Panowie i kobiety

rys. Andrzej Krauze
rys. Andrzej Krauze

Na premiera powołano kobietę drugi raz w dwudziestopięcioleciu po 1989, nadleciał też przedwyborczy bolid prezydencki w postaci Magdaleny Ogórek. I mamy oto nowe (?!) ciekawe zjawisko w mediach i w komentarzach.

Kobiety - dziennikarki i blogerki komentują kariery obu tych pań zgodnie z wyznawaną opcją światopoglądową. Prawicowe tak jak zwykle prawicowe. Prawicowe komentatorki zatem krytykują Kopacz jak premiera każdego rządu peowskiego (a to w ich ujęciu rządy nieudolne, skorumpowane i antyobywatelskie), a pani Ogórek budzi ich niepokój i podejrzliwość jak każda osoba, wywodząca się ze środowiska postkomunistycznego, mrocznego, cynicznego i zanurzonego w tradycjach przemocy historycznej.

Lewicowe komentatorki komentują jak lewackie, nic mnie zresztą nie skłoni do przyjęcia, że komunizm i postkomunizm to lewica, zaś sekretarze wiodących partii „lewicowych” kojarzą mi się nie tyle z bojownikami o krwawych rękach, walczących o utopię szczęścia dla ludzkości, ile raczej z cezarami, tylko dziś lepiej przygotowanymi propagandowo. Lewicowe komentatorki zatem milczą o Kopacz, bo to czy tamto im przepchnie, trudno zaś nawet im mówić o niej per „premiera”. Cieszy je zaś Magdalena Ogórek.

Inaczej komentują te zjawiska panowie i to nierzadko z obu stron sceny politycznej. O, inaczej. Całkiem inaczej. Po przeczytaniu paru tekstów wprost modelowych i wysłuchaniu morza komentarzy zauważyłam, że od chwili powołania jej na premiera przycichła krytyka Kopacz jako tej, co np. nie kupiła szczepionek, owszem, przywołuje się ciągle jej „na metr w głąb”, ale naprawdę to zaczęła się jazda na nią jako „praczkę”, kładącą się na wykładzinach, dalej krytyka takich czy innych żakietów, dyskretne pomrukiwania o sytuacji menopauzalnej, niedyspozycjach nerwicowych itp. Pani Ogórek jest zbyt młoda i ładna, żeby udało się panom komentatorom skoncentrować na czymkolwiek innym niż jej warunki zewnętrzne.

A więc na pierwszym, niemiłym planie kobiecość obu tych partyjnych (nawet jak bezpartyjnych) działaczek. A więc, komentatorzy koncentrują się na urodzie/braku urody; akcesoriach tradycyjnie damskich: barwionych włosach/uczesaniach/szminkach. Na ich wieku: młodości (nadmiernej) lub wieku zbyt dojrzałym. Na ubiorach: żakietach zbyt wciętych lub za luźnych, odpowiednich/nieodpowiednich/fruwających spódniczkach charakterystycznych dla osób lekkomyślnych. Trzpiotowatych/zbyt kolorowych/zbyt smutnych strojach. Obcasach za wysokich i za niskich. „Gorących” fotkach, które „każdemu zawróciły w głowie” (ale chyba raczej każdemu panu?) i gestach rąk. Domniemania, „pod kim” która zaczynała karierę i czy są „kobieco czynne”. Na sposobie stania i prezentowania biustu. Na gotowaniu. O, z tym skojarzeń było co niemiara: obiadki, mizeria (ależ mistrzostwo!), słodkie ogórki, zupa ogórkowa.

Pani Ogórek ma niestety także nazwisko, niezwykle podatne na pewien rodzaj dowcipów. Wyjątkowym chamstwem jest w moim pojęciu naśmiewanie się z nazwisk. „Ogórkowa mizeria”, „słodka mizeria”, „ogórek, kiełbasa i sznurek”, „ogórek – czy jak kto woli – ryba”, wyrażenia zdecydowanie niegrzeczne, poniżające, kuchenne, w domyśle baba do kuchni. Tak, to komentatorzy prawicowi. Nie wyśmiewaj się z nazwiska, nawet jeżeli cię śmieszy. Taka była kiedyś zasada, tego wymaga ludzki stosunek do drugiego człowieka.

Na szczęście kandydat na prezydenta Andrzej Duda okazał się człowiekiem kulturalnym. Zauważył i skrytykował niewybredność ataków na Magdalenę Ogórek: „Chciałbym, żeby kampania była prowadzona w granicach pewnej kultury politycznej i przyzwoitości, i żebyśmy dyskutowali merytorycznie, a nie jakieś insynuacje prowadzili”.

Nietrudno krytykować merytorycznie. Premierka Kopacz ma za uszami za ostatnie osiem lat tyle, że naprawdę koncentrowanie się na źle leżącym żakiecie czy rozczochranej fryzurze nie jest do krytyki potrzebne. Pani Ogórek ma obok figury i fryzury bardzo ciekawe proweniencje, nieważne, jaką makijażystkę, bo męża o hm…, trudnej historii, o którym wiadomości rozpowszechnił zresztą „Newsweek”, a nie opozycyjne portale czy pisma, a przecież warto pisać o tym, zamiast o numerze farby blond i sztuce makijażu, skoro wystartowała tak wysoko mierząc. Te na szczęście bardzo szybko podjęły temat, jak portal wpolityce.pl.

