Girzyński: Trwa nagonka na Prawo i Sprawiedliwość. Nikogo nie interesuje prawda, fakty. Chodzi tylko o wojnę. NASZ WYWIAD

fot.ansa/wPolityce.pl
fot.ansa/wPolityce.pl

wPolityce.pl: Panie pośle, z jednej strony zarzeka się Pan, że nie ma Pan nic na sumieniu, z drugiej zrzeka się pan członkostwa w partii. Przyzna Pan, że to trochę nielogiczne. Dlaczego właściwie Pan odszedł?

Zbigniew Girzyński, b. poseł PiS: Trwa nagonka na Prawo i Sprawiedliwość. Nikogo nie interesuje prawda, fakty. Chodzi tylko o wojnę z PiS. W tej sytuacji zamiast spokojnego i rzeczowego wyjaśnienia sprawy odbywają się igrzyska. Nie pozwolę, aby posługiwano się mną do walki z partią, która jako jedyna dziś na wizję naprawy państwa.

Uprzedził Pan decyzję prezesa Kaczyńskiego?

Nie zastanawiałem się nad tym. Uznałem, że to będzie rozwiązanie honorowe. Wyjaśnię sprawę, to będzie można się zastanawiać co dalej.

Wyjaśnijmy jedno: czy Pana decyzja ma związek z publikacją Newsweeka, czy z audytem marszałka Sikorskiego?

Z publikacją. Choć jest tam wiele bzdur.

Jak więc było  naprawdę z opisanym przez Newsweek wyjazdem do Paryża? Za czyje pieniądze pojechał Pan, a za czyje Pana mama?

Byłem na posiedzeniu komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Mama pojechała za własne pieniądze - wykorzystując fakt, że dobrze znam Paryż i nieźle język francuski - wraz ze mną, bo sama nie poradziłaby sobie. Bardzo się cieszę, że mogła być wtedy ze mną.

Dlaczego nie zamówił pan biletu przez Kancelarię Sejmu?

Posłowie albo proszą Kancelarię Sejmu o zakup biletu, albo proszą o ekwiwalent za ten bilet. Skorzystałem z tej drugiej możliwości. Po pierwsze bo w tym zakresie mam dowolny wybór, po drugie, bo to rozwiązanie jest tańsze dla Kancelarii Sejmu, po trzecie chciałem lecieć razem z mamą. Otrzymując ekwiwalent samolotowy poseł rezygnuje tak naprawdę z pewnego komfortu, który oferuje mu Sejm i na własną rękę zobowiązany jest być w miejscu gdzie został oddelegowany. Tak też uczyniłem. Wybrane przeze mnie rozwiązanie jest dla Sejmu tańsze i prostsze w rozliczeniu.

Dlatego właśnie 6 lat temu zostało wprowadzone. Jeżeli rozwiązanie takie budzi wątpliwość, to co napisze Newsweek np. o posłach, którzy latają samolotami rocznie nieraz setki tysięcy mil i z tzw. wylatanych mil (za sejmowe pieniądze) kupują bilety członkom swoich rodzin? Robią to zresztą w majestacie prawa. Sam latam bardzo mało i choć w Sejmie jestem ponad 9 lat nie kupiłem w ten sposób ani jednego biletu.

Dlaczego napisał Pan w piśmie do Kancelarii Sejmu (tak twierdzi Newsweek ), że pojedzie pan do Paryża samochodem? 

To nieprawda. Deklarację o podróży samolotem i prośbę o bilety lotnicze lub o wypłacenie ekwiwalentu samolotowego (cały czas kłamliwie nazywanego kilometrówką, której nie płaci sejm od 6 lat) składa się ustnie wobec obsługującego pracownika Kancelarii Sejmu. Druk, o którym pisze Newsweek nie jest żadnym formalnym dokumentem, co przyznaje sama Kancelaria Sejmu w odpowiedzi na pytania dziennikarzy z 12 listopada (cały czas dostępnej na stronach internetowych Sejmu) i służy jedynie jako pomoc w wyliczeniu diet dla osoby oddelegowanej. Odbierając pieniądze w kasie poseł odbiera ekwiwalent samolotowy na podróż którą ma odbyć we własnym zakresie.

Ale ma Pan samochód?

Oczywiście, że mam. Rocznie przejeżdżam ok. 50 tys. km, ale nawet gdybym go nie miał nie ma to znaczenia ani w tym przypadku, ani w żadnym innym. Rozliczając np. kilometrówkę poselską w ramach ryczałtu na prowadzenie biura poselskiego poseł może korzystać z samochodów innych osób np. asystentów.

Tu ciekawostką jest osoba marszałka Sikorskiego, który w latach 2009-2013 pobrał z Kancelarii Sejmu prawie 80 tys. zł. takich poselskich kilometrówek. Tymczasem był w tym czasie cały czas ministrem spraw zagranicznych ze służbowym samochodem i ochroną BOR i sam nie wiem czy w ogóle siadał za kierownicę jakiegoś auta bo panowie z BOR nawet po pizzę musieli mu jeździć. Ale coś ani Kancelaria Sejmu, ani prokuratura nie chce się tą sprawą zająć. A przecież ta kilometrówka była jakoś rozpisana na poszczególne miesiące? Powinien tam widnieć podpis Radosława Sikorskiego jako posła. Czy ktoś zadał sobie trud żeby np. dokonać audytu kalendarza ministra spraw zagranicznych i zestawić go z tym rozpisaniem kilometrówki poselskiej? I pan Sikorski, dziś już jako marszałek Sejmu, ma być sędzią w mojej sprawie? I chce mnie rozliczać z ryczałtowego rozliczenia ekwiwalentu, który jak przyznała sama Kancelaria Sejmu w cytowanym już stanowisku z 12 listopada: „nie podlega rozliczeniu”. „Nie ze mną te numery Bruner”, że zacytuję najbardziej charakterystyczne zdanie wypowiedziane przez niedawno zmarłego aktora Stanisława Mikulskiego.

Jak więc wygląda system rozliczeń podróży służbowych z Kancelarią?

Kancelaria Sejmu przyznała 12 listopada:

Rozliczeniu rachunkiem lub fakturą podlega tylko nocleg wypłacany w formie zaliczek. Dieta i ryczałt samochodowy nie podlegają rozliczeniu.

Wprawdzie w oświadczeniu tym nieprecyzyjnie ekwiwalent samolotowy nazywa się ryczałtem samochodowy, ale z punktu widzenia samego rozliczenia nie ma to żadnego znaczenia. Jedyną forma rozliczenia jest konieczność obecności na wydarzeniu gdzie było się oddelegowanym np. na posiedzeniu komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Zawsze byłem obecny w miejscach gdzie byłem oddelegowywany. Co więcej należałem do najaktywniejszych członków polskiej delegacji do Rady Europy. W kończącym się roku np. miałem 277 głosowań, najwięcej ze wszystkich, a moje wystąpienia np. w sprawie Ukrainy odbiły się szerokim echem w Kijowie.

Czy korzystając z ryczałtów, zwracał pan różnicę pomiędzy zakładanymi, a rzeczywistymi kosztami podróży? Czy była taka praktyka? Czy choćby oczekiwanie? Ile po tego typu podróży mogło Panu zostać w kieszeni?

Nic nie zostaje to są mity, którymi oszukuje się społeczeństwo. Te wyjazdy nie służą dorabianiu tylko temu żeby realizować element polityki zagranicznej państwa jakim jest współpraca międzyparlamentarna. Tu pozwolę sobie zacytować samego marszałka Sikorskiego z 12 listopada:

Dyplomacja parlamentarna jest ważnym elementem promocji naszego kraju za granicą. Przynosi wymierne korzyści.

Gdybym był złośliwy i szukał tych co się „dorobili” na takich wyjazdach to zapytałbym najczęściej podróżujących samolotami za jaką kwotę dostali bilety lotnicze za tzw. wylatane mile i komu je sprezentowali? Można i tak stawiać sprawę, ale to czysty populizm. Polska w tym zakresie prowadzi bardzo skromna politykę. System rozliczeń ryczałtowych (gdzie wybiera się zawsze najtańsze rozwiązanie) zamiast kilometrówek wprowadzony 6 lat temu jest tego przykładem.

Czy ma pan wiedzę, że inni posłowie dokonywali na tym tle nadużyć?

Nikt w tych sprawach nie dokonywał żadnych nadużyć. To co się np. mówi w sprawie posła prof. Jana Kaźmierczaka z PO (bardzo sumiennego parlamentarzysty i członka naszej delegacji), który pobrał ekwiwalent samolotowy na podróż do Londynu, którą w znacznej części odbył pociągiem to kolejna odsłona tej samej manipulacji. Znam liczne przykłady podróżowania różnymi środkami transportu różnych posłów wszystkie one są zgodne z prawem. Ci, którzy zamiast droższych biletów samolotowych opłacanych przez sejm pobierają o wiele skromniejszy ekwiwalent odbywając podróż we własnym zakresie i wykonują tak samo ważną pracę powinni być dawani za wzór, a nie tak jak dziś urządza się na nich nagonkę. Państwo dzięki nim oszczędza.

