W nauce wrze. Ale zbuntowani humaniści i ich sojusznicy nie zostali potraktowani serio przez minister Kolarską-Bobińską

fot. wszystkoconajwazniejsze.pl
fot. wszystkoconajwazniejsze.pl

Ani Polsatowskie Wydarzenia, ani TVN-owskie Fakty, ani Wiadomości TVP nie zająknęły się słowem o Kongresie Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej.

Odbył się dziś w Warszawie i to w Sali Fundacji Batorego, a jednak nie doczekał się choćby odnotowania. Wcale się temu nie dziwię.

Naturalnie konkurencja była duża: od protestów rolników i wojny ministra Schetyny z Rosją po nominację Michała Kamińskiego na oficjalnego już doradcę Ewy Kopacz. A jednak to pominięcie jawi się jako kuriozalne. Naukowcy reprezentujący 70 humanistycznych wydziałów i instytutów z 16 uczelni z całego kraju grożą protestami i odmawiają Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego wiarygodności. Atmosfera na zatłoczonej sali jest rewolucyjna. Ale Polakom oszczędza się tej informacji.

Ci ludzie przejechali nieraz wiele kilometrów nie po to aby żądać wyższych płac dla siebie, choć padło też wiele gorzkich słów pod adresem systemu, który skazuje naukowców na śmieciowe umowy i brak stabilizacji oraz społecznego prestiżu. Socjolog Marcin Zaród w swoim dowcipnym komentarzu przywołał problemy naukowców z lat 60. I 70. XX wieku. Nic się od tamtego czasu nie zmieniło. Ale główne żądania dotyczą zupełnie czego innego. Stawką nie jest już poziom życia ludzi nauki. Stawką jest przetrwanie humanistyki, a do pewnego stopnia w ogóle nauki.

Środowisko akademickie budzi się z długoletniego snu

-– ogłaszał doktor filozofii Aleksander Temkin, który wyrasta na trybuna tego buntu. Kidy dyrektor z Ministerstwa Nauki Szkolnictwa Wyższego nieco protekcjonalnie uznał niektóre pomysły Komitetu za „ciekawe”. Temkin chwycił mikrofon i oznajmił, że czas takich niekonkretnych deklaracji się już skończył. Czego domagają się naukowcy? Po pierwsze zmiany systemu naliczania tak zwanej dotacji podstawowej, finansującej działalność uczelni.

W tej chwili decydującym czynnikiem jest liczebność studentów, a resort chce jeszcze zwiększyć tę zależność – bo to w dobie niżu demograficznego ułatwia oszczędności, a w skrajnych przypadkach pozwala zamykać całe kierunki.

Uczeni protestują: łatwiej zlikwidować na jakiejś uczelni powiedzmy historię niż ją potem odbudować. Grozi to przerwaniem badań, nieraz istotnych dla poszczególnych regionów i wyjałowieniem takich miast jak Lublin, Białystok czy Opole z lokalnych elit.

Buntownicy proponują zmianę algorytmu naliczania tej dotacji. Chcą też rozmaitych dodatkowych gwarancji dla przetrwania kierunków - w skrajnej postaci liczyłaby się liczba grup, a nie studentów w grupach.

Dlaczego nie prowadzić zajęć z mniejszymi grupami i zapewnić studentom lepsze warunki?

-– padały pytania. Podobnie pytano, kiedy samorządy zabierały się coraz raźniej za likwidację szkół.

Profesor Zbigniew Osiński, bibliotekoznawca podawał jeszcze inne przyczyny dobrze dla podtrzymywania a nie wygaszania kierunków.

Na moim uniwersytecie przeważają studenci z Lublina i najbliższych okolic. Czy mogliby studiować, gdyby kazano by im jeździć do odległych miast?

-– pytał.

Kolejnym żądaniem jest z kolei zmiana systemu przyznawania grantów – jest to drugie, poza dotacją na cele edukacyjne, źródło finansowania badań. Zdaniem buntowników faworyzują one nauki techniczne kosztem humanistów, a nawet takich nauk ścisłych jak matematyka czy fizyka.

Oddzielnym przedmiotem krytyki jest preferowanie w konkursach na granty dorobku zagranicznego kosztem krajowego. W wywiadzie dla ‘wSieci” profesor Osiński mówił obrazowo: „opłaca się badać języki Papui-Nowej Gwinei, nie opłaca badać najnowszej historii Polski”. Podczas obrad kongresu filmoznawca Mateusz Werner dał inny przykład: „krótki artykuł w piśmie Nature jest wyżej oceniany niż dwa tomu słownika XVI-wiecznej polszczyzny”. I dodawał: „To iluzja, że istnieje globalny rynek humanistyki”.

Oczywiście ostatecznym postulatem unoszącym się nad kongresem była nie tylko zmiana systemu dzielenia, ale i podniesienie sum przeznaczonych na naukę.

To 0.31 procenta PKB, najmniej od kilkudziesięciu lat, jesteśmy na szarym końcu w Europie

-– alarmował doktor Temkin.

Rząd zlekceważył kongres – z ministerstwa przyszedł jedynie dyrektor. Z ponad 100 uczestnikami w kłótnię wdał się za to profesor inżynier Andrzej Jajszczyk, szef Narodowego Centrum Nauki, które dzieli granty. Żądał aby porównać polski system dotowania nauki z amerykańskim. W Polsce suma dotacji to 210 milionów, w USA ludniejszych 10-krotnie i dużo bogatszych – 540 milionów.

To chyba nienajgorzej świadczy o Polsce

-– krzyczał. Brzmiało efektownie, ale na krótko. Socjolog Marcin Zaród przypomniał, że w USA znaczna część funduszów na naukę pochodzi od stanów, a tych prof. Jajszczyk nie policzył. Można by dodać, że to porównanie jest nietrafione i z innego powodu: Amerykanie zawsze preferowali system nauki bardzo utylitarny, nastawiony na doraźne biznesowe korzyści. Tradycja europejska w tym polska, jest zgoła inna. I to z krajami europejskimi należałoby nas porównywać.

Jajszczyk uraził też zgromadzonych twierdzeniem, że polscy humaniści są zaściankowi, a tematy ich projektów nieraz bezsensowne. Wątpliwości zgłaszali także niektórzy uczeni przestrzegający przed eliminowaniem z nauki elementów konkurencji. Ale Temkin zapewnił, że Komitet chce systemu preferującego jakość.

To obecny system taki nie jest, chcąc mieć jak najwięcej studentów, bo to warunek uzyskania pieniędzy obniżamy wymagania

— przypominał.

Pomimo rewolucyjnej atmosfery (na konferencji prasowej Temkin występował w towarzystwie przedstawiciela Krajowej Sekcji Nauki „Solidarności” oraz OPZZ), nie opatrzono ultimatum żadną datą i nie powiedziano wyraźnie, co ma się stać, jeśli rząd zignoruje żądania. Pewien naukowiec z Białegostoku narzekał: jak się chce zwolnić 3000 tysiące górników, ono umieją zorganizować protest. W ostatnich latach, po reformach PO zwolniono już 5000 naukowców. I co? I nic.

Jako jedyny polityk przemawiał poseł PiS, profesor politologii z Krakowa Włodzimierz Bernacki. Jego ostra krytyka ministerstwa się podobała sali. Bernacki przestrzegał, aby nie utożsamiać całego zła tylko ze zdymisjonowaną przed rokiem Barbarą Kudrycką, bo nowa minister, Kolarska-Bobińska, szykuje już nowe oszczędnościowe korekty.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.