O cudach nad urną, „odmętach szaleństwa”, wyborach w PRL i szkoleniu PKW w Moskwie. Nie tylko z Sejmu wzięte…

fot. Jerzy Wiktor
fot. Jerzy Wiktor

Gdyby kierować się diagnozą Bronisława Komorowskiego, dokonaną zanim jeszcze ogłoszono oficjalne wyniki wyborów samorządowych, coraz więcej osób w Polsce, w tym ogólnie szanowanych, z tytułami profesorskimi i pochodzących z różnych stron sceny politycznej, pogrąża się „w odmętach szaleństwa”…

Kilka przykładów z ostatnich dni. Według definicji prezydenta, szaleńczy wir porwał takiego na przykład prof. Pawła Śpiewaka, niegdyś polityka Platformy Obywatelskiej i sąsiada Komorowskiego z ław poselskich.

Jeżeli mamy tak dużą liczbę głosów nieważnych, to jest to zastanawiające. Zwłaszcza jeśli są bardzo wysokie w poszczególnych regionach, mamy też dziwny wynik PSL

— wylicza socjolog.

Mamy prawo, niezależnie od Kaczyńskiego, zadawać sobie pytania o mechanizmy wyborcze; czy są czyste i reprezentatywne. Mnie uderzyło, że na ostatniej sesji rady Warszawy przed wyborami zmieniono granice okręgów wyborczych

— dodaje.

CZYTAJ WIĘCEJ: Prof. Śpiewak: „To był bardzo spokojny marsz. Trzeba pytać o czystość tych wyborów!”

Po uszy w prezydenckich „odmętach szaleństwa” zanurzył się również Kornel Morawiecki, legendarny opozycjonista z czasów PRL.

Naruszono podstawy naszego ustroju, tożsamości, naszej zgody na demokrację. Te wybory niszczą poczucie uczestnictwa w akcie niezbędnym dla dobrego rządzenia. Powtarzam, ich wynik nie oddaje woli narodu

— mówi założyciel Solidarności Walczącej w rozmowie z publicystką „Rzeczpospolitej” Elizą Olczyk.

W tym samym wywiadzie Morawiecki ocenia, że w Smoleńsku doszło do tragicznej katastrofy, a nie do zamachu, czym zapewne utrudnia Komorowskiemu czy Stefanowi Niesiołowskiego podciągnięcie swojej osoby pod „podpalaczy Polski”.

Ale i tak musi być przez krzewicieli „polityki miłości” oznaczony etykietką szaleńca, bo o ostatnich wyborach mówi:

Cuda nad urną zdarzały się tylko w PRL, ale wtedy nikt nie miał złudzeń co do uczciwości wyborów. A tutaj nam wmawiają, że wszystko jest w porządku.

Skoro jesteśmy przy wątku PRL, tak eksploatowanym w okolicach 13 grudnia, a przez Ewę Kopacz wykorzystanym do insynuacji pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, przytoczę interesujące oświadczenie posła Józefa Rojka z klubu Sprawiedliwa Polska.

Parlamentarzysta przypomina jak to w PRL z cudami nad urną było.

W związku ze zbliżającymi się wyborami w grudniu 1946 r. Bolesław Bierut poprosił o pomoc tych funkcjonariuszy NKWD, którzy wcześniej zajmowali się sfałszowanym referendum ludowym. Ekipa pułkownika Arona Pałkina, naczelnika wydziału ˝D˝ Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR, specjalizująca się w fałszowaniu i preparowaniu dokumentów pisanych, przybyła do Warszawy na początku stycznia 1947 r.

— opisuje Rojek.

Przeprowadzone w 1947 r. wybory zostały sfałszowane praktycznie na każdym szczeblu komisji wyborczych. Fałszerstw dokonali ludzie wyznaczeni przez polskie władze komunistyczne przy technicznym nadzorze i wsparciu funkcjonariuszy radzieckich. Ponadto Bierut wraz z kierownictwem PPR zarządził jednocześnie podjęcie dodatkowych kroków, a mianowicie zamianę urn wyborczych w niektórych obwodach, podrzucanie do urn kart do głosowania, a w niektórych komisjach przygotowanie dwóch egzemplarzy protokołów; w jednym z nich miało nie być danych liczbowych. Na ok. 5,5 tys. komisji obwodowych rządowi udało się utworzyć aż 3515 komisji złożonych wyłącznie z członków PPR

— kontynuuje poseł.

Rojek podkreśla, że rok wcześniej, w czasie referendum ludowego, grupa Pałkina ˝sporządziła ponownie˝ 5994 protokoły komisji obwodowych, wpisując do dokumentów fałszywe wyniki. Podrobiono przy tym 40 tys. podpisów członków komisji wyborczych.

W tym miejscu poseł przechodzi do elekcji samorządowej przeprowadzonej w Polsce 68 lat później…

Przed ostatnimi wyborami rosyjscy specjaliści nie latali do Polski, a przynajmniej nic nam na ten temat nie wiadomo, natomiast członkowie PKW byli w ubiegłym roku w Moskwie na szkoleniu. Gospodarzem spotkania był szef rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow, człowiek Putina specjalizujący się w fałszowaniu wyborów

— stwierdza Rojek.

I dodaje:

Na pewno ktoś powie, że to zupełnie nielogiczne i przypadkowe porównanie. Bynajmniej - to władza nielogicznie próbuje wyjaśnić ponad 18% nieważnych głosów oddanych w wyborach do sejmików. I tych 40% nieważnych głosów oddanych przez mieszkańców woj. pomorskiego równie mętnie próbuje tłumaczyć. Oczywiście przesadzono, bo 1000-procentowego przyrostu głosów na ludowców w mieszczańskiej Gdyni nie można w żaden sposób już wyjaśnić.

Rojek nawiązuje też do [głośnej wypowiedzi senatora PO Janusza Sepioła, który napiętnował swego partyjnego kolegę Stanisława Kracika, gdy ten odważył się w II turze wyborów prezydenta Krakowa poprzeć kandydata PiS Marka Lasotę.

CZYTAJ: Kracik popiera w Krakowie Lasotę, a PO szydzi: „Jego decyzję tłumaczy praca w szpitalu psychiatrycznym”

Trzeba sobie wyobrazić, co by było, jakby był w Krakowie prezydent z PiS. To byłby groźny przyczółek. Prezydent by brał udział w dziesiętnicach, byłyby pomniki Lecha i Marii. Kraków ma znaczenie symboliczne. Popatrzmy na przestrzenną politykę historyczną. PiS przejmuje różne ważne miejsca dla tradycji Polaków. To Jasna Góra, powstanie warszawskie i katedra wawelska. Chodzi o zagarnięcie historycznego miasta. Nie można do tego dopuścić

— grzmiał senator Platformy.

Senator Sepioł, jak się zdaje, wyjaśnił wszystko. Już wiemy, o co chodzi. Ta władza zrobi wszystko, żeby nie oddać steru rządzenia Polską

— konkluduje Rojek.

A kto próbuje odspawać Platformę od tego steru, tego bosman Komorowski strąca z pokładu „w odmęty szaleństwa”.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.