Wchodzimy w nowy etap. Państwo niemieckie wprowadza regulacje, które jawnie już ingerują w wewnętrzne sprawy gospodarcze sąsiadów

PAP/EPA
PAP/EPA

Wyniki wyborów w Grecji rodzą mieszane uczucia.

Z jednej strony, wyraźnie wygrała partia nie tyle nawet lewicowa, co lewacka. Syriza Aleksisa Ciprasa współpracuje z hiszpańskim ruchem „Podemos”, nie ukrywa marksistowskich korzeni.

Z drugiej strony, trudno się Grekom dziwić. Narzucony im przez zachód, zwłaszcza Niemcy, reżim finansowy nie mógł przynieść żadnych dobrych skutków, poza gwarancją, że banki nie stracą swoich pieniędzy. Koszty są jednak straszne: w 11-milionowym kraju ponad 20 tysięcy osób jest bezdomna, pół miliona żywi się w kuchniach dla biednych, tysiącom nie przysługuje nawet minimalna opieka zdrowotna czy zapomogi, 18 proc. żyje poniżej granicy ubóstwa, 25 proc. jest bezrobotna. Wśród młodych ponad 50 proc. nie ma szans na znalezienie pracy. Wielu emigruje. Z tej perspektywy dla Greków dużo lepsze byłoby ogłoszenie bankructwa, wyjście ze strefy euro i odbudowa gospodarki w oparciu o odzyskaną konkurencyjność. Radykalne cięcia i dociskanie fiskalnej sprężyny okazały się spiralą śmierci.

Zwycięstwo Syrizy - i duże prawdopodobieństwo jej rządów - można więc interpretować jako pierwszy chyba udany bunt unijnych peryferii przeciwko coraz bardziej brutalnemu dyktatowi berlińskiego centrum.

Ten dyktat zaczyna być widoczny i u nas, już nawet gołym okiem. Okazuje się, że Berlinowi nie wystarcza dominująca pozycja na polskim rynku, dyskretne wymuszenie likwidacji znacznej części przemysłu, ze stoczniami włącznie, przejmowanie w szybkim tempie handlu detalicznego. Zaczynają uderzać w sektory, które do tej pory wydawały się być jałmużną pozostawioną ubogim „przyjaciołom” ze wschodu. Np. w usługi transportowe.

Jak donoszą agencje:

Od 1 stycznia w Niemczech obowiązuje ustawa o płacy minimalnej; stawka za godzinę, która dotyczy zarówno Niemców, jak i obywateli innych państw pracujących w tym kraju, wynosi co najmniej 8,50 euro za godzinę. Według władz w Berlinie stawka minimalna obowiązuje również kierowców z firm transportowych spoza Niemiec. W praktyce każda firma transportowa, której samochód przejeżdżałby tranzytem przez terytorium Niemiec, musiałby płacić swoim kierowcom odpowiednio wysokie stawki.

To wyraźnie nowy etap. Oto państwo niemieckie wprowadza regulacje, które ingerują w wewnętrzne sprawy gospodarcze sąsiadów. Tak bowiem należy czytać narzucenie minimalnej stawki firmom z Polski na podstawie wydumanego pretekstu korzystania z niemieckich dróg. Co istotne, gdyby ów przepis zaczął być egzekwowany, musiałyby iść za nim kontrole niemieckich urzędników w siedzibach polskich firm - jak inaczej da się sprawdzić, czy polski kierowca otrzymuje minimalną stawkę?

Ingerencja ma więc charakter bezprecedensowy. To już coś więcej niż zwykła „soft power”, korumpowanie stanowiskami w Brukseli ministrów czy nawet premiera. To oczywisty dyktat, punktowo nakierowany, nastawiony na maksymalizację dochodów państwa niemieckiego - i tak głównego wygranego fatalnego eksperymentu pod nazwą „waluta euro”. To zwykła przemoc.

Jeśli państwo polskie nie zareaguje, przyjdą kolejne uderzenia. W kolejne sektory, w których do tej pory Polacy mogą zarabiać na utrzymanie.

Jaka jest reakcja władz w Warszawie?

Od tak ważnego przyjaciela, jakim są Niemcy oczekiwałabym europejskiej solidarności oraz respektowania zasad jednolitego rynku w Unii Europejskiej

—oświadczyła premier Ewa Kopacz. I nawet zadzwoniła do Berlina:

Po rozmowie premier Ewy Kopacz z kanclerz Niemiec Angelą Merkel na temat sytuacji polskich przewoźników, szefowa niemieckiego rządu zadeklarowała podjęcie kroków, by w tej sprawie jak najszybciej spotkali się polscy i niemieccy ministrowie - powiedziała Iwona Sulik.

Temat tej rozmowy był czytelnym, jasnym i wyraźnym komunikatem, że ta kwestia dla pani premier, dla Ewy Kopacz jest niezwykle ważna i istotna, i traktuje ją w sposób priorytetowy, a to oznacza, że podejmie wszelkie niezbędne działania, które będą zmierzały do tego, by ochronić polskich przewoźników - oświadczyła ówczesna rzecznik rządu.

A więc znów zabiegi proszalne, powolne negocjacje. Zwróćmy uwagę: państwu polskiemu nawet przez myśl nie przejdzie zastosowanie odpowiedzi adekwatnej do sytuacji. A więc jakiejś retorsji, uderzającej w niemieckich przewoźników jadących na wschód (dodatkowe ubezpieczenie? dodatkowe opłaty?). Że to niezgodne z unijnymi dyrektywami? Niemieckie regulacje wydają się niezgodne wręcz z zasadą suwerenności państw, a jednak mają wejść w życie.

Ale oczywiście Ewa Kopacz działa tak, jak ją nauczono, nie podejmując realnych działań. Między Bogiem a prawdą, nie może nic. Dziś państwo polskie nie jest w stanie zastosować żadnej retorsji, wobec nikogo. Nie ma narzędzi, nie ma zasobów, a przede wszystkim nie ma woli istnienia, woli wybijania się ku znaczeniu. Wszystko, co mogłoby dawać podstawy do takich działań, Platforma sprzedała za paciorki.

Wiele da się oczywiście odbudować, ale zmiana musi być zasadnicza.

Taka jak w Grecji, z tą różnicą, że tam podmiotowa jest lewica, a u nas - prawica.

Na zdjęciu: Alexis Tsipras, lider Syrizy, tuż po zwycięstwie

PAP/EPA
PAP/EPA


Szanowni Państwo, jeśli cenicie i lubicie nasz portal, to proszę, pamiętajcie o zakupie tygodnika „w Sieci”! Warto, a poza tym, jedno bez drugiego nie istnieje…

Nowe wydanie największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce  w sprzedaży już od 26 stycznia br., także w formie e-wydania. Szczegóły na wsieci’pl

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.