Od paru lat żyjemy w złudzeniu. Sądzimy bowiem, że premier RP to bardzo ważne stanowisko, że polityk pełniący tę funkcję wpływa na nasz świat, że decyduje o wielu istotnych sprawach.
Więc emocjonujemy się, oceniamy, chwalimy (rzadko) albo krytykujemy. Całkowicie niepotrzebnie. Przykład Ewy Kopacz pokazuje jasno, że premierem może być każdy. Naprawdę każdy. I że jej awans nie jest żadnym wypadkiem przy pracy.
Tusk, owszem, miał znaczenie, zwłaszcza w pierwszych latach premierostwa. Przejął Polskę w momencie, gdy podnosiła się z kolan, gdy szukała drogi do własnej podmiotowości. Skutecznie spacyfikował tego typu oczekiwania, i sprawnie reanimował, pod nowymi szyldami, układ postkomunistyczny. Jak to się mówi, ustawił klocki. I te klocki stoją do dziś. Czasem coś trzeba poprawić, komuś dać więcej, komuś zabrać, ale to detale. Ogólnie system pięknie się reprodukuje, a każdy wie, co ma robić. I biznes, i media, i „eksperci”. A całość spaja struktura quasi-feudalna oparta na dystrybucji zasobów i pieniędzy (także unijnych).
W tej sytuacji premier nie ma wiele do roboty, bo przecież poważniejszymi sprawami zajmować się nie może: za duże ryzyko, że naruszy klocki i całość zadrży. A zadrzeć nie może, bo to oznaczać by mogło nowe rozdanie, i szansę dla opozycji. Więc i Tusk (wyjąwszy początek), i Kopacz (od początku) nie robią realnie nic. Oczywiście poza graniem roli „męża stanu” albo „matki wszystkich Polaków”; to jednak zajęcia de facto niepolityczne, bardziej celebryckie, do tego precyzyjnie rozpisane przez speców od propagandy.
Może dlatego Tusk uciekł do Brukseli? Może mu się zwyczajnie nudziło? W wyniku podjętej w 2005 roku decyzji zrezygnował z prób naprawy Rzeczypospolitej, i nie mógł już się cofnąć.
W tym systemie, powtarzam, premierem może być każdy. Mądry (premier „profesorski”), głupi (premier „ludyczny”), z dużego miasta (premier „Europejczyk”), ze wsi (premier „swojak”). Premierem może być i pacjent, i lekarka, z „Solidarności” i z ZSL. Wszystko da się przecież opakować i sprzedać, a reszta jest nieważna.
A więc coś dobrego z premierostwa Ewy Kopacz może wyniknąć: pozbędziemy się złudzeń, że nazwiska mają wielkie znaczenie. Już nie mają, bo system okrzepł, i stwardniał.
I w tym jakaś nadzieja. Bo w końcu to co twarde, jest też bardziej kruchliwe.
—————————————————————————————————
Pomysł na oryginalny prezent! PRENUMERATA Z KSIĄŻKĄ GRATIS!
Zamów dla siebie lub dla kogoś bliskiego roczną prenumeratę tygodnika „wSieci”, miesięcznika „wSieci Historii” lub prenumeratę PAKIET (oba tytuły) a otrzymasz w prezencie książkę historyczną z oferty bestsellerów wydawnictwa Zysk i Spółka. Oferta ważna do wyczerpania zapasów!
Tylko dla prenumeratorów ceny niższe niż w kiosku o 30%!
Nie musisz nawet wychodzić z domu! Wystarczy kliknąć TUTAJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/227030-w-tym-systemie-premierem-moze-byc-kazdy-i-madry-i-glupi-ze-wsi-i-z-miasta-z-solidarnosci-i-z-zsl