PÓŁ PORCJI MAZURKA: Zmarł Józef Oleksy, żegnaj przyjacielu

fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

Kilkanaście minut po śmierci człowieka to nie jest dystans na pisanie wspomnień. To czas, kiedy jest się przepełniony smutkiem, kiedy zawiesza się surowe oceny historyczne.

Oleksego znali wszyscy, a ci, którzy go poznali ulegali jego urokowi. Wbrew pozorom to nie był tylko biesiadnik, choć jako kompan był nie do zastąpienia, był w tym pierwszorzędny – sypał anegdotami jak z rękawa, pozwalał sobie na ostre, jednoznaczne sformułowania wobec swoich politycznych przyjaciół, celne uwagi. Potrafił też jednak błysnąć głębszą, ciekawszą myślą na temat polityki, która go pochłonęła bez reszty.

Nie zapominam o jego ciemnej karcie. Irytowałem go, ale i bawiłem wizjami „komunistycznej Norymbergi”. Patrz Józef – mówiłem - jest 2014 rok, właśnie odsiedziałbyś 25 lat, przy wyjściu czekalibyśmy na Ciebie z Piotrem Zarembą, poszlibyśmy na wódkę, wyściskalibyśmy się…

Wyściskaliśmy się i bez tego. Jedyne, z czego się cieszę, to że zdążyłem się z nim kilkukrotnie pożegnać. Snuliśmy co prawda wizje napisania wspólnej książki, opowiadał mi do niej nieprawdopodobne historie, ale obaj nie wierzyliśmy chyba, że to się może udać. Nie udało się.

Józefie, kiedyś może napiszę jakieś poważniejsze, surowsze dla Ciebie, wspomnienie. Teraz, kiedy przychodzą do mnie dziesiątki SMS-ów od ludzi z lewa i z prawa, których dotknął żal i smutek chcę Cię pamiętać tylko jako przyjaciela.

Żegnaj, do zobaczenia.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.