Przeczytałem na stronie wyborcza.pl list Jana Lityńskiego i Henryka Wujca do Michała Karnowskiego. Dwaj znani działacze opozycji przedsierpniowej, a dziś urzędnicy kancelarii Bronisława Komorowskiego, zadali sobie trud żeby powiadomić nie tyle mego kolegę Michała, co opinię publiczną, że „Jarosław Kaczyński nie był członkiem Komitetu Obrony Robotników”. Był jedynie „jednym z wielu współpracowników Biura Interwencji KOR i Komitetu Helsińskiego”.
Jednym z wielu? Jednym z setek tysięcy? Milionów? Czy może kilku setek w skali całej Polski?
Jak wyglądało zaangażowanie Jarosława Kaczyńskiego w przedsierpniową opozycję, a potem w „Solidarność”? Odsyłam do laurkowego artykułu w… „Gazecie Wyborczej” z kwietnia 1989 roku – tekst rekomendował Lecha i Jarosława Kaczyńskich na senatorów z ramienia OKP. Wtedy byli zasłużonymi ludźmi opozycji dla gazety Adama Michnika. Dziś po orwellowsku zmienia się rzeczywistość, bo są wrogami. Brzydkie, niskie.
Po co w tym uczestniczą Lityński i Wujec? Wiedząc przecież, że sygnatariuszy deklaracji KOR było zaledwie kilkunastu, ale w potocznym języku ci „współpracownicy Biura Interwencji” byli uważani za członków środowiska KOR, podobnie jak na przykład ludzie związani w Gdańsku z redakcją „Robotnika” (np. Bogdan Borusewicz). Michał Karnowski nie stanął do żadnej absurdalnej licytacji na zasługi tej czy innej osoby. W Polsat News mówił o ówczesnych zaangażowaniach Kaczyńskiego odpowiadając na nieśmiertelny już dziś zarzut, że w latach 70. I 80. „nic nie robił”.
Rozkręcono tę licytację do granic absurdu. Kaczyński nie był internowany. A czołowy doradca „Solidarności” Andrzej Wielowieyski był? A lubiący dziś podkreślać swoje związki z opozycją jeszcze przedsierpniową Donald Tusk był? Kaczyński nigdy nie twierdził, że był w ścisłej czołówce czy to opozycji przedsierpniowej czy „Solidarności”, co nie zmienia faktu, że był w stosunkowo niewielkim gronie najodważniejszych Polaków, bo akces do opozycji przed rokiem 80. Wymagał wyjątkowej odwagi. Swoje koleje losu po 13 grudnia zrelacjonował precyzyjnie w Alfabecie braci Kaczyńskich spisanym przeze mnie i Michała. Kto chce się dowiedzieć, jak to było, niech zerknie.
Można mieć wątpliwości, czy 13 grudnia powinien być akurat momentem na manifestację partyjną. Ja je akurat mam i nigdy tego nie ukrywałem. Ale to nie ma nic wspólnego z odmawianiem komukolwiek zasług z tamtych czasów czy licytowaniem się nimi. Kaczyński tego akurat nigdy nie robił. To jest odpowiedź na pytanie, ile ta data znaczy dla różnych środowisk dzisiaj.
Gdy słyszę jak Władysław Frasyniuk obrzuca Jarosława Kaczyńskiego obelgami zarzucając mu, że niszczy „wspólną datę”, to nie negując wielkich zasług autentycznego robotniczego lidera z lat 80. spytam: naprawdę wspólną?
Jest rok 1992. W Sejmie trwają pracą nad uchwałą upamiętniającą stan wojenny. Poseł Unii Demokratycznej Frasyniuk opowiada dziennikarzom, że jego to nie interesuje, on chce żyć dniem dzisiejszym i pracuje właśnie nad ustawą o prywatnym transporcie (sam jest przedsiębiorcą w tej branży).
A wtedy to była sprawa świeża. Mamy nieukaranych sprawców przestępstw stanu wojennego. Mamy tysiące pokrzywdzonych, nieprzywróconych do pracy, ludzi którzy stracili zdrowie, ludzi wyrzuconych na emigrację. Mamy pozostałości systemu stanu wojennego praktycznie w każdej gminie. Dawny trybun związkowy odwraca się do tego – plecami.
Potem następuje moment opamiętania. W roku 2005 Frasyniuk mówi mi, w wywiadzie dla ówczesnego Newsweeka, że elity zrobiły za mało dla upamiętnienia solidarnościowej tradycji. Obwinia m.in. „Gazetę Wyborczą”, Michnika. Podobne narzekania padają wtedy z ust na przykład Jana Lityńskiego.
Ale mija kilka lat nowej wojny na górze i dowiadujemy się od Frasyniuka, że należy postawić pomnik… Wojciechowi Jaruzelskiemu. Na czym więc miałoby polegać uczczenie wspólnej daty 13 grudniu? Ludzie chodzą zaprotestować pod dom dawnego dyktatora. Frasyniuk chce go czcić.
To pytanie kieruję także dla Jana Lityńskiego i Henryka Wujca. Mieliście panowie jakieś oferty co do wspólnego upamiętnienia tej daty? Nie przypominam sobie. Coś co leżało na ziemi, porzucone, uznane za niepotrzebne, wziął sobie PiS. Dla tych ludzi to jest żywe. Z pewnością Kaczyński ma do tej daty równe prawo jak wy. Obelgi Władysława Frasyniuka, ani wasze drwiny, że był „tylko” współpracownikiem Biura Interwencji KOR, nie są dobrą odpowiedzią, podobnie jak ta gorączkowa histeryczna licytacja wokół tego, co kto robił 13 grudnia i potem. Przecież ta demonstracja nie dotyczy w pierwszym rzędzie przeszłości. Jest częścią sporu o teraźniejszość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/225694-co-jeszcze-wymyslicie-zeby-znieslawic-kaczynskiego-z-lat-70-i-80-przeciez-on-nikomu-nie-odmawia-zaslug-z-tamtych-czasow