Protesty rolników, strajki w kopalniach i pikiety „frankowiczów” to dobry moment, by zauważyć niezwykłą skuteczność formatowania poglądów Polaków na tak podstawowe kwestie, jak prawa obywateli, rola związków oraz cel i sens istnienia rządu w suwerennym państwie.
Praktycznie wszyscy o strajkach, protestach i pikietach piszą dokładnie tak samo; „protestujący domagają się od państwa pomocy (!?)” oraz wszyscy tak samo pytają; „czy państwo pomoże(!) rolnikom, górnikom, frankowiczom” (tu wstaw kolejną, dowolną grupę). W wersji bardziej radykalnej pytanie brzmi - „czy rząd ulegnie (!) roszczeniom górników, rolników, frankowiczów” etc. W łagodnej wersji „protestujący domagają się” tego i tamtego, w radykalnej - „kolejne grupy zgłaszają swoje nieuzasadnione roszczenia”.
Czy aby na pewno wszyscy jesteśmy przekonani, że państwo i jego rząd są po to, by „pomagać”, lub „nie pomagać” protestującym? A może mamy rząd i nasze własne państwo po to, by rządzący merytorycznie, uczciwie i odpowiedzialnie rozwiązywali realne problemy swoich obywateli? Może za to im płacimy i po to ich wybieramy?
Bo jeśli druga odpowiedź jest prawdziwa, to chciałabym czasami przeczytać i usłyszeć, że: „rolnicy, górnicy i frankowicze (etc.) domagają się rozwiązania przez rząd takich i takich problemów”, (a nie pomocy). A „rząd, minister, premier, (do wyboru) monitoruje i diagnozuje zgłaszane problemy i proponuje następujące rozwiązania” lub - z takiego i takiego powodu nie podejmie żadnych działań.
Czy obywatele demokratycznego państwa mają prawo do werbalizacji własnych interesów, czy też prawo to zastrzeżone jest tylko dla polityków i ludzi wielkiego biznesu? I czy interesy pracowników zawsze są „egoistycznymi roszczeniami”? A może czasami są częścią naszych wspólnych narodowych i obywatelskich interesów- jak w przypadku lasów państwowych, demografii, bezpieczeństwa energetycznego, bezpieczeństwa żywnościowego, bezrobocia etc.
Dzisiaj język komunikacji społecznej jednym słowem - „roszczenia” - odbiera pracownikom i rolnikom prawo do sygnalizowania społecznych i gospodarczych problemów. I tak tkwimy w tej zbiorowej hipnozie, w której pracownik to tylko „niechciany koszt” gospodarczej działalności a działacz związkowy to politykier wykorzystujący „nieuzasadnione roszczenia” pracowników dla kariery. Rolnik był i ma pozostać „balastem procesu modernizacji”.
I tylko wielki biznes, i to niekoniecznie polski, rozsiadł się na miejscu dawnej „przodującej klasy robotniczej” i jako „chodząca doskonałość” ma prawo do szczególnej troski rządu i mediów. Nic dziwnego, że w tak opisywanej przez media rzeczywistości rząd coraz bardziej przypomina Agencję Ochrony Interesów - własnych i swojego biznesowego zaplecza.
Pozornie, język komunikacji to owoc dyskusji i debaty toczonej przez dziennikarzy, komentatorów i ekspertów. Ale jeśli wszyscy mówią językiem, w którym „ukryty” przekaz jest dokładnie taki sam, to mam prawo pytać, przypadek to, czy socjotechnika?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/232203-zbiorowa-hipnoza-czy-tylko-wielki-biznes-i-to-niekoniecznie-polski-ma-prawo-do-szczegolnej-troski-rzadu-i-mediow