Pierwsze echa z Brukseli są niepokojące. Donald Tusk znów chce poświęcać polskie interesy na rzecz UE

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA
PAP/EPA

Ledwo były premier Donald Tusk objął swe stanowisko w Brukseli, a już zaczyna nas straszyć i szokować. Twierdzi bowiem, że „Polska będzie musiała poświęcić część swoich interesów na rzecz całej Europy”.

Czyżby likwidacja polskich stoczni, wyprzedaż za bezcen kapitałowi zagranicznemu polskich banków, cementowni czy wielkich sieci handlowych czy wreszcie podpisanie tzw. Pakietu Klimatycznego, który może skutecznie dobić resztki polskiego przemysłu, to jeszcze zbyt mało polskich wyrzeczeń. Oczywiście gdyby Donald Tusk był naprawdę znaczącym i samodzielnym politykiem, to ani kanclerz Merkel, ani prezydent Hollande nigdy by się nie zgodzili, by to on został Przewodniczącym Rady Europejskiej. Swoją drogą wpływowy polityk, średniej wielkości kraju europejskiego, nie porzuca nagle kwitnącej „Zielonej Wyspy” gdzie na bujnych łąkach pasie się aż tyle baranków, a nawet osłów. Co prawda tylko w krainie ślepców jednooki może się czuć prawdziwym królem, to jednak w Brukseli mimo oczywistej dyspozycyjności i pro-niemieckości Tuska aż takiej taryfy ulgowej jak w Polsce, zarówno wśród dziennikarzy, jak i polityków mieć nie będzie.

Tu będą przypominać o składanych obietnicach i je egzekwować. Tylko naiwni mogą wierzyć w to co obiecuje Przewodniczący Rady Europejskiej Tusk:

Jeśli ja coś dobrze zrobię dla Europy, to będzie to też dobre dla Polski. I na odwrót. To jest moje głębokie przekonanie, a nie jakaś ideologia.

Tylko co będzie tym dobrym dla Europy, co może jej uczynić tzw. „Prezydent Europy”: podniesie wiek emerytalny Francuzom, zlikwiduje niemieckie stocznie czy podniesie VAT we Włoszech. A może jednak przymknie oko na ograniczenie lub też nawet likwidację świadczeń socjalnych dla Polaków na Wyspach. Jak na razie zapowiadane hucznie przez byłą v-ce premier Bieńkowską unijne miliardy szybko nie napłyną do Polski.

Do tej pory nie został zatwierdzony przez KE żaden ze zgłoszonych przez Polskę 21 programów operacyjnych opiewających na kwotę 77 mld euro. Blokada unijnych pieniędzy dla Polski z nowego budżetu może potrwać nawet do jesieni 2015 r.

Realnie więc pieniądze te są do ugryzienia, zarówno dla samorządów, jak i firm dopiero na przełomie jesieni i zimy przyszłego roku - to katastrofalne i bardzo kosztowne opóźnienie. A, partyjny aparat PO-PSL w sejmikach samorządowych czeka z wielkim utęsknieniem na te unijne konfitury. W wielu przypadkach będzie to oznaczać realne i wymierne straty dla poszczególnych firm i całych regionów.

Bycie w Unii to podobno według Tuska „Fajna rzecz”. Z pewnością dla unijnych biurokratów, ale chyba jednak nie dla polskich górników, kopalń czy polskiego przemysłu chemicznego, zwłaszcza po podpisaniu przez premier E.Kopacz Pakietu Klimatycznego. Zdecydowana większość inwestycji drogowych i infrastrukturalnych w 2015r. nie ruszy. Co gorsza w 2015r. przyjdzie oddawać do Unii pierwsze miliardy złotych nie wykorzystanych lub źle wydanych pieniędzy i mogą to być znaczące kwoty, gdy idzie o kolej, wodociągi i kanalizację czy szerokopasmowy internet. Bilans finansowy rozliczeń z Unią w 2015r. może więc być dla polskich władz bardzo niekorzystny, tym bardziej, że PO na czele z premier E.Kopacz jak zwykle naobiecywała cuda na kiju. Nie ma jednak co liczyć na to, że nasz „piłkarz” w Radzie Europejskiej rozwiąże te problemy celnym strzałem.

Raczej usłyszymy od niego, że „niemożliwe jest niemożliwe” i że musimy się jeszcze bardziej poświęcić dla Europy.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych