Ewa Kopacz zawarła pakt z Bronisławem Komorowskim. Górnicy są pierwszą jego ofiarą

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Marcin Obara
fot. PAP/Marcin Obara

Rząd ma strategię na najbliższe miesiące: jątrzenie i szczucie na siebie różnych grup społecznych, straszenie opozycją na niebywałą skalę, wojny ideologiczne oraz opluwanie niezależnych mediów.

Obecna władza z pełną premedytacją wywołała konflikt z górnikami akurat teraz. Chodziło o to, żeby wypalił się on do końca stycznia 2015 r. I nie jest to tylko inicjatywa Ewy Kopacz oraz jej rządu, lecz plan skoordynowany z Bronisławem Komorowskim. Prezydent odgrywa teraz tani teatrzyk udając, że ten spór go zaskoczył i właściwie go nie dotyczy. Strategia jednorocznego rządu Ewy Kopacz na najbliższe miesiące wydaje się prosta jak konstrukcja cepa. Przede wszystkim chodzi o sprowokowanie, a potem wygaszenie tych konfliktów społecznych, które z dużym prawdopodobieństwem i tak by wybuchły. Gdy się je umiejętnie podsyci i skanalizuje, jest spora szansa, że da się nad nimi zapanować. Konflikty spontaniczne są natomiast trudniejsze do opanowania i nie jest łatwo nimi zarządzać. Dlatego górników sprowokowano, licząc się z rozlaniem się protestu, ale jednak na warunkach rządzących, a nie górników i wspierających ich grup społecznych.

Strategia rządu Ewy Kopacz i prezydenta Bronisława Komorowskiego zakłada szczucie na siebie kogo się da i maksymalne jątrzenie. Nieprzypadkowo chciano np. podzielić górników na tych „dzielnych” dołowych i tych „pasożytów” z powierzchni, głównie związkowców. Strategia ta zakłada też odgrzanie starych wojen ideologicznych, stąd kwestia tabletki „dzień po” czy zapowiedź Ewy Kopacz uregulowania in vitro i związków partnerskich. Tylko w atmosferze wojny ideologicznej szczucie wyraźnie dzieli społeczeństwo na dwa obozy i o to obecnie rządzącym chodzi. Ma nie być żadnych mostów, żadnych kwestii ponad podziałami, tylko ostry i permanentny spór, a wręcz wojna.

O ile Donald Tusk, pomysłodawca strategii szczucia, konfliktowania, jątrzenia i wywoływania wojen ideologicznych miał na to 7 lat, o tyle Ewa Kopacz ma tylko rok. U Tuska były okresy wyraźnego wzmożenia, a czasem wręcz amoku (np. wojenki z dopalaczami, pedofilami, kibolami czy ludźmi ordynarnie nazywanymi „sektą smoleńską”), ale potem mieliśmy dość długie okresy spokoju. W wypadku Ewy Kopacz mamy wyjątkową kondensację działań oraz wrażenie ogromnej nerwowości i pośpiechu. Obok spacyfikowania najsilniejszych i najgroźniejszych dla władzy grup społecznych w tej strategii chodzi też o wykopanie jak najgłębszego rowu między obozem władzy i jego elektoratem a opozycją zjednoczoną wokół PiS. Nieprzypadkowe były zatem słowa Ewy Kopacz dla „Polityki”:

Moim głównym celem jest zatrzymanie PiS w drodze do władzy Tak jak nieprzypadkowo padły one 13 stycznia 2014 r. Chodziło o obsadzenie PiS w roli „złego” w momencie, gdyby główna partia opozycyjna próbowała zdyskontować konflikt z górnikami.

Najbliższe miesiące mają przebiegać w nieznośnej atmosferze napięcia psychicznego, za które odpowiedzialne ma być głównie PiS. Dlatego PO wraca do intensywnego straszenia ewentualnymi rządami PiS, także przy pomocy ludzi ze świata kultury i nauki. Mają oni roztaczać przed Polakami wizję kolonii karnej czy jakiegoś obozu ciężkiej pracy, jaki stworzy w Polsce PiS, jeśli pozwoli się tej partii przejąć władzę. Dlatego nawet w najbardziej absurdalnych kontekstach, np. tzw. reformy górnictwa, obecna władza odwołuje się dwuletnich rządów PiS i zaledwie szesnastomiesięcznego premierowania Jarosława Kaczyńskiego. Mimo upływu ponad siedmiu lat ma to być wciąż bliskie i bardzo żywe przeżycie. Nic to, że kompletnie załgane i niedorzeczne, bo choćby w kategoriach wskaźników gospodarczych był to okres największej prosperity w historii III RP i czas najniższych podatków. Także pod względem rzekomej opresyjności państwa był to okres sielanki, jeśli porównać go z działaniami obecnej władzy, np. z bezprawnym aresztowaniem dziennikarzy.

