Zamiast "polskiej Thatcher" mamy Gierka odwołującego podwyżkę cen w czerwcu 1976 roku, po słusznych robotniczych protestach

PAP/Andrzej Grygiel
PAP/Andrzej Grygiel

Niezależnie od tego, czy górniczy protest ostatecznie wygasł, już dziś można ocenić: wydarzenia na Śląsku zakończyły kabaretowy wręcz, wieloletni bal na naszym Titanicu.

Zwróćmy uwagę: z przestrzeni propagandowej niemal zniknęły zachwyty nad rzekomą wspaniałością III RP, jej „dalszym dynamicznym rozwojem” i perspektywą stałego awansu materialnego. Rząd i rządowe media powoli chowają ten wątek, tak niesłychanie intensywnie eksploatowany od 2007 roku aż do brukselskiej emigracji Tuska, ze szczególnym nasileniem w okolicach Euro 2012. Była to propaganda tak nieznośna i tak dalece oderwana od rzeczywistości, że - by działała - musiała być aplikowana w końskich dawkach. I była.

Ale to już minęło. Ewa Kopacz dostrzegła, że propaganda sukcesu wyczerpała swoje możliwości. I sądząc po jej wypowiedziach, zamierza postawić na przekaz mniej ryzykowny: kuriozalne, antydemokratyczne straszenie opozycją i lewicowe postulaty obyczajowe. Na propagandę sukcesu stawiać dalej nie może, bo ludzie już nie wierzą. Już nie słuchają.

Jesteśmy bowiem świadkami upadku złudzenia, że zmierzamy w dobrym, jedynym możliwym kierunku. Że może i nasze zakłady muszą upaść, ale za to gospodarka nie będzie obciążona i przynajmniej nasze dzieci będą miały świetlaną przyszłość. Dziś już widać, że to była pułapka: stare zakłady „wygaszano”, nowe, owszem, powstawały, ale były małe, z rzadka stawiały na produkcję, zatrudniały byle jak i za byle jakie pieniądze. A i to nie wszędzie, bo przecież deindustrializacja uczyniła z całych regionów pustynię gospodarczą. Tam jedyna dostępna praca to albo zawłaszczona przez władzę administracja, albo dyskonty.

W rezultacie - emigracja i katastrofa demograficzna, już widoczna gołym okiem.

To dlatego Śląsk tak mocno powiedział „nie” władzy. Bo już nie ma złudzeń, że za horyzontem upadku kopalni jest cokolwiek. Ludzie wiedzą, że nie ma nic.

I dlatego Ewa Kopacz musiała ustąpić Ślązakom. Bo to ona ustąpiła, ona przegrała. Zamiast „polskiej Thatcher” mamy Gierka odwołującego podwyżkę cen w czerwcu 1976 roku, po słusznych robotniczych protestach.

I mamy nadzieję, że skutek będzie podobny: trwałe, robotnicze/obywatelskie prawo weta wobec likwidacji resztek przemysłu.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych