Sfałszowane wybory i psy gończe, czyli odpieprzcie się od Kaczyńskiego

fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Nad spienionym mainstreamem, co hucząc przelewa się żółcią nad słowami o sfałszowaniu wyborów, zawisło niczym fatum leninowskie pytanie: Co robić? Bo też i pora najwyższa szukać wyjścia, jeśli się nie chce stracić resztek wiarygodności.

Nie da się bowiem w nieskończoność bredzić, że nic się nie stało. Nikt nie uwierzy, że wyborcy zwymyślani od frajerów, zostali porażeni sztokholmskim syndromem ofiary i pokochali partię swojego oprawcy. Są granice hucpy wyborczej i nie można dłużej ignorować faktu, że zostały nie tyle przekroczone, co stratowane. I to stratowane nie tylko przez pazerny PSL, lecz również przez państwo.

Gazeta Wyborcza pierwsza wszczęła alarm. Ba! – ryzykując oskarżenie o wywieranie presji na niezawisłe organy władzy pisze, że sądy muszą rozpatrzyć protesty wyborcze, a PKW musi reagować:

Trzeba rzetelnie policzyć i przeanalizować nieważne głosy. I jak najszybciej ogłosić raport, który wyjaśni, dlaczego wyborcy wrzucali do urn niewypełnione karty, czy ktoś kart nie podrzucał itp. Sądy muszą rozpatrzyć protesty wyborcze, nawet te ewidentnie inspirowane przez partyjną propagandę. Państwowa Komisja Wyborcza musi reagować…

Jednak Wojciech Czuchnowski  z GW niezbyt nawet ukrywa, że w swoich intencjach jest rozdarty, jak nie przemierzając sosna  z Żeromskiego. Z jednej strony sugeruje niedwuznacznie sądom, że wyborcze oszustwo jest tylko mitem, a z drugiej pisze o konieczności sprawdzenia „czy ktoś kart nie podrzucał”. Jednym tchem żąda rzetelnej analizy nieważnych głosów i jednocześnie daje sugestywny wyraz przekonaniu, że niemożliwe jest fałszerstwo wyborcze „w skali 38-milionowego kraju na oczach ok. 300 tys. członków komisji wyborczych i mężów zaufania różnych partii”. Zupełnie, jakby naprowadzał sędziów na jedynie słuszną drogę analizy i orzecznictwa.

Wydaje się, że w ten sposób korygowana jest narracja prezydenta Komorowskiego, który wraz z prezesami najwyższych instancji sądowniczych stwierdził tuż po wyborach, że były rzetelne. Najwidoczniej ta bezczelność odbiła się władzy czkawką i teraz zachodzi pilna potrzeba zmiany kursu. Społeczeństwo nie przełknęło ciemnoty, że władza może bezpodstawnie wyrokować o rzetelności wyborów przed sądową weryfikacją, a opozycja w tej samej sytuacji nie ma prawa tej rzetelności kwestionować. Za bardzo jechało Orwellem, żeby przeszło. Powyżej nerek nie podskoczysz – mawiał mój znajomy.

Do roboty wzięła się także Fundacja Batorego, która również zwietrzyła pismo nosem, iż establishment III RO, czyli beneficjenci systemu, który spaprał te wybory tak fatalnie, ukręcili bat na własną skórę. Fundacja przestrzega więc dobrotliwie, żeby nie przekraczać miary: „Można stawiać zarzuty politykom opozycyjnym, że próbują wykorzystać niedawne wydarzenia w bieżącej walce politycznej. Krytykować PiS i środowiska związane z tą partią za organizację marszu 13 grudnia. Nie zapominajmy jednak, że to nie oni byli odpowiedzialni za przebieg wyborów(…)Jednak ostatnie wybory ujawniły liczne patologie samego procesu wyborczego, które wcześniej może zbyt łatwo ignorowano. O nieprawidłowościach, nadużyciach, a także fałszerstwach w skali lokalnej mówiono od lat. Chociażby o kupowaniu głosów”.

Jednak z łatwością dostrzegamy tu także syndrom Czuchnowskiego, czyli fundamentalną sprzeczność pomiędzy intencjami i postulatami. Jeśli mamy patologie procesu wyborczego i chcemy je usunąć, to wtedy nie bredzimy, że opozycja niesłusznie to podnosi publicznie. Od tego jest opozycja, żeby walczyła z przekrętem lub zaniechaniem władzy. Bo zaniechanie w polityce zawsze prowadzi do przekrętu. Tym bardziej, iż nie ulega wątpliwości, że władza usiłuje te patologie wyborcze zbagatelizować, czy wręcz zamieść pod dywan.

Skoro od lat „mówiono o nadużyciach, a także fałszerstwach w skali lokalnej”, a władza nie zrobiła nic, to można zakładać, że władza miała w tym interes. A kwestia wyborczej rzetelności jest dla demokracji fundamentalna jak to tylko możliwe. Zatem niech rządowy mainstream przestanie podsuwać sądom wnioski z ewentualnej analizy i przeliczania głosów, lecz zażąda pełnej kontroli społecznej nad tym procesem.Bo co nam z tego, że karty przeanalizuje ów „ktoś”, który według Czuchnowskiego mógł je ewentualnie „podrzucić? A potem przyklepie ten sam komisarz wyborczy, który wcześniej przyklepał ten przekręt?

Jeśli słusznie dostrzega się prosty fakt, że to nie PiS był odpowiedzialny za przebieg wyborów, to trzeba także zapytać, kto w takim razie był odpowiedzialny? To sędziowie z nadania prezesów SN, TS, NSA – tych samych, którzy dziś tak bezczelnie oburzają się na Kaczyńskiego - nad wyborami mieli nadzór, pieczę i kierownictwo. Oni byli sprawcami tej farsy wyborczej. Odpieprzcie się zatem od Kaczyńskiego, bo wybory organizowała władza. A władza to prezydent, premier, rząd koalicji PO-PSL, PKW, lokalne ogniwa tej władzy. To ich trzeba przypilnować, na nich mieć oko, im patrzeć na ręce, żeby mieć pewność, że dokonają rzetelnej analizy  i przeliczenia, a następne wybory będą rzetelne.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.