Będzie zapewne szybko, sprawnie i przejrzyście. Podsumowanie drugiej tury pod względem organizacyjnym zapowiada się niemal perfekcyjnie. Może nawet tu i ówdzie wygrają kandydaci opozycji. To wszystko posłuży narracji o uczciwości wyborów i lansowaniu zapominania o wielkim przekręcie sprzed dwóch tygodni.
Pierwsze wyniki sondażowe już znamy. Komisje wyborcze pracują pełną parą, nikt nie idzie spać, nikt nie jest wysyłany do domów, może system komputerowy nie będzie płatał figli, a nawet jeśli, to ręcznie da się to błyskawicznie policzyć. Usłyszymy zatem: i gdzie jesteście, oszołomy, ze swoimi rojeniami o fałszerstwach?
Jesteśmy, jesteśmy i będziemy o nich głośno pamiętać.
Zupełnie inna jest stawka dogrywki o najważniejsze urzędy - dla wielu dużo mniejsza. Przede wszystkim dla PSL, które biło się zwłaszcza o sejmiki wojewódzkie. To tam jest ocean stanowisk i kasy do rozdania dla swoich. Miliardy! Jak one się rozchodzą, pokazujemy w drobnym wycinku z Marcinem Wikłą w jutrzejszym „wSieci”.
Ważniejsze jednak są mechanizmy, które pozwalają na fałszowanie wyborów, przepisy umożliwiające zrobienie lewego interesu wyborczego dzięki sieci jednoznacznych powiązań. Okazuje się, że poza skandalicznie przygotowanym i zignorowanym w swych mankamentach (aż trudno nie myśleć o sabotażu) systemem informatycznym PKW, jest kilka niedocenianych elementów, które dla wyborczych przestępców są autostradą do celu - posad i gigantycznych pieniędzy.
To z jednej strony sposób wyłaniania składów obwodowych komisji, tłumaczący skąd biorą się komitety-widma, nieprowadzące żadnej kampanii, bez szans na jakikolwiek sukces, a istniejące tylko po to, by zwiększyć prawdopodobieństwo wylosowania „odpowiednich” składów komisji.
Z drugiej - prawo sejmików do wyłaniania drukarni produkujących karty do głosowania. Na Mazowszu od 8 lat mamy do czynienia z istną patologią. Firma człowieka zaprzyjaźnionego z PSL zaczęła drukować karty w 2006 r. Akurat wtedy ludowcy rozbili bank - zdobyli 48 proc. Później było już tylko łatwiej. A w międzyczasie dwie firmy pana drukarza otrzymały pokaźne granty od urzędu marszałka Struzika - w sumie na ponad 4 mln zł. Ten sam człowiek (mowa o Kazimierzu Jannaszu) ma hurtownię, której prezesem jest obecny prezes Mennicy Polskiej, a który w 2007 r. szefował spółce J&S Energy, gdy Waldemar Pawlak umarzał jej 450 mln zł kary. I tak to się kręci…
Włos jeży się na głowie, gdy odkrywa się, jak to wszystko jest zorganizowane. Podstawowe pytanie brzmi: gdzie są służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa?!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/224131-zaraz-uslyszymy-jednak-wszystko-pieknie-policzyli-nie-dajmy-sie-zwiesc-i-nie-zapominajmy-o-falszerstwach