Z dziennika Ewy Kopacz. Sensacyjne zapiski pani premier w 100 dni jej rządu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

22 września 2014 r.

Bronisław powołał mnie na stanowisko, na które wcześniej powołał mnie Donald. Wszyscy byli mili i mówili do mnie „pani premier”. Dziwne. Najfajniejsze było spotkanie z tymi przystojnymi piłkarzami od siatki. Założyłam granatowy żakiet, takąż spódnicę i szpilki. Potem cały wieczór bolały mnie nogi. I szyja, bo ci piłkarze bardzo wysocy.

23 września

Matko, usiadłam na fotelu Donalda w sali posiedzeń Rady Ministrów i nikt mnie nie przepędził. Potem rozmawiałam przez telefon z Angelą. Dobrze mówi po niemiecku.

29 września

Spotkałam się z żonami górników. Przyjechały bez mężów, bo ci byli w robocie. Okazuje się, że kopalnie wciąż są głównie na Śląsku. Później rozmawiałam przez telefon z prezydentem Francji. Myślałam, że to przywódca Holandii, ale potem się okazało, że ma tylko takie nazwisko.

1 października

Kazali mi przeczytać w Sejmie kilkanaście stron tekstu. Jakiegoś wystąpienia programowego czy coś. Powiedziałam, że jestem lekarzem i kobietą. Posłowie przyjęli to ze zrozumieniem. Dostałam jakieś wotum, ale nie miałam czasu rozpakować.

2 października

Spotkałam się z wojewodami. Niesamowite: jest ich dokładnie tylu, ile województw.

6 października

Przyjechał Norweg Stoltenberg, ale po norwesku chyba nie umie, bo mówił po angielsku. Zgodziliśmy się, że jest ważne i fajne, iż mamy NATO. Muszę sprawdzić, dlaczego to takie fajne i ważne. Norweg tak mnie natchnął światowością, że wyskoczyłam do Brukseli. Zobaczyłam z bliska tego van Romuya, którym zostanie Donald. Donald jednak fajniejszy. Aha, jeszcze spotkałam się z tym Niemcem, o którym ten Farage mówił, że mógłby zagrać kapo. Faktycznie, mógłby.

9 października

Poleciałam do Berlina do Angeli. Tak mnie prowadziła po tym czerwonym dywanie, że mało szpilek nie zgubiłam. Istny labirynt, więc parę razy pomyliłam kierunek. W mieście mnóstwo samochodów na niemieckich numerach. Angela na fioletowo i bez obcasów. Chyba kompletnie nie zna się na modzie. Wieczorem wpadłam do Paryża, do tego o holenderskim nazwisku. W ogóle nie mówi po holendersku. Gadaliśmy o jakiejś eboli.

13 października

Wpadłam do spółdzielni mleczarskiej w Wysokiem Mazowieckiem. Niesamowite ile rzeczy można zrobić z mleka. Pokazali mi laboratorium, ale nie zapytałam, jaką elektronikę będą tam robić. Może coś dla wojska?

15 października

Sekretarza generalnego ONZ też już mam odhaczonego. Przez telefon, ale jednak. Tak jak z tym o holenderskim nazwisku gadaliśmy o eboli. Pomyślałam, że na pewno nie zgodzę się na kupno szczepionki, gdyby jakaś epidemia, bo na pewno stoją za tym naciągacze z koncernów farmaceutycznych.

21 października

Byłam u Tomasza Lisa w telewizji. Mnóstwo skojarzeń, bo przecież ja z domu też Lis. Miły chłopak, ale pytania bardzo trudne. No bo jak odpowiedzieć, gdy twardo i bezwzględnie pyta, dlaczego tak świetnie sobie radzę czy jak to robię, że tak doskonale wyglądam. Wyszłam ze studia jakaś taka śliska.

24 października

Podobno odniosłam jakiś gigantyczny sukces na Radzie Europejskiej. Przyjmowano ustalenia dotyczące pakietu klimatycznego. Nie odzywałam się, więc nie znam szczegółów, ale po powrocie do Warszawy sprawdzę, co tam fajnego wywalczyłam. Strasznie mnie wkurzała ta duńska premier Helle Thorning-Schmidt. Wysoka, zgrabna, blondynka, młodsza ode mnie, fajnie ubrana. Te męskie łajzy tylko do niej startowały.

5 listopada

Zorganizowałam spotkanie ponad podziałami. Przyszli najwięksi moi przeciwnicy polityczni, czyli Piechociński, Miller i Palikot. I okazało się, że nawet w takim gronie można się porozumieć. Ma się te zdolności mediacyjne. Tego Piechocińskiego to warto by nawet mieć w rządzie. Tym bardziej że i on, i ja wywodzimy się z Zeteselu.

10 listopada

Wpadłam do mojego kochanego Szydłowca. Byłam tu kierowniczką ośrodka zdrowia. Znacznie cieplej wspominam ten Szydłowiec niż Nikodem Dyzma swój Łysków i pracę na poczcie. Ale karierę zrobiliśmy podobną.

13 listopada

Udzieliłam Jance Paradowskiej wywiadu w radiu Tok FM. Bardzo się z Janką lubimy, choć jest niesamowicie krytyczna wobec mnie i mojego rządu. Każde spotkanie z nią to podwójny stres. Bo nie dość, że rewelacyjnie wygląda i ma taką piękną barwę głosu, to zawsze się mnie strasznie czepia. Czasem myślę, że kiedyś tak się pokłócimy, że się będziemy targać za nasze piękne włosy.

14 listopada

Przejechałam się drugą linią metra z Hanią Gronkiewicz-Waltz. Praktycznie wszystko jest już zapięte na ostatni guzik, tak że już najwyżej za rok nie tylko ja z Hanią będę się cieszyć jazdą. Ta przejażdżka nie miała nic wspólnego z wyborami samorządowymi odbywającymi się za dwa dni. Po prostu druga linia jest gotowa, więc pojechałyśmy. Pięknie się prezentowałyśmy w tym pustym wagonie, choć ja chyba lepiej, bo Hania przy mnie trochę jak babcia wyglądała.

16 listopada

Wieczorem sądziłam, że przegraliśmy wybory samorządowe, ale już w nocy okazało się, że są wygrane. Nauczka taka, że trzeba się pilnować z wyciąganiem szybko wniosków. Na szczęście system już tak działa, że nawet gdy przegrywamy, to tak się wszystko przelicza, że wygrywamy. Kurczę, kiedy ja się tej Platformy i tej koalicji wreszcie nauczę.

27 listopada

Rozmawiałam telefonicznie z Cameronem. Pogratulowałam mu „Terminatora”, „Titanica” i „Avataru”. Podziękował, ale chyba nie ceni tych akurat swoich filmów, bo coś marudził. I kompletnie nie wiem, dlaczego chciał ze mną rozmawiać o polskich imigrantach. Nowy film o tym robi czy co? Zdziwiło mnie też, że Anglik mówi z amerykańskim akcentem.

9 grudnia

Zadzwonił do mnie Obama i mówił o jakichś więzieniach CIA w Polsce. Muszę spytać Terenię Piotrowską, czy wynajmujemy CIA jakieś więzienia. Muszę przyznać, że przez telefon w ogóle się nie czuje, że on jest czarny.

13 grudnia

Spotkałam się z Lechem Wałęsą. Przyjął mnie o kulach. Pewnie wciąż odczuwa skutki internowania w stanie wojennym. Stwierdził, że jestem pierwszą osobą, które tak jasno jak on formułuje myśli. Lech świetnie parodiuje Więckiewicza z tego filmu Wajdy - „Wałęsa”.

19 grudnia

Niesamowite. Spotkałam w Brukseli Donalda - witał mnie jako van Rompuy. Wreszcie mogłam z kimś po polsku pogadać. Jak na tak świetnie polished English, Donald jeszcze całkiem nieźle mówi po polsku. Zachował nawet akcent ze starego kraju.

23 grudnia

Złożyłam Polakom świąteczne życzenia. Ten cholerny prompter tak szybko przesuwał tekst po ekranie, że nie mogłam poznać, co tam wymyśliłam. Później się okazało, że niepotrzebnie się denerwowałam, bo to jednak nie był mój tekst. Dlatego nie mogłam go poznać. Ale po wygłoszeniu wyglądał jak mój. Udzieliłam też wywiadu pismu „Viva” i tym razem nie mogłam siebie poznać na zdjęciach. Ale córka mi powiedziała, że to na pewno ja. I trochę mnie zbeształa, że tak specjalistycznym językiem opowiadam o sobie i roli premiera. No, kiedyś chyba muszę pokazać pełnię swoich możliwości. Taka jestem i nie będę nic upraszczać.

31 grudnia

Złożyłam noworoczne życzenia. Mówiłam, żeby być razem. I dostałam podziękowania od jakichś swingersów. Nic nie rozumiem.

7 stycznia 2015 r.

Opowiedziałam o swoich osiągnięciach w 100 dni rządu. Publiczność zamarła w osłupieniu. Wiedziałam, że to będzie wstrząs.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych