Śledztwo w sprawie zabójstwa Litwinienki może być też przełomem dla wyjaśnienia Smoleńska

fot. RT
fot. RT

Gdyby Brytyjczycy ujawnili swoją wiedzę na temat Putina w związku z katastrofą smoleńską, mogłoby to zachęcić także inne służby. A wtedy wszystko może się posypać jak kostki domina.

„Pospolity przestępca przebrany za głowę państwa” – tak 28 stycznia 2015 r. nazwał Władimira Putina adwokat Ben Emmerson. Reprezentuje on przed brytyjskim sądem wdowę po Aleksandrze Litwinience, zamordowanym w 2006 r. byłym oficerze rosyjskiego kontrwywiadu. To postępowanie sądowe ma ogromne znaczenie, bowiem pokazuje, kim w istocie jest Putin. A jest to ktoś, kogo Aleksander Litwinienko i Jurij Felsztyński w książce „Wysadzić Rosję” oskarżyli o zlecenie wysadzenia budynków mieszkalnych w Moskwie i Władywostoku, by mieć powód do krwawej rozprawy z Czeczenami. Litwinienko twierdził też, że z rozkazu Putina miał zabić w Anglii niewygodnego oligarchę Borysa Bierezowskiego. Ten proces ma zatem także znaczenie dla wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Bo w świetle tego, co zebrały brytyjskie służby Putin jest zdolny do wszystkiego. A czekający na jego rozkazy agenci są w stanie zorganizować każą prowokację, dywersję czy zamach.

Londyński proces ma ogromne szanse obnażyć Putina (przy pomocy dowodów wywiadu) jako człowieka absolutnie bezwzględnego i podstępnego na długo przed atakiem na Ukrainę, gdzie każdego dnia za jego przyzwoleniem, a często i z jego rozkazu popełniane są niebywałe zbrodnie. W kwietniu 2010 r., gdy doszło do katastrofy w Smoleńsku, taki właśnie bezwzględny, podstępny i gotów na wszystko Putin był premierem Rosji, w pełni kontrolującym tajne służby i mogącym im zlecić każdą operację specjalną. Był taki zresztą już wiele lat wcześniej, a tylko odgrywał quasi-demokratyczny cyrk przed naiwniakami z Zachodu. I był w stanie owinął sobie wokół małego palca takich politycznych amatorów jak Donald Tusk.

Londyńskie śledztwo sądowe ma dlatego tak wyjątkowe znaczenie, że po latach uników, by nie zadrażniać stosunków z Moskwą, Brytyjczycy zdecydowali, by ujawnić dowody wyjaśniające, jak zginął były rosyjski szpieg.W 2001 r. uciekł on do Wielkiej Brytanii i nawiązał współpracę z brytyjskim wywiadem. W listopadzie 2006 r. Litwinienko został otruty herbatą z radioaktywnym polonem. Brytyjskie służby zebrały dowody na zaangażowanie rosyjskich agentów w zabicie Litwinienki, a wszystkie nitki wiodą na Kreml i do Putina jako zleceniodawcy. Ben Emmerson mówi o tym otwarcie, mimo że nie będzie mógł skorzystać ze wszystkich ustaleń tajnych służb. Niektóre dowody wskazywałyby na możliwości i aktywa brytyjskiego wywiadu w Rosji, więc pozostaną tajne. Ale już samo przełamanie się brytyjskich władz ma ogromne znaczenie, bo nikt nie ma wątpliwości, że bez politycznej decyzji na najwyższych szczeblach tego dochodzenia by nie było.

Jeśli Brytyjczycy zdecydowali się ujawnić dowody w sprawie Litwinienki i odważyli się otwarcie zaatakować Putina, może to mieć przełomowe znaczenie także w innych sprawach. Nikt chyba nie wątpi, że brytyjski wywiad, uznawany za jeden z najlepszych na świecie, może posiadać informacje, choćby przez swoich agentów w Rosji, a najprawdopodobniej także w rosyjskich tajnych służbach dotyczące tajnych operacji zlecanych przez Putina. Nie przesądzając, jak ostatecznie doszło do katastrofy smoleńskiej, można być właściwie pewnym, że Brytyjczycy mają na ten temat wartościowe informacje, które mogłyby wiele wyjaśnić. Inna sprawa, czy i na ile zdecydują się je ujawnić nie demaskując swojej agentury w Rosji i swoich możliwości operacyjnych. W każdym razie pierwszy krok jest właśnie stawiany w londyńskim sądzie. A jeśli za nim pójdą następne kroki, to, co jest na razie tajemnicą oraz przedmiotem domysłów, może być wsparte dowodami o ogromnym i przełomowym znaczeniu.

Gdyby Brytyjczycy ujawnili swoją wiedzę na temat Putina w związku z katastrofą smoleńską, mogłoby to zachęcić także inne służby, np. amerykańskie.

Prawdopodobieństwo, że tak może się stać wzrośnie, jeśli wybory prezydenckie wygra republikański kandydat. A potem wszystko może się posypać jak kostki domina. Jeśli więc ktoś w Polsce, np. Maciej Lasek i jego ludzie czy politycy PO uważa, że w sprawie katastrofy smoleńskiej nic się już nie stanie, może być bardzo zaskoczony. A wtedy się okaże, kto w tej sprawie był naprawdę oszołomem. I już nie użytecznym, ale patentowanym idiotą, żeby nie powiedzieć gorzej.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.