Na wczorajszej wspólnej konferencji prasowej ministrów pracy Polski i Niemiec ogłoszono, że stosowanie niemieckich przepisów dotyczących płacy minimalnej wobec polskich przewoźników zostanie zawieszone, dopóki Komisja Europejska nie przeanalizuje ich pod kątem zgodności z prawem unijnym. Przy ogłaszaniu tego „sukcesu” przedstawiciele rządu nie wspomnieli, że zawieszenie dotyczy faktycznie około 1/3 polskich przewozów przez Niemcy, o czym poinformowali opinię publiczną członkowie Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
Nie wspomniano również o tym, że tego typu wrogie praktyki Niemiec wymierzone w polskich przewoźników są nie tylko sprzeczne z prawem Unii, ale i powszechnie przyjętymi zwyczajami międzynarodowymi. W przypadku kolizji systemów prawnych różnych państw, tak jak to ma miejsce w tym przypadku, stosuje się prawo państwa-siedziby przedsiębiorcy bądź prawo państwa-utworzenia danej firmy. Oznacza to, że do polskich przewoźników transgranicznych powinno się stosować polskie regulacje o płacy minimalnej, a nie niemieckie.
W związku z tym łatwo o wniosek, iż wymuszanie na naszych przewoźnikach stosowania niemieckich przepisów w tej materii jest klasycznym naruszeniem prawa międzynarodowego.
Nie mam pojęcia, w jaki sposób Niemcy chcieliby w pełni egzekwować swoje przepisy wobec Polaków. Przecież aby rzetelnie sprawdzić ile dany przewoźnik zarabia, niemiecka inspekcja pracy musiałaby dokonywać kontroli w siedzibach firm, które znajdują się na terytorium RP. O ile mi wiadomo, Berlin nie posiada jurysdykcji nad obszarami znajdującymi się na wschód od Odry.
W tym miejscu należy przypomnieć, że wprowadzenie płacy minimalnej w wysokości 8,5 euro (czyli 37 złotych) za godzinę było zapowiadane przez władze niemieckie już w 2013 r., gdy zawiązywała się „wielka koalicja” CDU/CSU-SPD. Tymczasem nasz rząd reaguje dopiero dzisiaj, już po prawie miesiącu obowiązywania tych przepisów.
Warto w tym miejscu postawić pytanie, czy skoro Niemcy przyjmują, że utworzone i mające siedziby w Polsce firmy powinny się stosować do ich przepisów krajowych, to takim samym obowiązkiem powinno się objąć niemieckie firmy działające w Polsce?
Aktywnych w Polsce firm o kapitale niemieckim jest bardzo wiele. Przeważnie sprowadzają się do nas po to, by zatrudniać „tubylczą siłę roboczą” za wynagrodzenie wielokrotnie mniejsze od tego, które muszą oferować w swoim kraju. Skoro Berlin swoimi ustawami chce regulować stosunki pracy w Polsce, to być może warto zobligować niemieckich przedsiębiorców by płacili Polakom stawki ustanowione przez Bundestag? Zamiast 8 zł za godzinę zatrudniony przez Niemca Polak zarabiałby 8,5 euro za godzinę.
Motyw objęcia polskich przewoźników transgranicznych niemiecką płacą minimalną wydaje się oczywisty. Ta dziedzina polskiej gospodarki dynamicznie się rozwija, ustępując pod względem rocznych obrotów w Europie tylko swojemu niemieckiemu odpowiednikowi. Rząd w Berlinie widocznie się obawia, że niedługo ich przedsiębiorcy mogą stracić prymat na rzecz Polaków.
Oczywiście w Polsce tworzenie ustaw pod własnych przedsiębiorców czy też lobbowanie za ich interesami przez rząd zostałoby okrzyknięte „wstecznym” oraz „godzącym w wolny rynek”. Niestety, dla rzekomo polskich elit Niemcom wolno wszystko, a Polakom nie wolno nic.
Powyższe rozważania dotyczą prób narzucenia Polsce obcego reżimu prawnego przez niemiecki rząd. Nie zmienia to jednak faktu, że jako Prawo i Sprawiedliwość oczywiście opowiadamy się za podwyższeniem płacy minimalnej, która będąc tak niską hamuje rozwój naszego kraju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/231993-niemcy-chca-zdusic-polskich-przewoznikow