Kopacz lekceważąco odrzuciła projekty prof. Religi, które chciał jej w trosce o pacjentów przekazać. Ta bezczelność trwa

fot. KPRM/KPRM
fot. KPRM/KPRM

Prof. Zbigniew Religa, odchodząc wraz z rządem PiS, chciał wręczyć swym następcom projekty reform służby zdrowia, nad którymi pracował ze swoim zespołem. Właśnie miał się rozpocząć etap ich realizacji. Ale zawziętość, buńczuczność i bezczelność, połączona z mizernymi możliwościami intelektualnymi nowej minister wzięły górę.

Ewa Kopacz oświadczyła, iż ma znacznie lepsze projekty i szkoda czasu na zajmowanie się makulaturą. Słowa może były trochę inne, ale ich treść i ton właśnie takie. Na nic zdały się eleganckie i pełne zatroskania o pacjentów zdania. Profesor przekonywał, że wykonane prace nie mają przynależności partyjnej, nie mają służyć ani PiS, ani PO, tylko Polsce, ludziom schorowanym i oczekującym na pomoc.

Kurtuazja, logika i niebywała kultura Profesora nie natrafiła nawet na markowaną ogładę, wydawałoby się przynależną osobie po medycznych studiach, wchodzącej właśnie do gabinetu ministra. Bezczelne i wręcz poniżające „nie” do dziś rozlega się po przychodniach, gabinetach i szpitalach.

Ewa Kopacz nie miała żadnych własnych opracowań. Wprowadzane naprędce zmiany wnosiły w jakże ważną przestrzeń publiczną tylko chaos i podejrzenia graniczące z pewnością, że służbę zdrowia Tusk powierzył osobie bez najmniejszych kompetencji, bo zaważyły kontakty osobiste. Wcześniej powszechnie uznawano, że lepszą kandydatką będzie Elżbieta Radziszewska. Choćby z tej przyczyny, że gorszą od Kopacz trudno sobie wyobrazić. Wielki Nikt nie potrzebował jednak fachowców, jemu niezbędni byli bezwzględni wasale, a w dziedzinie służalczości tylko Nowak Sławomir mógł rywalizować z nową minister zdrowia.

Prawie osiem lat rządzenia, a w służbie zdrowia coraz większy bałagan. Rosną tylko biurokratyczne wymagania, przyzwoici lekarze są karani za dbałość o chorego, bo często musi ona być w niezgodzie z narzuconymi procedurami.

Lekarzy – konformistów też nie brakuje, więc dla świętego spokoju udają, że jest jako tako, choć znają wszystkie rządzące służbą zdrowia nonsensy, ale lepiej zrobić jedna trzecią tego, co się powinno niż narażać się przełożonym. Wielki Nikt dał sprzedawczykowi z SLD o nazwisku Arłukowicz 100 dni na uporządkowanie spraw dostępności do lekarzy, ale ów uciekinier z szeregów postkomunistów wykazuje ten sam model pracy, co jego poprzedniczka, bo i zalety umysłowe te same. Wielki Nikt nadal harata w gałę, za większe pieniądze i w Brukseli, ale jego wybrańcy wciąż udowodniają nam, że w Polsce można być największym ignorantem, leniem, wręcz zawodową łajzą, ale wcale to nie koliduje z powierzeniem takiemu komuś ważnych stanowisk państwowych. A pewnie jest najlepszą rekomendacją do nabycia tytułu ministra, a nawet premiera. Więc jest dokładnie, jak na nagraniach „Wprost” i w życiu pacjenta, przedsiębiorcy, nauczyciela itd.

Tylko w telewizjach opanowanych przez resortową dziatwę jest, jak w inscenizacji pewnego faworyta carycy Katarzyny. Grigorija Aleksandrowicza P. Nawet jeśli nie całkiem tak, to bardzo podobnie. I żadne 100 dni na nic się nie zdadzą. Krowy nie nauczy się fruwać nawet w 1000 dni. To problem tego rodzaju.

———————————————————————————————

Uwaga!

Super oferta dla czytelników tygodnika „wSieci”!

Zamów roczną prenumeratę tygodnika „wSieci”, miesięcznika „wSieci Historii” lub prenumeratę PAKIET (oba tytuły) a otrzymasz w prezencie książkę historyczną  z oferty bestsellerów wydawnictwa Zysk i Spółka. Oferta ważna do wyczerpania zapasów!*

Tylko dla prenumeratorów ceny niższe niż w kiosku o 30%!

Więcej informacji na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.