Rozbrajający Dorn: „Uznanie wyników wyborów samorządowych to zło, ale lepszego wyjścia nie ma”

Fot. fratria
Fot. fratria

Bez bonusu w postaci broszurki i listy numer jeden PSL w tych wyborach zdobyłoby 19-20 proc. Wyniki wyborów są więc przypadkowe tylko częściowo

— mówi poseł Ludwik Dorn, były wicepremier i marszałek Sejmu w rozmowie z „Polska The Times”.

Według niego próby fałszowania wyborów samorządowych, zwłaszcza na poziomie gmin, były zawsze - choć raczej mniej niż bardziej efektywne.

Przecież w małych ośrodkach stosunkowo łatwo sprawić, by w komisji wyborczej znaleźli się krewni lub znajomi, którzy będą próbowali poprawić wynik. Takie sytuacje zdarzały się, zdarzają i zdarzać będą

—twierdzi były poseł PiS. Jego zdaniem nie ma żadnych przesłanek ku podejrzeniom, że doszło do wyborczych fałszerstw na dużą skalę.

Są poważne przesłanki mówiące, że uczciwie obliczone wyniki głosowania nie odpowiadają intencji głosowania pewnej - choć niezbyt dużej - grupy wyborców

—dodaje Dorn. Jak twierdzi przeszacowanie PiS i niedoszacowanie PSL miało swoje przyczyny w zbiegu okoliczności, braku wyobraźni oraz w niekompetencji.

Z czysto losowych przyczyn PSL otrzymało kartę numer jeden w broszurze do głosowania do sejmików. Bez tego bonusu mieliby ok. 19-20 proc., a tak mają ok. 23 proc. Na to jeszcze nałożył się filmik instruktażowy PKW, który pokazał, że prawnicy tworzący tę komisję kompletnie nie rozumieją zasad komunikacji

—przekonuje były wicepremier. I zaznacza:

Nawet im nie przyszło do głowy, że kręcąc go, warto by się skonsultować z psychologiem społecznym czy specjalistą od komunikacji. Skończyło się, jak się skończyło

W jego przekonaniu mamy obecnie wybór między rozwiązaniem złym i jeszcze gorszym.

Złe to takie, w którym uznamy, że owszem wiele rzeczy poszło nie tak, ale nie da się z tym nic zrobić, a jeszcze gorsze to takie, w którym będziemy szukać rozwiązania pozwalającego powtórzyć te wybory. Nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Ale nie przyłączę się do histerii rozgrywanej pod hasłami podpalania Polski przez PiS, wbijania noża w serce demokracji. Taka jest natura ludzka, że najtrudniej nam znieść ciężką krzywdę wyrządzoną nam przez zbieg okoliczności

—mówi bez ogródek Dorn. Jak utrzymuje, skoro nie sfałszowano - a przesłanek ku temu nie ma - to na jakiej podstawie mielibyśmy powtarzać?

Nie chcę powtórki, obawiam się bowiem precedensu. Fałszerstwa lub nie można dowieść na podstawie twardych faktów. Natomiast ocena organizacji zawsze jest subiektywna

—podkreśla były marszałek Sejmu. Jego zdaniem nie można mówić, że w sytuacji utrzymania obecnego rozdania będziemy mieć władze lokalne z przypadku.

Przecież te nieprawidłowości nie wypaczyły wyniku wyborów całkowicie, tylko częściowo - także i te władze będą tylko częściowo z przypadku. Wiem, że to nie jest szczęśliwe rozwiązanie, ale trzeba będzie z tym żyć

—przekonuje. Oraz dodaje iż w jego opinii Jarosław Kaczyński „naprawdę wierzy, że doszło do fałszerstw wyborczych”.

W rozumieniu pana Kaczyńskiego ludzie, którzy kształtują polską rzeczywistość, są tak źli i zdeprawowani, że stać ich na wszystko

—zaznacza Dorn. I przekonuje, że premier Kopacz chciała ten problem rozwiązać bez kłótni, ale „ostatecznie w nią weszła”.

W polityce jest tak, że jak ktoś jest atakowany i nie odpiera ciosów, to ryzykuje, że ten ktoś wejdzie mu na głowę

—mówi Dorn. Jego zdaniem do wyborów parlamentarnych nic innego właściwie się już nie wydarzy.

Będzie straszliwie nudno - czeka nas ta sama młócka polityczna między PO i PiS, jakiej byliśmy świadkami przez ostatnie lata. PiS będzie organizował marsze, Platforma będzie nimi straszyć. Nuda

—skarży się były marszałek Sejmu. Jego zdaniem warto przed wszystkim zwrócić uwagę na nowości, jakie przyniosły wybory samorządowe.

Bo wbrew pozorom te wybory powiedziały nam całkiem dużo. Przede wszystkim zapowiedziały powrót do polityki związanej z interesami poszczególnych warstw. Ludziom coś w kraju zgrzyta. Niby powstają nowe autostrady, ale jednocześnie widać, że sporo spraw nie idzie tak jak powinno. Z tego powodu wielu wyborców Platformy nie poszło do urn. Jednocześnie gremialnie głosowali wyborcy PiS i PSL. Odbieram to jako sygnał, że wielu Polaków wychodzi z założenia, że albo jest kompletnie wykluczona z podziału środków, jakimi kraj dysponuje, albo ma poczucie, że coś dostaje, ale nie po sprawiedliwości. Te warstwy, które mają takie odczucie, wybrały dwa sposoby reakcji. Albo postawili na opozycję antyrządową, czyli PiS, albo na opozycję wewnątrzrządową, czyli PSL

—twierdzi Dorn. Według niego wyborcy odpływają od Platformy. Ale nie do PiS.

Widać, że wyborcy przepływają do Nowej Prawicy. Jeśli w takich wyborach oni zdobywają 4 proc., to mają właściwie gwarancję, że zdobędą ponad 5 proc. w wyborach parlamentarnych. Jest tylko jeden sposób, by zahamować przepływ wyborców do Nowej Prawicy - uruchomienie programu budowy komunalnych mieszkań na wynajem. Trzeba dać 30-latkom szansę na to, by mogli założyć rodzinę i mieć z nią gdzie mieszkać. Dziś jej nie mają, a to sprawia, że chcą głosować na Korwin-Mikkego

—tłumaczy. Oraz przyznaje, ze jesteśmy świadkami pełzającej destabilizacji kraju.

Mimo wszystko czymś innym jest pełzająca destabilizacja, a czymś innym destabilizacja wywołana gigantyczną awanturą polityczną. Na tę drugą sytuację jest dużo mniejsze przyzwolenie. Dlatego Kaczyński już przegrał, mówiąc o sfałszowanych wyborów i wprowadzając tymi oskarżeniami tyle napięcia. Bo z takiej tezy nie można się wycofać. Nawet jeśli PiS po świętach przestanie o niej mówić, to i tak ona powróci przy okazji kolejnych wyborów. I napędzi wyborców Platformie oraz PSL, które się nie awanturuje, ale rwie skutecznie i z szeroko pojętymi „swoimi” się dzieli

—przekonuje były wicepremier.

Ryb, polskatimes.pl

Śledź NASZ RAPORT z przebiegu wyborów! Kliknij i bądź na bieżąco!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych