Biskup, marszałek, minister, doradca. A także domyślny wspólny mianownik

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Ralf Lotys/CC BY-3.0/Wikimedia Commons/PO RP CC BY-SA 2.0
fot. Ralf Lotys/CC BY-3.0/Wikimedia Commons/PO RP CC BY-SA 2.0

Biskup Pieronek poucza innych biskupów, co powinno być ich misją: „Naszą misją, zwłaszcza biskupów, nie jest mieszanie się w sprawy polityczne.” Swoje nauki Pieronek kieruje do hierarchów, którzy zaangażowali się w poparcie jutrzejszego marszu PiS. A udziela ich na łamach aż do bólu politycznego portalu naTemat, którego twarzą jest redaktor Tomasz Lis, także naczelny Newsweek`a. To ten sam redaktor, wymieniony z nazwiska w raporcie Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Newsweek występuje w raporcie jako przykład medialnych działań wymierzonych w chrześcijan i agresji wobec Kościoła Katolickiego. To tyle, jeśli chodzi o apolityczną misję biskupa Pieronka, któremu myli się Opatrzność z opacznością.

Minister Grzegorz Schetyna odniósł się do informacji na temat kolejnej afery marszałka Sikorskiego – dlaczego marszałek nie informuje opinii publicznej i nie rozwiewa wątpliwości co do swoich czystych rąk w tej sprawie – czyli dlaczego nie wyszczególnia swoich wojaży prywatnym samochodem, na które wziął pieniądze z kasy Sejmu. Schetyna odpowiedział wcale nie ezopowo: „Proszę pamiętać, że te kwestie tutaj - one nie są sprzeczne z prawem. Tu żadne zasady nie zostały złamane. Po prostu taki jest system rozliczania funduszy na biura poselskie.” Zatem sprawa jest jasna, jeśli chodzi o pogląd Schetyny. Nic się nie da zrobić, bo takie jest prawo. Z Hofmanem i spółką dało się zrobić akuratny audyt wyjazdów, z Sikorskim się nie da. Po prostu marszałek jest równiejszy od posła. Prawo jest dla innych. Podobnie musi uważać sam Sikorski. Folwark zwierzęcy.

Henryk Wujec i Jan Lityński, doradcy prezydenta Komorowskiego, są niezwykle akuratni i spostrzegawczy. Nic, co ludzkie nie jest im obce i ujdzie ich uwagi. Sprostowali więc natychmiast wypowiedź redaktora Michała Karnowskiego. Oświadczyli uroczyście i podpisali się pod sprostowaniem: „Jarosław Kaczyński nie był członkiem ani KOR, ani Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”. Był natomiast jednym z wielu współpracowników Biura Interwencyjnego KSSKOR”, a następnie Komitetu Helsińskiego.” Słusznie. Czymże bowiem jest codzienna szara harówka jakiegoś współpracownika na dole wobec zasiadania w czcigodnych wysokich gremiach i prezydiach kierowniczych? Kaczyński jeździł z pomocą do represjonowanych, wykonywał najbardziej niebezpieczną część roboty opozycyjnej. Są na to rozliczne świadectwa ludzi, którzy w tym uczestniczyli. Ale może Wujec i Lityński bardziej wolą „być” niż „robić”. A już na pewno wolą „zasiadać”. Przecież w innym przypadku nie zwróciliby uwagi na tę różnicę.

Wspólny mianownik tych trzech przypadków jest oczywiście domyślny.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych