Trzy wnioski z górniczego sporu z rządem. Za sterami państwa siedzi osoba nierozumiejąca, w czym bierze udział

PAP/Andrzej Grygiel
PAP/Andrzej Grygiel

Co do jednego trudno mieć wątpliwości: problem Kompanii Węglowej nie został rozwiązany, a jedynie chwilowo zamieciony pod dywan. Jasno pokazał to kolejny wywiad pani premier (tym razem w „Siódmym dniu tygodnia” z Moniką Olejnik), która najwyraźniej uwierzyła ostatnio, że jest zdolna do przekonujących publicznych wystąpień. Abstrahując od przyczyn, stojących za zwinięciem parasola ochronnego znad szefowej rządu w mediach wspierających władzę (nie wyrokuję, na ile jest to działanie sterowane centralnie, a na ile zwykłe indywidualne wyczucie trendu, choć jako zwolennik brzytwy Ockhama opowiadam się raczej za tym drugim wyjaśnieniem), te rozmowy pokazują, że rząd zbudował zamek na piasku. Nie ma bowiem odpowiedzi na pytania o plan strategiczny, ani nawet taktyczny. O perspektywy popytu na polski węgiel pytał Ewę Kopacz Kamil Durczok, o możliwość sprzedaży węgla z KW pytała Monika Olejnik. Odpowiedzią było w obu przypadkach zapowietrzenie się szefowej rządu.

Wniosek jest taki, że gdy plan naprawczy się nie powiedzie – a nie powiedzie się na pewno, ponieważ zachowane zostały wszystkie patologie dotychczasowego stanu rzeczy, w tym oparcie nowych układów zbiorowych na dotychczasowych – będzie już prawdopodobnie po wyborach, a związkowcy będą mieli kolejną okazję, żeby pokazać, jacy są potrzebni. Od dawna piszę, że to ich racja bytu, uzasadniająca sowite związkowe pensje i przywileje. W tym sensie zawarte porozumienie jest korzystne dla obu stron – rządowej i związkowej. Rządowa może próbować chwalić się sukcesem, dopóki nie wyjdzie na jaw, że jest on całkowicie efemeryczny; związkowa ma także chwilowy sukces, a potem okazję do następnych protestów.

Z całej tej operacji płynie jednak kilka ciekawych wniosków, w tym także dla opozycji.

Po pierwsze – nie warto brać za sprzymierzeńca reprezentantów wąskich grup interesów PiS próbował ostatnio ujmować się za każdą z grup interesów, które weszły w jakiś konflikt z rządzącymi – nauczycielami, lekarzami, teraz górnikami – i za każdym razem okazywało się to złą inwestycją. Grupy interesu mają to do siebie – o czym niedawno pisałem – że, co całkiem naturalne, dbają właśnie o swój interes i dlatego nigdy nie będą lojalnymi sojusznikami politycznymi. A w ramach grup interesów trzeba jeszcze odróżnić samych ich członków od ich przedstawicieli, szczególnie tych na stanowiskach związkowych. Oni bowiem będą często bardziej o interes własny jako kasty związkowej niż interes tych, których reprezentują.

Obserwujący konflikt górników z rządem, w którym głos zabrał także kandydat PiS na prezydenta, mogli odnieść wrażenie, że protestujący godząc się na rządowe propozycje niejako wystrychnęli opozycję na dudka. Jako wytłumaczenie pojawiła się narracja, że „presja na rządzących ma sens”, ale jest to narracja bardzo słaba.

Z kim zatem warto zawierać polityczny sojusz? Z grupami, których nie jednoczy wąski interes grupy zawodowej, ale szeroki interes strategiczny, który można przełożyć na generalne zmiany w sposobie funkcjonowania państwa, korzystne dla wszystkich obywateli. Na przykład z drobnymi przedsiębiorcami albo wciąż tłamszoną klasą średnią (lub jej zalążkiem).

Po drugie – kolejny raz możemy się przekonać, że za sterami państwa siedzi osoba o mikrych zdolnościach intelektualnych, prawdopodobnie nierozumiejąca do końca, w czym bierze udział. To zaś oznacza, że niezwykle łatwo nią manipulować. Nietrudno odnieść wrażenie, słuchając publicznych wypowiedzi pani premier, że nie bardzo rozumie, na co właściwie rząd się zgodził. Ba, nie zna nawet niektórych punktów porozumienia.

Po trzecie – nikt – ani rząd, ani związki zawodowe, ani opozycja – nie są zainteresowane eliminacją wewnętrznych patologii w górnictwie. Udawanie, że problem z rentownością kopalń ma źródło jedynie w złej władzy i fatalnych zarządach, to chowanie głowy w piasek. Patologie w polskim górnictwie mają w ogromnej części charakter endemiczny i żywią się szczególnym splotem interesów pomiędzy kierownictwem, związkowcami a szeregowymi pracownikami.

„Dziennik Gazeta Prawna” opublikował rozmowę z byłym górnikiem. Można mieć wątpliwości co do wiarygodności materiału, ponieważ rozmówca pozostaje anonimowy, ale też trudno się dziwić, wziąwszy pod uwagę, o czym mówi. Opisuje mianowicie konkretne sposoby oszukiwania procedur, mające na celu zarobienie większych pieniędzy przez pracowników kopalń. Co oczywiście generuje rozdęte bezzasadnie koszty. Trudno założyć, że te rewelacje są wzięte z sufitu. Rozmówca DGP mówi o niewielkiej (i zmniejszającej się stale) liczbie pracowników dołowych, którzy faktycznie działają w trudnych i szkodliwych dla zdrowia warunkach, uzasadniających wcześniejszy wiek emerytalny i szczególne przywileje. Jego zdaniem jest to zwykle jedynie około 20 proc. zatrudnionych w kopalni. Pozostali „pracownicy dołowi” zwyczajnie markują pracę na dole, zjeżdżając do kopalni kilka, kilkanaście razy w roku. Inni zaś pracują, owszem, na dole, ale w warunkach ani szczególnie uciążliwych, ani niebezpiecznych. Do tego dochodzi naciągany status ratownika, dający większe przywileje, czy oszustwa na temperaturze w miejscu wydobycia, co pozwala pracować krócej.

Po lekturze tekstu można zadać pytanie, ile spośród osób objętych w ramach nowego porozumienia gwarancją zatrudnienia to autentyczni pracownicy dołowi, a ilu – zwykli oszuści. I nawet jeśli niektóre oceny rozmówcy dziennikarza DGP mogą być naciągane lub dyskusyjne, to z pewnością prowokują do postawienia pytań. Rządowi oraz politykom Platformy – czy zdają sobie sprawę z istnienia patologii i czy powołując zarządy KW stawiali im zadanie zbadania problemu i rozwiązania go. Związkowcom – czy wiedzą o podobnych sytuacjach i co robią, aby je wyeliminować. Opozycji również – jaką ma własną propozycję, uwzględniającą wewnętrzną sytuację kopalń.

Co zaś do samych górników – trudno mieć do nich pretensję, że nie godzą się na ustępstwa. Działają we własnym dobrze pojętym interesie, a że przywykli do tego, że ustępuje im każda władza, metody nacisku mają doskonale opracowane. Tymczasem jeśli uznajemy, że przemysł wydobywczy jest dla Polski ważny, to droga do jego naprawy na pewno nie wiedzie ani przez rządowy projekt, ani przez górnicze postulaty, żeby niczego nie zmieniać.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.