Strategia szczucia, konfliktowania i opluwania opozycji oraz niezależnych mediów w wydaniu PO i Ewy Kopacz ma sprawić, żeby ludzie uwierzyli, iż to nieznośne napięcie i okropna atmosfera społeczna są wywoływane przez ofiary, a nie przez agresorów. Na pozór wydaje się to niedorzeczne, skoro ósmy rok rządzi Platforma. Jednak w obrazie prezentowanym przez dominujące media jest tak konsekwentnie i z takim uporem powtarzana czarna legenda, że duża część obywateli to połyka. Tym bardziej jest to skuteczne, że głównym źródłem informacji oraz schematów myślenia są mainstreamowe media. Stosują one klasyczne goebbelsowskie metody, które mogą się wydawać toporne, nieinteligentne oraz na granicy groteski, lecz wciąż są skuteczne. Tym bardziej, jeśli firmują je osoby ze świata nauki, kultury czy sportu. Na tle nieznośnego napięcia z premedytacją wywoływanego przez rządzących, wielu Polaków „kupuje” jakikolwiek scenariusz spokoju. I taką ostoją spokoju ma być Bronisław Komorowski, wykreowany na naszego swojskiego pana Jowialskiego. Ostoją spokoju miała też być „ja jako kobieta” Ewa Kopacz, ale zjadły ją nerwy, Co nie oznacza, że nie wróci narracja kreująca ją na taką właśnie postać. Przecież głośny wywiad dla pisma „Viva” był elementem takiej narracji.

Wróćmy jednak do Bronisława Komorowskiego w roli pana Jowialskiego. Żeby mógł odgrywać rolę z hrabiego Fredry, musiał się dogadać z Ewą Kopacz i czołówką PO. I do takiego układu doszło. Komorowski zgodził się nie przeszkadzać Kopacz w dokończeniu kadencji, ale pod kilkoma warunkami. Po pierwsze, od lutego prezydent chce mieć spokój z najbardziej wpływowymi grupami zawodowymi w kraju, żeby prowadzić kampanię pod hasłem z hrabiego Fredry:

Zgoda! Zgoda! A Bóg wtedy rękę poda

I spod znaku nie najbystrzejszego, ale swojskiego pana Jowialskiego właśnie. Po drugie, Ewa Kopacz zagwarantowała prezydentowi hojne sfinansowanie jego kampanii i pomoc całego aparatu partyjnego. Po trzecie, pani premier nie będzie przeszkadzać prezydentowi w umacnianiu wpływów w MSZ, MSW oraz w resorcie obrony. Po czwarte, rząd Kopacz nie będzie się mieszał w konsolidowanie tajnych służb pod patronatem prezydenta Komorowskiego. Po piąte, prezydent będzie miał dyskretny wpływ na partię i chronił w niej swoich sympatyków. Po szóste, Bronisław Komorowski nie będzie wetował ustaw rządowych, nawet tych przyjmowanych „na rympał”. Po siódme, prezydent ułatwi rządowi i Ewie Kopacz prowadzenie kampanii do parlamentu, nie krytykując jej ani nie robiąc niczego, co mogłoby pokazać rząd w złym świetle.

Ponad głowami górników i innych grup społecznych doszło do paktu głównych ośrodków władzy wykonawczej, żeby przedłużyć trwanie obecnego układu. I ten pakt będzie respektowany przynajmniej do wyborów parlamentarnych na jesieni 2015 r. Dla Ewy Kopacz i Bronisława Komorowskiego los górników nie ma żadnego znaczenia, bo tak czy owak nie ma dla nich dobrego scenariusza. Chodzi tylko o to, żeby się zamknęli i uspokoili na czas kampanii. Także los innych grup społecznych nie ma dla nich żadnego znaczenia. Chodzi tylko o to, by posłużyły jako mięso armatnie w zimnej wojnie o maksymalne spolaryzowanie i skłócenie społeczeństwa. Bo tylko to daje Platformie i Bronisławowi Komorowskiemu szanse na reelekcję. A to oznacza, że będziemy mieli spokój, który de facto będzie piekłem nie do zniesienia.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych