To konsekwencja moich wcześniejszych wyborów. Do Sejmu startowałem z okręgu słupsko-gdyńskiego, który odziedziczyłem po mojej przyjaciółce Izabeli Jarudze-Nowackiej
— mówi Robert Biedroń „Gazecie Wyborczej” opowiadając o tym, dlaczego zdecydował się na kandydowanie na prezydenta właśnie w Słupsku.
Byłem tam spadochroniarzem i dostałem wielki kredyt zaufania, choć byłem oczywiście oglądany z każdej strony. Musiałem pracować pięć razy ciężej niż inni koledzy i koleżanki z okręgu, żeby udowodnić, że ten mandat mi się należy
— dodaje.
Opisuje, że był zaledwie jednym z czterech (na czternastu) posłów z okręgu, który zdecydował się na otwarcie biura w Słupsku.
Przychodziły do mnie kobiety bite przez mężów, taksówkarze protestujący przeciwko nielegalnym taksówkom, słuchaczki Uniwersytetu Trzeciego Wieku, żeby załatwić im znane osoby na wykłady, ludzie ze schroniska dla zwierząt, ludzie z niesprawiedliwymi w ich mniemaniu wyrokami sądowymi, bo wiedzieli, że byłem wówczas wiceprzewodniczącym sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka, dalej: ekolodzy, działacze społeczni, pielęgniarki. Mogę tak wymieniać bez końca. Zaczęła też przychodzić młodzież, która powiedziała, że nie ma co robić wieczorami
— mówi.
Dodaje, że właśnie fakt, że ludzie z tymi problemami nie mogą udać się do ratusza, był tym, co popchnęło go ku kandydaturze na prezydenta Słupska.
O tym, że moja kandydatura jest niepoważna, pisali dziennikarze. Dodawali też zawsze, że nie mam żadnych szans. Dlatego trzeba podchodzić z dużą rezerwą do tego, co słyszymy czy czytamy w mediach
— stwierdza. Zauważa, że wyborcom chyba podobało się najbardziej, że jest człowiekiem spoza lokalnego układu, który do tej pory dzierżył stery władzy w Słupsku.
Coraz częściej patrzy się na mnie nie jak na geja, ale po prostu polityka. Moje bycie gejem ma często znikome znaczenie. (…) Jedynymi ludźmi, którzy podczas kampanii wyborczej chcieli rozmawiać o mojej orientacji seksualnej, byli dziennikarze. To ich pasjonowało! I czy zdejmę krzyż w urzędzie. Nie zadawali mi pytań, które interesowały mieszkańców i mieszkanki Słupska
— zauważa Robert Biedroń.
Widać tu pewny dysonans, gdyż z jednej strony mówi o tym, że powinno się zwracać uwagę na to, że jest politykiem, a nie gejem - i tu zgoda, a z drugiej strony, kilka pytań dalej opowiada o postępującym zmianom, które owocują m. in. dzięki „paradom”. Tylko że podczas tych parad równości uczestnicy właśnie akcentują swoją orientację seksualną, a nie swoje merytoryczne zasługi. I to właśnie to - a nie preferencje seksualne drażnią pewną część społeczeństwa. A powinno być chyba na odwrót.
Odnosząc się do swoich planów wobec Słupska nowy prezydent zapowiada:
Chcę temu miastu przywrócić godność i spowodować, by młodzi nie musieli wyjeżdżać na zmywak do Wielkiej Brytanii albo uciekać do Warszawy czy Gdańska. Nie interesują mnie działania typu budowa stadionu czy aquaparku (choć taki się u nas już buduje), ale realne poprawianie jakości funkcjonowania naszego fajnego miasta, czyli chodniki, ścieżki rowerowe, zieleń, lepsze przedszkola i szkoły, większa transparentność w działaniu władzy, lepsze relacje z przedsiębiorcami.
Biedroń podkreśla, że jest świadomy trudnej sytuacji finansowej miasta i dodaje, że jej poprawę zamierza rozpocząć od ograniczenia wydatków w urzędzie. W planach ma także stworzenie Instytutu Zielonej Energii zajmującego się energią odnawialną i skomunikowanie Słupska z resztą kraju.
Szacuje, że na spełnienie tych obietnic potrzebuje
Minimalnie cztery lata, maksymalnie osiem.
Dodaje, że w kwestiach zmiany Słupska:
Rada jest bardzo otwarta. Może nas dzielić światopogląd, ale nie miastopogląd. Możemy się nie zgadzać co do wiszącego w sali obrad krzyża, ale to nie ma znaczenia, kiedy rozmawiamy o drogach czy szkołach.
Na koniec prezydent Słupska opowiada:
Mama jest bardzo dumna i się popłakała, kiedy mnie wybrano. Długo mi mówiła, że popełniłem wielki błąd, mówiąc publicznie, że jestem gejem, że zrobiłbym szybciej tak zwaną karierę, jeślibym siedział w szafie, że przez bycie jawnym gejem mam zawsze gorzej. Przeszliśmy z mamą tę trudną drogę wspólnie, to wszystko bardzo dużo ją kosztowało. Dzisiaj sąsiedzi gratulują jej syna
— podsumowuje.
mc,wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/227413-robert-biedron-trzeba-podchodzic-z-duza-rezerwa-do-tego-co-slyszymy-czy-czytamy-w-mediach