Czytałam, słuchałam, oglądałam wszystkie te komentarze, pal sześć lewaków, ale i prawicowych publicystów na temat obu osób z najodleglejszej mi bajki, osób, którym jestem co najmniej niechętna, jak Kopacz, lub budzą moją co najmniej negatywną obojętność, jak Ogórek. I w miarę tych komentarzy myślałam sobie: co właściwie ma zrobić kobieta startująca do polityki. Ogolić się na łyso i wystąpić w worku? Nie nosić butów? Rezygnować po trzydziestce, czy zaczynać dopiero po czterdziestce? I że nie chciałabym startować do żadnej pozycji w polityce. Odradzałabym to również zaprzyjaźnionym wybitnym kobietom, jak Zofia Romaszewska czy Irena Lasota, zresztą długo by mi przyszło wymieniać znakomite damy. Komentatorzy z każdej strony prześwietliliby szafy, spódnice, toaletki, kosmetyczki, obwody w pasie i w łydce, świadectwa od ginekologa i tak dalej. Wyszarpaliby wszystkie stare łachy, szmatki, lalki i zabawki, wyrzucone zjełczałe szminki, zerwane korale i rozsypane pudry, przypalone garnki i wiadra na śmieci. No, nie.

Zjawisko, można powiedzieć, u komentatorów mężczyzn naturalne? Może jest tak, że mimo zdwojonych wysiłków lewackich feministek, wciąż – na szczęście! – mężczyźni są mężczyznami i zgodnie ze swą płcią widzą przedstawicielki płci przeciwnej. Widzą je jako obiekty kobiece, erotyczne, poruszające mężczyzn płcią i skojarzonym z nią wystrojem zewnętrznym. Więc niby dobrze, prawda?

Niedobrze. Od 22 lat zajmuję się polemiką z oszalałym feminizmem, który chce odebrać prawa mężczyznom, by nadać specjalne prawa kobietom pod hasłem, że trzeba im „wyrównać wieloletnią dyskryminację”. Lekceważą ich opracowania Unii Europejskiej i Rady Europy, choć zasiada w wysokich gremiach zapewne więcej mężczyzn niż kobiet. Szczycę się tym, że po wydaniu książki o samotnych matkach, gdzie opisałam również smutną i trudną sytuację rozwiedzionych ojców, zostałam swego czasu jako jedyna chyba kobieta zaproszona na zjazd stowarzyszenia ojców z rozbitych rodzin i nagrodzona oklaskami. Blisko 20 lat temu już ostrzegałam o przygotowywaniu wprowadzanych dziś projektów ustaw „równościowych” i wprowadzaniu cenzury poglądów, choć nikt w to nie wierzył. Od wielu lat budzi jednak moje zażenowanie tzw. prawicowe podejście do kobiet. Kochani, rozczarowane życiem, pełne złości do świata feministki spod znaku Nowickiej czy Szczuki chcą was zniewolić i zniszczyć jako mężczyzn, odebrać wam dzieci i rodzinę, oduczyć wasze żony miłości. Polki was bronią. Ale nie możecie okazywać kobietom tak jawnej pogardy i chamstwa. Emancypantki naprawdę walczyły o coś ważnego dla co najmniej połowy ludzkości, zyskali na tym wszyscy. Przemyślcie to. Nie wszystkie kobiety stoją przed perspektywą: praca czy rodzina. Znaczna część już dawno odchowała dzieci i chce służyć społeczeństwu. Wolę, żeby to były inne panie, niż omówione w tym tekście, ale nie dlatego, że te mają niestaranną fryzurę czy złą figurę, albo przeciwnie, są „zbyt” seksowne. Po takim traktowaniu, po takim zatrutym prysznicu, mało która zwykła kobieta zatroskana Polską będzie chętna zająć się poważnie polityką. Tak mi to też tłumaczyła pewna wiejska pani, odmawiając kandydowania na wójta.

A tamtym to najwyraźniej nie przeszkadza. Zrobią swoje.

/

Do napisania tego tekstu skłonił mnie felieton specjalisty mediów, dr Marka Palczewskiego (portal sdp.pl), który badał sytuację kobiet-dziennikarek na Twitterze. Znalazł ich tam 19, z czego najpopularniejsze to Kataryna, którą obserwuje 19,4 tys. osób, Kolenda-Zaleska - 17,3 tys., Magdalena Środa – 14,1 tys., i Joanna Lichocka - 13,1 tys. obserwujących. Oto, co zauważył:

„Mimo iż kilka dziennikarek ma po kilkanaście tysięcy obserwatorów, to ich tweety są znacznie rzadziej obserwowane i komentowane niż tweety dziennikarzy. Dla porównania: Jarosław Kuźniar ma 167 tysięcy osób, które go obserwują, Bartosz Węglarczyk -115 tysięcy, a Michał Karnowski – 64 tysiące. Zwraca również uwagę zdecydowana dominacja mężczyzn na „dziennikarskim Twitterze” (to tylko moje operacyjne pojęcie, bo w rzeczywistości niczego takiego nie ma), mimo iż procentowy udział kobiet i mężczyzn w zawodzie dziennikarskim jest porównywalny.”

No cóż, może tweety dziennikarek są po prostu gorsze. A może to tylko wciąż pokutujące gdzieś w przepastnych głębinach męskiej duszy przeświadczenie, że zdanie kobiet jest mniej warte?

Tekst ukazał się w serwisie SDP.PL.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.