Obłuda burmistrza zapatrzonego w Palikota! Wadowiczanie oburzeni żądaniami podwyżki

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Zaledwie kilka tygodni po wyborach mieszkańcy Wadowic, którzy urząd burmistrza powierzyli Mateuszowi Klinowskiemu, lewicowemu aktywiście i zwolennikowi legalizacji marihuany, przekonują się, ile były warte jego obietnice. Kojarzony z Palikotem Klinowski w czasie kampanii wyborczej krytykował wysokie zarobki swojej poprzedniczki, teraz sam domaga się podwyżki.

Jak wylicza „Gazeta Krakowska”, obecnie Klinowski zarabia 11 415 złotych brutto, co daje ok. 8020 zł na rękę. Do tego dochodzi trzynastka, służbowy telefon i inne przywileje. Ale to dla niego za mało. Na swojej stronie internetowej skarży się, że z trudem wystarcza mu na utrzymanie i chce ustawowego zwiększenia pensji wójtów i burmistrzów o 10 tys. złotych.

Nowa praca i stare życie oznaczają, że na utrzymaniu będę miał nie tylko mieszkanie w Krakowie, ale również w Wadowicach. To razem koszt, optymistycznie licząc, ok. 2.500 zł. Na uczelni biorę urlop, więc pensja uniwersytecka znika. Zamiast wypracować pensum (określona liczba godzin dydaktycznych w roku akademickim - przyp. red. ) i mieć ponad pół roku wolnego dla siebie, będę pracował po 8-10 godzin codziennie, a pewnie i w wiele weekendów. Do dyspozycji miesięcznie zostanie mi zatem: 5.500 zł, a więc jedynie 3.000 zł więcej niż otrzymywałem na UJ

— wylicza burmistrz Wadowic.

Twierdzi, że przywykł do pracy,

gdzie sam sobie organizował czas, nie musiał się niczym stresować i ponosił nieproporcjonalnie mniejszą odpowiedzialność za własne decyzje.

I przedstawia pomysł na polepszenie swojego bytu.

Systemowe zwiększenie pensji wójtów i burmistrzów co najmniej o 10 tys. zł mogłoby spowodować, że do polityki poszliby ludzie lepiej wykształceni i nastawieni bardziej altruistycznie. Oszczędności na tym stanowisku - paradoksalnie - wydają się promować niską jakość samorządowej klasy politycznej

— dowodzi Klinowski.

Mieszkańcy są oburzeni, bo pamiętają, jak Klinowski podczas kampanii wyborczej wytykał poprzedniej burmistrz Ewie Filipiak nieprzyzwoicie wysokie zarobki, pisząc o „carycy i jej magistrackiej świcie”.

Krytyczne teksty zamieszczał w internecie, rozsyłał ulotki do mieszkańców miasta, a nawet wywiesił koło warzywniaka na ul. Matki Boskiej Fatimskiej planszę z wysokością zarobków najważniejszych osób w wadowickim samorządzie. Gdy został burmistrzem, nie poprosił, tak jak szef sąsiedniej Kalwarii Zebrzydowskiej Augustyn Ormanty, o obniżenie zarobków, czego spodziewali się po nim mieszkańcy

— wskazuje „Gazeta Krakowska”.

Obiecywał, że będzie brał mniej kasy niż burmistrz Filipiakowa, a co robi? Pazerny jest, a tu zwykli ludzie muszą żyć za 1200 złotych

— denerwuje się pan Stanisław z Wadowic.

Również wadowiccy radni są krytycznie nastawieni do żądań burmistrza.

Radni proszą mnie, aby wrócić do tematu jego wynagrodzenia. Nie jestem psem ogrodnika, ale przypominam sobie, że chciał pracować nawet za darmo

— wskazuje Józef Cholewka, przewodniczący Rady Miasta Wadowic w rozmowie z „Krakowską”.

Trudno o lepszą ilustrację do powiedzenia: „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Ale czego spodziewać się po entuzjaście Janusza Palikota?

Czytaj także: Papieskie miasto w rękach lewicowego entuzjasty Palikota i legalizacji marihuany

bzm/gazetakrakowska.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych