Blef Kiszczaka. "Aparat represji III RP ma wystarczające narzędzia, by skłonić generała do spełnienia jego zawoalowanych gróźb"

Fot. wPolityce/SE
Fot. wPolityce/SE

Dwa skontrastowane obrazy. Czesław Kiszczak opalony, w szytym na miarę z dobrego materiału garniturze, żwawo kroczący w tłumie gości na pogrzebie Jaruzelskiego… I cierpiący na bezgłos roztrzęsiony staruszek, w szlafroku i w kapciach na bose stopy, który z pięterka własnej willi schodzi podtrzymywany przez inne osoby, co zawsze sprawia przygnębiające wrażenie.

Który z tych obrazków jest prawdą, a który zwykłym wizerunkowym blefem obliczonym na wywołanie uczuć (odpowiednio) albo zmieszanego z zazdrością podziwu dla kondycji generała-seniora, albo współczucia dla schorowanego człowieka, którego okrutnicy bez serca chcą zaciągnąć przed oblicze sądu?

Teoretycznie obie sytuacje mogą być prawdziwe, bo pół roku to okres wystarczająco długi, aby stan zdrowia osoby zbliżającej się do dziewięćdziesiątki mógł ulec radykalnemu pogorszeniu. Jednak fakt, że informacje o zdrowotnych problemach obu głównych generałów stanu wojennego wykazywały zwykle daleko posuniętą korelację z wezwaniami do stawienia się przed sądem, nakazywałby zachowanie w tej sprawie zdroworozsądkowego sceptycyzmu.

O sposobie przeprowadzenia tej rozmowy trudno powiedzieć coś dobrego. Żona, która ledwie słyszalne szepty generała powtarza, rozszerzając ich treść i dzieląc się przy okazji własną dość elitarną wiedzą. Dziennikarz (powiedzmy, że dziennikarz), który zadawanymi pytaniami sugeruje jednosylabową odpowiedź, a później w zapisie „ekskluzywnego wywiadu” zawartość swoich pytań przypisuje pytanemu…

Wszystkie czynności wstępne: odziewanie generała w szlafrok, sprowadzanie po stromych schodkach – mają uzasadnienie tylko wtedy, jeśli chce się w niekrytycznym odbiorcy tego widowiska wzbudzić współczucie dla starca nękanego przez mściwą zgraję, żądną za wszelką cenę odwetu. Że jest publiczność na taki ckliwy sentymentalizm wobec głównego policmajstra z końcowej fazy PRL, to można nawet zrozumieć. Ale dlaczego bawi się w to akurat „Super Express”?

Dlaczego osoba delegowana przez redakcję SE do przeprowadzenia rozmowy podpowiada Kiszczakowi wygodne dla niego teksty? Dlaczego nie potrafi fałszu twierdzeń generała o niszczeniu na życzenie dawnej agentury „ich teczek z oryginałami i duplikatami” obalić prostym pytaniem o komplet materiałów archiwalnych, które peerelowskie struktury bezpieczeństwa musiały obligatoryjnie przekazywać do Moskwy? I do końca to przecież robiły.

Generał zresztą sam się pytającemu podkłada, deklarując na jednym oddechu, że nie robił niczego złego, bo służył państwu…. Ale nawet uznając powszechnie przez funkcjonariuszy PRL stosowaną argumentację, że służyli takiemu państwu, jakie było, w przypadku Czesława Kiszczaka natykamy się na poważny kłopot.

Jeśli bowiem służba generała w resorcie bezpieczeństwa, w tym pozyskiwanie agentury (niekiedy nawet szantażem, jak przyznaje) faktycznie służyła państwu, to już arbitralne niszczenie archiwaliów w latach 1988 – 1990 trzeba zakwalifikować jako zwyczajne przestępstwo, a nie dobry uczynek czy przysługę wyświadczaną np. wybitnym aktorom na tzw. piękne oczy i za „Bóg zapłać”.

Większość komentatorów uważa, że generał, udzielając w pasiastym szlafroku wywiadu niezbyt kompetentnemu dziennikarzowi, zręcznie grozi: jeśli mnie nie zostawicie w spokoju, to (używając formuły jego zmarłego niedawno zwierzchnika) „polecą różne aureole”. W przeciwieństwie do innych sądzę, że to tylko kolejny blef Kiszczaka, bo data przydatności do skorzystania z usług jego dawnej agentury wkrótce już ekspiruje. Nawet najmłodsi TW, pozyskani tuż przed 1989 rokiem, zbliżają się do pięćdziesiątki, a zdecydowana większość dawnych tajnych współpracowników znalazła się poza strefą zawodowej czy publicznej aktywności. Więc gdyby nawet schorowany generał zrealizował swą groźbę, to na uszczupleniu kadr o tych właśnie ludzi polskie państwo z pewnością nie ucierpi, wręcz przeciwnie – może tylko zyskać. Powiem więcej, jeśli Czesław Kiszczak istotnie trzyma gdzieś pod poduszką czy za boazerią część archiwów, które powinny znaleźć się w posiadaniu IPN, to należy zrobić wszystko, aby tak się stało.

Aparat represji III RP ma wystarczające narzędzia, aby skłonić generała do spełnienia jego zawoalowanych gróźb… To by dopiero było: ujawnienie prywatnego archiwum przez Kiszczaka jako realizacja niedopełnionej należycie po 1989 roku lustracji! Oczywiście, byłaby to krytykowana przez środowiska bliskie „Gazecie Wyborczej” dzika lustracja. Ale jak wiadomo, generałowi wolno więcej, przecież to człowiek honoru.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.