Jakie nieprawidłowości wytknął Panu audyt Sikorskiego?

Drobne nieścisłości, które wyjaśniłem i odpowiedziałem w ciągu 2 godzin a miałem na to 7 dni. Nie ma nawet o czym pisać.

Uważa Pan, że słusznie wyrzucono posłów Hofmana, Kamińskiego i Rogackiego?

Była straszna nagonka w mediach, środek kampanii wyborczej. To nie był, ani czas, ani okoliczności do podejmowania decyzji, ale pewnie w tych okolicznościach nie było wyjścia. Teraz jest czas na spokojne przeanalizowanie sprawy.

Czy Pana zdaniem obecny audyt jest przeprowadzany rzetelnie?

Nie wiem. Nie znam jego zasad. To raczej działania na pokaz. Żeby temat żył, igrzyska trwały, a nagonka nadal była prowadzona.

Ma pan żal do kierownictwa PiSu,że nie próbowali Pana zatrzymać? Jak teraz będą wyglądały wasze relacje?

To była moja decyzja i kierowałem się najlepiej przeze nie pojmowanym poczuciem honoru. Jestem przekonany co do swojej rzetelności, ale rozumiem że muszę przywrócić moje dobre imię i mam zamiar to zrobić. Nie będzie to łatwe bo po drugiej stronie jest obecny obóz rządowy i znacząca część mediów zacierająca ręce, że w PiS udało się ranić, myślę, że dość walecznego żołnierza. Mam nadzieję że moja armia (czyli Prawo i Sprawiedliwość) chce wygrać. A tylko taka armia, która nie zostawia rannych na polu walki ma na to szansę. Ci, którzy wraz z przeciwnikami dobijają swoich rannych nie tylko uszczuplają swoje szeregi, ale tracą zdolności mobilizacyjne bo kto przystąpi do takiej armii? Zwłaszcza jak rannym zostaje ktoś w wyniku intryg przeciwników i to oni mają się zająć jego stanem. Na razie będę posłem niezrzeszonym, ale lojalnie będę głosował z koleżankami i kolegami z Klubu PiS.

Bierze pan pod uwagę możliwość powrotu?

Ta decyzja nie należy do mnie. Pytanie czy osoby, które mogą podejmować decyzję w tej sprawie uznają, że jestem potrzebny?

Jakie na pan plany na najbliższą przyszłość?

Poza normalnymi obowiązkami parlamentarnymi intensywnie pracują nad habilitacją może w tej całej ciężkiej dla mnie historii okaże się, że jest w tym jakiś pozytywny element? Odkładałem to ciągle na później z braku czasu. Teraz będę miał go trochę więcej.

Będzie pan kandydował w kolejnych wyborach?

Nie wiem. Choć bardzo wiele osób w tych dniach mnie wspiera i twierdzi, że nie wyobraża sobie tego żebym nie kandydował. Trochę jestem tym wszystkim jednak zmęczony, a jeszcze bardziej zniechęcony. Przede wszystkim tym, że można w blasku kamer z uczciwego człowieka, sumiennie wykonującego swoją pracę robić oszusta tylko dlatego, że się go polityczne nienawidzi. Z drugiej zaś strony potrafi się największe afery i skandale tłumaczyć jako nieistotne kłopoty wynikające z rozmachu prowadzonych działań modernizacyjnych. To, że tak robią nasi przeciwnicy już jakoś zrozumiałem. Ale, że my sami dajemy się tak manipulować i nie dostrzegamy, że np. marszałek Sikorski nie znosi mnie i może wykorzystując swoją obecną pozycję i być mało obiektywny, albo wręcz może się najzwyczajniej w świecie mścić realizując plan „dorżnięcia watahy” to się jednak dziwię.

Jeśli nie Sejm, to jaki Pan ma pomysł na życie?

Jestem historykiem, wykładowcą na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu i w wyższej Szkole Humanistyczo - Ekonomicznej we Włocławku. Z przyjemnością wrócę do swojej pracy. Kadencja sejmu akurat się szczęśliwie kończy wraz z początkiem nowego roku akademickiego 2015/2016 wiec będzie można spokojniej zaplanować zajęcia niż gdyby było to w czasie trwania roku.

not. Anna Sarzyńska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.