Romaszewska: Państwo szatniarzy. Czyli o tym jak Tatry sprzedajemy. Władza mówi nam brutalnym slangiem, że możemy jej "naskoczyć"

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. polskiekolejelinowe.biz
Fot. polskiekolejelinowe.biz

Czy mogą „wszyscy święci” chcieć jednego, a władze - zrobić coś innego? No jasne, że mogą. Widać to najlepiej na przykładzie prywatyzacji, a następnie sprzedaży zagranicznemu inwestorowi firmy będącej właścicielem kolejki linowej na Kasprowy Wierch wraz z terenem pod nią położonym. A także kilku innych kolejek górskich (m.in. kolejki na Gubałówkę)” – piszę dziennikarka, założycielka i szefowa telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy na łamach „Gazety Wyborczej”.

Według niej gdy Władysław Zamoyski darowywał Narodowi swoje dobra tatrzańskie, gdy z patriotycznych motywacji prawował się o Morskie Oko z Węgrami i gdy następnie tworzono Tatrzański Park Narodowy, nikomu nawet do głowy by nie przyszło, że kawałek ziemi pod Tatrami, fragment wysokogórskiego, unikatowego przyrodniczo skarbu narodowego przejdzie kiedyś na cele komercyjne. I to w dodatku w ręce zagranicznej spółki.

A wszystko działo się typowo dla III RP. Najpierw w PKP wymyślono, że dochodową, zmodernizowaną w 2008 r. kolejkę „koniecznie trzeba” sprywatyzować, bo PKP potrzebuje pieniędzy. Potem w miarę protestów zdecydowano, że kupią ją gminy tatrzańskie (czyli, że to będzie sprywatyzowane, ale zarazem komunalne). Jako że gminy jednak nie miały potrzebnych pieniędzy, więc głównym udziałowcem nowej spółki został w 97 proc. fundusz inwestycyjny

—wyjaśnia Romaszewska. I zaznacza, że potem w wyniku kolejnych manipulacji finansowych udział gmin w spółce spadł do ułamka procentu (ale przecież „w razie czego gminy tatrzańskie mają prawo pierwokupu pozostałych udziałów „).

A gdy spółka zabrała się do przejmowania materialnej własności, czyli gruntu i infrastruktury kolejki, to okazało się, że jej właścicielem jest firma z siedzibą w Luksemburgu

—pisze szefowa „ TV Biełsat”. Jak twierdzi od samego początku procesu prywatyzacji kolejki protestowały przeciw temu dziesiątki osób kompetentnych: list napisało kilkudziesięciu profesorów oraz Rada Ochrony Przyrody i Rada Ochrony Środowiska, protestowały i protestują rady powiatów tatrzańskiego i nowotarskiego.

Na zasadnicze problemy prawne wskazywał ówczesny szef ABW Krzysztof Bondaryk (między innymi w związku z obowiązywaniem ustawy o zachowaniu narodowego charakteru strategicznych zasobów naturalnych kraju, wśród nich parków narodowych). Nic to wszystko nie pomogło. W ostatnich dniach MSW właśnie udzieliło zgody na przejęcie własności gruntu przez spółkę z Luksemburga

—kontynuuje. Jej zdaniem można oczywiście rozważać, kto czego zaniedbał w gminach, czy dałoby się coś uratować, gdyby itd. Ale nie to jest najważniejsze.

Mam wrażenie, że władza mówi nam brutalnym slangiem działań praktycznych, że możemy jej najwyżej „naskoczyć”. Jak szatniarz w „Misiu”: Nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi? W takich sytuacjach jest tylko jedno wyjście. Bierze się faceta za klapy i mówi: Albo pan mi mój płaszcz oddajesz, albo…

—podkreśla Romaszewska. **Tak, według niej, zadziałały organizacje ekologiczne w sprawie Rospudy.

A co z Kasprowym i naszym przyszłym, wielce dochodowym w intencji kupujących, „Chamonix”, które może bezpowrotnie zdewastować środek Tatr? Nie można nic zrobić, bo w tej sprawie bardziej energicznie protestuje, tak się składa, głównie prawica? To co - ja się pytam w imieniu własnym i mego pradziada, który ponad sto lat temu zakładał Sekcję Ochrony Tatr Towarzystwa Tatrzańskiego - ma już tak zostać.**

Ryb, Gazeta Wyborcza

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych