Iwiński w szoku, bo Sejm może zmienić komusze nazwy ulic: ”Kolejny raz posłowie zajmują się takimi rzeczami!”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. iwinski.pl/wPolityce.pl/pomnikihanby.pl/youtube.com
fot. iwinski.pl/wPolityce.pl/pomnikihanby.pl/youtube.com

Konserwatorzy komunistycznych złogów III RP trwają na posterunku. Tadeusz Iwiński, jeden z czołowych obrońców spuścizny PRL, znów dał o sobie znać. Sierpem i młotem usiłował zarżnąć i zatłuc ustawę o usunięciu symboli komunizmu z życia publicznego.

Przygotowany przez posłów PiS projekt, po trzech latach (!!!) spędzonych w sejmowej zamrażarce doczekał się niedawno pierwszego czytania. Wraz z nim rozpatrywano niemal bliźniaczą propozycję zgłoszoną w Senacie. Autorom obu aktów przyświeca ten sam cel: usunięcie z polskich ulic, placów, parków, skwerów, czy rond reliktów komunizmu, które uwłaczają prawdzie o naszej historii i szacunkowi dla rzeczywistych bohaterów.

Jest rzeczą niedopuszczalną, żeby w przestrzeni publicznej funkcjonowały relikty komunizmu, zarówno w postaci nazewnictwa ulic czy budynków użyteczności publicznej, jak i pomników, które wprost są w znacznej sprzeczności z elementarnym poczuciem sprawiedliwości historycznej i ocenami historycznymi

— mówił Zbigniew Girzyński z PiS na wspólnym posiedzeniu trzech komisji sejmowych: Administracji i Cyfryzacji, Kultury i Środków Przekazu oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej.

Posłowie PiS podawali bulwersujące przykłady „pamiątek” po zbrodniczym systemie, które po 25 latach od upadku komunizmu wciąż są widoczne, a często wręcz eksponowane, w całej Polsce.

Podam państwu taki przykład z własnego życia. Otóż 4 lata temu byłem na weselu u brata stryjecznego w niezbyt dużej miejscowości na Mazowszu. Dom weselny był u zbiegu dwóch ulic – XX-lecia Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i XXX-lecia PRL

— opowiadał Girzyński.

W Polsce jest około czterdziestu kilku ulic, placów, rond – tak jak w przypadku Warszawy – które noszą imię Romana Dmowskiego, ale jeszcze jest ponad pięćdziesiąt ulic i tego typu nazw, które dotyczą generała Karola Świerczewskiego, który wprowadzał komunistyczną władzę w Polsce. Mamy w Polsce ulice Manifestu Lipcowego, mamy ulice Polskiej Partii Robotniczej, mamy ulice Gomułki. Jest lub przynajmniej była, gdy niedawno sprawdzałem, ulica Bolesława Bieruta

— wyliczał.

Parlamentarzysta podkreślał, że tego rodzaju nazwy nie powinny funkcjonować w przestrzeni publicznej, bo gloryfikują postaci, które odgrywały kluczową rolę w zaprowadzaniu albo utrwalaniu w Polsce systemu totalitarnego- zakazanego konstytucją RP.

Sam próbowałem dokonać różnych zmian w swoim okręgu wyborczym. Przykładowo, niedawno walczyliśmy w Lesznie o to, żeby jedna z ulic nie miała za patrona Pawła Findera – osoby walczącej z niepodległą Polską, zajadłego komunisty. Jest wiele takich miejsc. W Ostrzeszowie, również w moim okręgu wyborczym, w mieście powiatowym cały czas jest ulica Gomułki. Są ulice Berlinga, Aleksandra Zawadzkiego. Ktoś, kto się tym nie interesuje, może nie wiedzieć, że to jest członek KPP, wrogiej Polsce partii w okresie międzywojennym, który siedział w więzieniu za działania na szkodę państwa polskiego, m.in. zabił człowieka, przedstawiciela państwa polskiego, oficera policji, który walczył ze szkodliwymi dla Polski organizacjami. Takie osoby mają cały czas ulice

— relacjonował inny poseł PiS, Jan Dziedziczak.

Obydwa projekty usiłował storpedować Tadeusz Iwiński, członek PZPR od 1967 do 1990 r. W obronie pozostałości po komunie, tak się zagalopował, że zaczął wychwalać… PGR-y.

Z ogromnym zdumieniem – powiem szczerze – przyjąłem tę sytuację. Po 25 latach od bardzo kontrowersyjnych procesów transformacji, które w sumie, oczywiście, stworzyły bilans korzystny dla Polski, ale nie brak też negatywnych aspektów tych zmian – że wspomnę tylko o bezmyślnej likwidacji dobrych Państwowych Gospodarstw Rolnych, nie tylko nieefektywnych, ale to jest inny temat – z powrotem wracamy do sporu o historię. (…) Nagle obywatele słyszą, że kolejny raz, bo takich prób było wiele, posłowie zajmują się takimi rzeczami

— ubolewał.

Dawny wykładowca uczelni przy KC PZPR próbował nawet przekonywać, że tak w ogóle, to - „wicie towarzysze” - komunizmu w Polsce nie było.

W Polsce Ludowej – a tu część osób, łącznie ze mną, dobrze ten okres pamięta – w ogóle nie było używane pojęcie komunizmu. W ogóle nie było używane. Komunistyczna Partia Polski została rozwiązana jako jedyna przez Komintern na polecenie Stalina w 1938 r. Nigdy nie używało się w ogóle tego pojęcia. Mówiło się o socjalizmie. Kulawym, takim czy innym, choć Polska obok Jugosławii była najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym, jak się mówiło

— zachwalał uroki PRL.

Iwiński domagał się odrzucenia w pierwszym czytaniu obydwu projektów – poselskiego i senackiego, gdyż – jak twierdził – powodują one „kierowanie uwagi parlamentu znów na rzeczy wtórne, uboczne, trzeciorzędne”.

Stanowisko Iwińskiego zostało na szczęście odrzucone w głosowaniu. Stało się tak, co trzeba podkreślić, nie tylko dzięki posłom PiS, ale również Platformy. Powołano podkomisję, która z dwóch projektów ma stworzyć jeden wspólny. Pozostaje mieć nadzieję, że stanowisko PO zaprezentowane w komisjach, nie zmieni się, gdy los ustawy będzie się decydował na forum całego Sejmu. Bo - wbrew Iwińskiemu i innym apologetom PRL - zerwanie z komunizmem w sferze symboli, nie jest sprawą wtórną i uboczną, lecz jedną z pierwszorzędnych.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych