkowskich. Bardzo wyraźnie podkreślił to rzecznik Komisji Europejskiej ds. zdrowia Enrico Brivio.

Sprzedaż bez recepty pigułki “dzień po” byłaby tak naprawdę działaniem łamiącym polskie prawo, gdyż oznaczałaby pogwałcenie ustawy o ochronie życia poczętego ze stycznia 1993 roku. Pigułka ta, wbrew często stosowanym określeniom, nie jest bowiem środkiem antykoncepcyjnym, lecz wczesnoporonnym. Jej celem jest aborcja – nie chirurgiczna, lecz farmakologiczna. Jest ona zwana także „aborcją domową”, gdyż nie wymaga pójścia do kliniki, lecz zażycia odpowiedniego środka.

Najbardziej znanym z owych specyfików jest tabletka RU-486. Jeden z największych genetyków XX w. profesor Jerome Lejeune nazwał ją wprost „pestycydem na ludzi”, gdyż nie ma ona innego zastosowania niż dzieciobójcze. Co znamienne, RU-486 jest produkowana w tych samych niemieckich zakładach chemicznych Hoechst, w których podczas II wojny światowej wytwarzano Cyklon B.

Pigułka “dzień po” może spowodować zgon dziecka poczętego w łonie matki do siódmego tygodnia życia. Dzieje się tak na skutek zablokowania wytwarzania progesteronu, czyli hormonu odpowiedzialnego za prawidłowy przebieg ciąży, a przede wszystkim za odżywianie płodu. Dochodzi więc do sytuacji, w której pozbawione pokarmu dziecko poczęte umiera w macicy i zostaje poronione.

Metoda ta jest jednak skuteczna jedynie w 60 proc., dlatego żeby przyspieszyć efekt wczesnoporonny, kobietom podaje się prostaglandyny, czyli silne środki skurczowe. Jest to zabieg o wysokim stopniu ryzyka dla zdrowia. W 90 proc. przypadków łączy się z krwawieniem, silnym bólem bądź zapaleniami. Dlatego bardzo często kobietom podaje się środki przeciwbólowe oraz antybiotyki, by zapobiec infekcjom. Ten „koktajl farmaceutyczny” (RU-486, prostaglandyny, leki wspomagające, antybiotyki i środki przeciwbólowe) powoduje tak wiele niebezpiecznych efektów ubocznych, że trzy feministki i zwolenniczki aborcji – Janice G. Raymond, Renate Klein i Lynette J. Dumble – które przebadały powikłania i komplikacje powstałe na tym tle, zaapelowały, by wycofać z rynku RU-486 i inne tego typu środki z powodu ryzyka, jakie stwarzają dla zdrowia kobiet.

W około 10 proc. przypadków pigułki „dzień po” nie przynoszą spodziewanych efektów, więc ciąże kończą się albo aborcją chirurgiczną, albo porodem, podczas którego najczęściej rodzą się noworodki ciężko upośledzone. Każdy, kto chce zaprotestować przeciwko planom ministerstwa zdrowia, może to zrobić podpisując się TUTAJ pod petycją do szefa tego resortu ze sprzeciwem wobec udostępniania aborcyjnych pigułek:

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych