Jeśli połączyć słowa MEN i podręcznik, to wiadomo, że będzie z tego heca. I nie ważne czy chodzi o elementarz papierowy czy o e-podręcznik.
Kilka dni przed Świętami media obiegła informacja, że są zwolnienia w Ośrodku Rozwoju Edukacji w związku z e-podręcznikiem. Z pracą pożegnało się kilka osób odpowiedzialnych za przygotowanie cyfrowych książek dla szkół. MEN przyznało, że to, co dostało od wykonawców tego projektu, to bubel. ORE – agenda Ministerstwa Edukacji Narodowej odpowiedzialna za prowadzenie projektu e-podręcznika – unieważnił przetarg na przeprowadzenie szkoleń dla nauczycieli z zakresu wykorzystania tych cyfrowych publikacji. ORE tłumaczył, że był do tego zmuszony, bo nie dysponuje ostateczną wersją materiałów merytorycznych ani w pełni funkcjonalną platformą technologiczną e-podręcznika, czyli elementami niezbędnymi do przeprowadzenia szkoleń.
Czytaj także: E-podręcznik kolejnym rządowym bublem
Pracę stracili zatrudnieni w ORE eksperci. M.in., jak zauważyła Wyborcza.pl, wśród zwolnionych ekspertów znalazła się Barbara Halska, nauczycielka roku 2014.
Krzysztof Wojewodzica, który wsławił się m.in. krytyką darmowego podręcznika, a konkretnie nie zgadzał się na sposób jego wdrażania ocenił:
Nagła zmiana całego zespołu e-podręcznika może być podyktowana politycznym obsadzaniem stanowisk. - W następnej perspektywie unijnej będzie do wydania ponad 4 mld zł na Cyfrową Szkołę, czyli sprzęt i nawet 300 mln zł na zasoby cyfrowe. Myślę, że w MEN jest chęć, by ten temat objąć kontrolą. Uważam, że zwolnienie Nauczycielki Roku 2014 jest polityczną decyzją. Odejście moje i poprzedniego dyrektora ORE Piotra Dmochowskiego-Lipskiego było podyktowane podobnymi przesłankami, czyli niezgodą na darmowy podręcznik, a raczej planowanym sposobem jego wdrożenia — czytamy na Wyborcza.pl.
O dziwo w całej aferze z darmowym podręcznikiem nie pada nazwisko obecnej wiceszefowej MEN Joanny Berdzik. A wystarczy sięgnąć pamięcią dwa lata wstecz, żeby wiedzieć, że padać powinno. Już wówczas „Rzeczpospolita” alarmowała, że wielomilionowe zlecenia dotyczące realizacji e-podręcznika trafiają do firm, instytucji i ludzi z otoczenia wiceminister edukacji Joanny Berdzik właśnie.
W 2012 roku „Rzeczpospolita” donosiła:
Szkolenia dla dyrektorów szkół i nauczycieli w ramach „Cyfrowej szkoły” będzie realizowała fundacja, która wcześniej przez trzy lata zatrudniała Berdzik. Szkolenia będzie koordynował Andrzej Jasiński, kolega Berdzik z zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, w którym pełniła ona funkcję prezesa. On do wiosny tego roku był tam członkiem zarządu.
To jeszcze nie koniec afery z e-podręcznikiem. „Rzeczpospolita” opisywała sprawę wyboru firmy Progress Framework, partnera technologicznego projektu „E-podręcznik”. Dziennik informował, że firma jest zupełnie nieznana w branży e-learningu, w momencie ogłoszenia wyników konkursu nie można było zweryfikować jej finansów, a według nieoficjalnych informacji nie posiadała kadry i zasobów, aby projekt zrealizować. Co więcej wówczas na rozstrzygnięcie konkursu skarżyły się także inne firmy w nim startujące.
Po naszej publikacji minister edukacji zlecił kontrolę w Ośrodku Rozwoju Edukacji, które za konkurs było odpowiedzialne (Berdzik, zanim została wiceszefem MEN, była szefem ORE)
— informowała „Rzeczpospolita”.
W dwa dni od wejścia do ORE kontrolerów, ORE ponownie ogłosiło Progress Framework zwycięzcą konkursu.
Wygląda na to, że problemów z e-podręcznikiem można było uniknąć, a odpowiedzialnych za aferę należy szukać znacznie wyżej niż szczebel, na którym dokonano zwolnień. Ale przecież nie od dziś wiemy, że dla tego rządu publiczne pieniądze są po to, żeby żyło się lepiej rodzinie i przyjaciołom. A MEN, to nie tyle Ministerstwo Edukacji Narodowej, co Ministerstwo Elementarzy Nieudanych. Nawet gdy są to e-elementarze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/227423-men-wyprodukowalo-kolejny-edukacyjny-bubel-czas-zmienic-nazwe-na-ministerstwo-elementarzy-nieudanych