Ku przestrodze! Tylko we "wSieci": Alfabet czasów saskich. Przerażająco aktualny...

YT
YT

Na łamach najnowszego numeru tygodnika „wSieci” Grzegorz Górny prezentuje alfabet czasów saskich, zastanawiając się nad konkretnymi postaciami i wydarzeniami z historii Polski.

Polecamy uwadze ten alfabet, bo zwłaszcza niektóre hasła mogą okazać się przerażająco aktualne, a przy innych nie sposób nie zadać sobie pytania „Skąd my to znamy?”…

Poniżej wybrane hasła z artykułu Górnego:

August II Mocny

Król Polski narodowości niemieckiej. Uważał, że polskość to nienormalność. Normalnością były dla niego saskość, niemieckość i europejskość. Józef Szujski pisał o nim, że „nienawidząc w gruncie rzeczy duszy Polski i Polaków, uważał Polskę za »anima vilis« [tanią duszę], na której się niebezpieczne robią doświadczenia”. Przeszedł na katolicyzm, żeby objąć władzę w Warszawie. Swoje panowanie w Polsce całkowicie podporządkował własnym ambicjom dynastycznym. Marzył o koronie cesarza, a tron Polski traktował jedynie jako odskocznię do ogólnoeuropejskiej kariery. Rządzenie go nudziło. Zamiast tego wolał spędzać czas na polowaniach i rozrywkach. Był jedynym królem w dziejach Rzeczypospolitej, który planował rozbiór własnego państwa (między Saksonię, Brandenburgię a Szwecję). Mimo to przez współczesnych mu Polaków był uważany za władcę wybitnego

— pisze Górny.

Doradcy.

Na dworze Augusta II pracował sztab doradców odpowiedzialnych za politykę wizerunkową króla. Byli wśród nich ministrowie króla: Wolf Dietrich von Beichling, Jakub Henryk Flemming i Ernest Krzysztof Manteuffel. Przekupywali oni magnatów, wydawali druki ulotne, odwracali uwagę braci szlacheckiej od skandali. To właśnie dzięki ich kreatywności August II, nazwany później przez Józefa Szujskiego „najbezsumienniejszym szarlatanem w historii”, mógł uchodzić w oczach współczesnej mu szlachty wręcz za wzór władcy doskonałego. Przy Auguście III podobną rolę odgrywał Henryk von Brühl.

Oszołomy

Apele tych, którzy wzywali do reformy niesprawnego państwa, jak np. Jana Stanisława Jabłonowskiego czy Stefana Garczyńskiego, były ignorowane, zbywane milczeniem lub lekceważeniem. Głos największego umysłu tamtych czasów – Stanisława Konarskiego – pozostawał wołaniem na puszczy. Jak pisał  w 1906 r. Ignacy Chrzanowski: „O naprawie nie myślano; społeczeństwo miało wprawdzie oczy, ale nie widziało i po dawnemu twierdziło, że »Polska nierządem stoi«, z tym jeszcze dodatkiem, że nie tylko nie- rząd, lecz i słabość Polski jest jej siłą, bo słabej Polski potrzebują sąsiedzi, a tego, kogo się potrzebuje, oszczędza się przecie… Ogłupienie polityczne szlachty doszło do szczytu! Jednostki tylko nie podzielały tych potwornych poglądów, tylko jednostki widziały, na co się zanosi, i chciały ratować Rzeczpospolitą, ale wobec ogłupienia ogółu i bezsilności sejmów na razie nic sprawić nie mogły”

— czytamy.

Sądownictwo.

Jak pisał Paweł Jasienica: „Prawo nie działało wtedy automatycznie, a sam wymiar sprawiedliwości był tylko jednym więcej ramieniem czy wspornikiem warstwy panującej politycznie”. Sądy zapewniały bezkarność oligarchom, skazywały zaś tych, którzy ośmielili się krytykować ówczesne porządki. Wytworzyła się nietykalna kasta „świętych krów” epoki saskiej, praktycznie pozostających ponad prawem. „Władza państwowa Rzeczypospolitej za długo brała stronę wielkich przeciwko małym. I zbyt często dbała bardziej o własne doktryny  i ambicje niż o kraj” – podsumowywał okres saski Jasienica.

Cały alfabet w wykonaniu Grzegorza Górnego - tylko na łamach „wSieci”! Polecamy!

svl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.