KGHM na kursie kolizyjnym. Jak działa podatek od kopalin?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Podpisanie w ubiegłym tygodniu porozumienie między związkowcami, a stroną rządową ostudziło sytuację na Śląsku i przynajmniej na jakiś czas odsunęło od górników wizje zwolnień. Nie zlikwidowało to jednak problemu braku rentowności przeznaczonych do „wygaszenia” (czytaj: likwidacji) kopalń węgla kamiennego.

Wszelkie zapewnienia rządu o dobrej woli nijak się mają do aktualnych działań w stosunku do krajowego sektora górnictwa rud miedzi, a tym samym do niedawna mającej przed sobą całkiem niezłe perspektywy spółki KGHM Polska Miedź S.A. Sytuacji tej firmy poświęcone było środowe posiedzenie Komisji Skarbu Państwa. Dla przypomnienia – KGHM zatrudnia około 18 tys. osób, a związanych z działalnością spółki jest około 100 tys. miejsc pracy (dane z Ministerstwa Skarbu Państwa), Skarb Państwa posiada niecałe 32% akcji. Podstawowa działalność to górnictwo i hutnictwo rud miedzi. I przynajmniej w Polsce (bo prowadzi też inwestycje zagraniczne) czekają ją chude lata.

Problemy KGHM-u zaczęły się podczas exposé Donalda Tuska. Wtedy to zapowiedziano wprowadzenie podatku od kopalin, co natychmiast spowodowało znaczące spadki akcji (nawiasem mówiąc każdy, kto wiedział wcześniej o tym zamiarze mógł zarobić na giełdzie kwoty zawstydzające nawet szefostwo Amber Gold). To był jednak dopiero początek.

Sam plan wprowadzenia podatku wywołał protesty spółki, samorządowców (również tych z PO, z sejmikiem województwa dolnośląskiego na czele), związkowców i posłów opozycji. Dlaczego?

Przez podatek prowadzenie wydobycia stało się natychmiast nieopłacalne tam, gdzie zawartość rud miedzi nie jest najwyższa. A tak jest na przykład w rejonie Bolesławca, gdzie jeszcze 2-3 lata temu mówiono o wznowieniu wydobycia w tzw. Starym Zagłębiu (o tym, że projekt przez podatek stał się nierentowny mówili przedstawiciele samej spółki). Samorządy, a jeszcze bardziej bezrobotni z tego regionu, mogą o planie wydobycia w rejonie Bolesławca na razie zapomnieć. Deficytowe stały się też już funkcjonujące oddziały – jak ZG Lubin, które jak w ubiegłym tygodniu określił prezes Herbert Wirth, stały się „trwale nierentowne”. Właśnie z powodu podatku. A jeżeli nierentowna jest kopalnia w Lubinie, to pod znakiem zapytania jest też działalność współpracujących z nią Zakładów Wzbogacania Rud i Huty Miedzi Legnica. Łącznie około 5 tys. osób. Do wygaszenia? A jeżeli tak, to który następny?

Co więcej, podatek wprowadzono w momencie przeprowadzania kilku wysokokosztowych, strategicznych i realizowanych w planie kilkuletnim inwestycji. Czy mają one sens we wcześniej planowanej skali, jeżeli trzeba ograniczyć planowane wcześniej wydobycie? Jak podatek wpłynął na sensowność ich realizacji? Na to pytanie nikt nie odpowiedział.

Również młodzież kształcąca się pod kątem pracy w KGHM nie może spać spokojnie. Ograniczenie wydobycia z uwagi na wprowadzenie podatku spowoduje, że w najlepszym przypadku pojawi się problem zagospodarowania ludzi - jeżeli nie będzie się ich zwalniać. Nie mają więc co liczyć na przyjęcia ci, którzy jeszcze w spółce nie pracują, jeżeli może nie być pracy dla już zatrudnionych.

KGHM to jeden z głównych filarów wsparcia poprzez podatki samorządów lokalnych i wojewódzkiego w regionie Dolnego Śląska. To również najważniejszy pracodawca w regionie, a jednocześnie spółka, która zgodnie z danymi upublicznionymi przez Radę Ministrów poprzez podatek od kopalin odprowadziła do budżetu państwowego w 2013 r. (ostatni rok, za który mamy obecnie pełne dane) 1,85 mld zł, czyli ok. 5 mln zł dziennie. Wpływy z tego podatku działają na budżet tak, jak działa transfuzja krwi dla ciężko rannego. Problem w tym, że przetacza się jej za dużo i tym samym zabija się dawcę. Przepraszam, wygasza.

Wojciech Zubowski – Poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej VII kadencji. Członek Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, członek Komisji Skarbu Państwa i Komisji Gospodarki.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych