Ewie Kopacz i Bartoszowi Arłukowiczowi jedyne co wychodzi, to szczucie pacjentów na lekarzy

PAP/Rafał Guz/premier.gov.pl
PAP/Rafał Guz/premier.gov.pl

Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz twierdzi, że działa w imieniu pacjentów, natomiast lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego myślą wyłącznie o „kasie”. I część opinii publicznej to kupuje. Tymczasem nie ma nawet cienia dowodu na to, że minister Arłukowicz cokolwiek zrobił dla pacjentów - od początku swego urzędowania w resorcie zdrowia. Podobnie zresztą jak jego poprzedniczka, a obecnie szefowa, Ewa Kopacz. Podobnie zresztą jak urzędujący o ponad siedmiu lat rząd Platformy Obywatelskiej. Zakładanie, że ta władza robi cokolwiek dla ludzi, w tym dla pacjentów, jest albo żartem (ponurym), albo kpiną.

W „Głównych nurtach marksizmu” Leszek Kołakowski stwierdził, że komunizm niczego nie robi dla ludzi, lecz wyłącznie dla utrwalenia i utrzymania dyktatorskiej władzy i kontroli nad społeczeństwem. Jeśli zdarzy się coś, co jest mimo wszystko korzystne dla społeczeństwa, to dzieje się to albo przypadkowo, albo jest ubocznym skutkiem rywalizacji z systemem demokratycznym, albo wynika z taktyki etapu. I te spostrzeżenia Kołakowskiego doskonale pasują do tego, co od ponad siedmiu lat robią rządy PO. Generalnie chodzi o to, żeby coraz więcej kosztów przerzucać na społeczeństwo, a nie je z niego zdejmować. Jeśli chodzi o ministerstwo zdrowia, to przecież po to w 2007 r. była tzw. reforma systemu leków refundowanych (dzieło minister Ewy Kopacz). Chodziło o zwiększenie udziału pacjenta i relatywne zmniejszenie udziału budżetu w finansowaniu leków refundowanych. A obecnie forsowane przez ministra Arłukowicza pakiety onkologiczny i kolejkowy są tylko formą przerzucenia odpowiedzialności za kłopoty na inne podmioty oraz na tzw. obiektywne trudności.

Gdy rząd PO konfiskował pieniądze zgromadzone w OFE i wydłużał czas pracy przyszłym emerytom, chodziło wyłącznie o przerzucenie na pracujących odpowiedzialności za przyszłe świadczenia. Chodziło też o umycie przez władzę rąk, bo nie była i nie jest w stanie zgromadzić żadnych emerytalnych rezerw w oparciu o majątek narodowy i bogactwa naturalne. Nie jest w stanie nawet zachować tego, co już zgromadzono w OFE, dlatego te pieniądze skonfiskowano i są one obecnie przeżerane. A przeciętni ludzie nie mają szans na oszczędzanie na przyszłe emerytury, bo rząd PO podniósł podatki, w tym VAT oraz akcyzę. Obserwujemy proces wzrostu wydatków na utrzymanie samego państwa, czyli na utrzymanie nowej warstwy pasożytniczej czy też nowej klasy próżniaczej (skądinąd to określenie samego Donalda Tuska sprzed okresu jego rządów), a jednocześnie przerzucanie kolejnych kosztów na ludzi, czyli na konsumentów, rodziców, pacjentów, kierowców itp.

Skoro przez ponad siedem lat ministrowie zdrowia Kopacz i Arłukowicz nie zrobili niczego, co faktycznie poprawiłoby sytuację pacjentów, oczekiwanie, że nagle teraz to się zmieniło, nie ma najmniejszego sensu i podstaw. Rząd i resort zdrowia nie prowadzą żadnej racjonalnej polityki zdrowotnej, tylko przerzucają kolejne koszty na pacjentów i gaszą kolejne pożary wynikające z nieudolności i braku długofalowego planu. A lekarze są tylko kolejnym wrogiem ludu, czyli władzy, która musi mieć coraz to nowego „wroga klasowego” (poza stałym wrogiem, jakim jest opozycyjne PiS), z którym walczy. Bo ta walka podnosi społeczne emocje i pozwala kanalizować niezadowolenie. Z nieźle sytuowanych lekarzy łatwo jest zrobić krwiopijców myślących tylko o stanie własnego konta i szczuć na nich niezadowolonych pacjentów. Ale przecież to nie lekarze odpowiadają za beznadziejny i niefunkcjonalny system ochrony zdrowia, lecz rząd i minister zdrowia. I szczucie na lekarzy niczego nie zmienia, poza tym, że przekierowuje część złych emocji z rządzących na tych, którzy pracują w podstawowej opiece zdrowotnej.

Jak na dłoni widać, na czym polega filozofia władzy PO. A polega ona na zwalnianiu państwa z kolejnych obowiązków i ich przerzucaniu na obywateli oraz na szczuciu jednych grup społecznych i podmiotów politycznych na inne. To stara jak świat i szczególnie dobrze przećwiczona przez Stalina i Hitlera metoda wskazywania wroga i walki z nim. Bo przecież gdyby nie ten wróg sypiący piach w tryby i wkładający kij w szprychy, obywatele opływaliby w dobra wszelakie i mieliby tylko kłopot z tym, jak spędzać czas wolny. Współcześnie, kiedy się nie umie rządzić, wróg jest niezbędny, by wytłumaczyć i zatuszować nieudolność. Tak samo jak niezbędna jest pusta retoryka robienia przez władzę społeczeństwu dobrze, choćby nie było na to nawet cienia dowodu. Ale jak się o tym trąbi przez wszystkie media i przez całą dobę („cała prawda całą dobę”), ludzie w końcu zaczynają w te ułudę wierzyć. Poza tym część społeczeństwa zaczyna traktować jako własnych wrogów tych stworzonych przez władzę. I tak toczy się machina swego rodzaju zimnej wojny domowej, zabójczej dla tkanki społecznej, ale bardzo użytecznej dla rządzących, bo utrzymującej ich u władzy.

Istnieje bardzo, bardzo małe prawdopodobieństwo tego, że rząd PO oraz minister Arłukowicz chcą realnie zrobić coś dobrego dla społeczeństwa czy pacjentów i bliskie pewności prawdopodobieństwo, że różne „dobre intencje” są tylko oszustwem i kolejnym etapem zimnej wojny domowej, służącej utrzymaniu się u koryta. Smutne jest tylko to, że duża część Polaków daje się na to nabierać i w te wojny władzy wikłać, choć są one absolutnie jałowe i niezwykle destrukcyjne emocjonalnie oraz dla systemu wartości.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.