Państwo Platformy przegoniło Orwella. „Kłamać z pełną premedytacją, a jednocześnie głęboko wierzyć we własne słowa”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Kamiński
Fot. PAP/Kamiński

Wajcha przestawiona. Sitwa ma utrzymać władzę, media mają jej głośno klaskać, a masy mają milczeć, koniecznie uśmiechnięte. Ktokolwiek ma słuszne wątpliwości co do przebiegu wyborów, zostaje uznany za podpalacza Polski. Zgwałconą demokrację zakneblowano a Partia ogłosiła, że wszelkie uliczne manifestacje są próbą destabilizacji kraju. Platforma z Ludowcami przegonili Orwella.

Gdy Prawo i Sprawiedliwość poruszyło sprawę gigantycznych nieprawidłowości wyborczych na forum Parlamentu Europejskiego, natychmiast zostało zlinczowane przez Platformę. Ewa Kopacz i Radosław Sikorski stwierdzili, że to wstyd wyciągać swoje brudy publicznie. Że też pamiętają jeszcze o istnieniu słowa „wstyd”. Nie pamiętają za to lub nie chcą pamiętać, jak w 2007 roku Bronisław Komorowski usilnie zabiegał o obecność obserwatorów OBWE podczas wyborów. Ówczesny wiceszef PO grzmiał na Jarosława Kaczyńskiego, że „ktoś kto nie ma nic na sumieniu, nie musi się bać”.

Czego pan się boi panie premierze? (…) Niewpuszczenie obserwatorów OBWE jest polityczną głupotą, która stawia Polskę w świetle podejrzeń

— mówił wtedy Komorowski. Dziś każe milczeć. Platforma wyśmiewa apel o sprawdzenie wyborów przez OBWE i zakrzykuje wniosek o ponowne przeliczenie głosów.

Polska demokracja jest zdrowa

— przekonuje gniewnie Ewa Kopacz, przyjmując pozę lekarza, który po przekroczeniu limitów NFZ może jedynie zapewniać pacjenta w agonii, że nic mu nie dolega i da radę doczekać z badaniem do roku 2017.

Patrząc na tę histerię maistreamu polityczno-medialnego, spytałam Georga Orwella co sądzi o powyborczych rozgrywkach. Nie miał wątpliwości:

Wiedzieć i nie wiedzieć; mieć poczucie absolutnej prawdomówności, a jednocześnie wygłaszać umiejętnie skonstruowane kłamstwa; wyznawać dwa zupełnie sprzeczne poglądy na dany temat i mimo świadomości, że się wzajemnie wykluczają, wierzyć w oba; używać logiki przeciwko logice; odrzucać moralność i zarazem rościć sobie do niej prawo; wierzyć, że demokracja jest niemożliwa oraz że Partia stoi na jej straży; zapomnieć wszystko, czego nie należy wiedzieć, po czym przypominać sobie, kiedy się staje potrzebne, a następnie znów szybko wymazywać z pamięci; przede wszystkim zaś stosować ten proces do samego procesu

— tak w „Roku 1984” pisał o sztuce opanowania „dwójmyślenia”.

Dwójmyślenie świetnie opanowały zblatowane z Partią media, które sprawnie używają logiki przeciwko logice. Tak oto TVN od kilku dni tłumaczy, że badania exit polls, które od zawsze sprawdzały się co do joty, teraz nagle nie są wiarygodne, ale mylą się jedynie w określeniu głosów oddanych na PSL i PiS. Niewiarygodność sondażu dziennikarze TVN próbują uwiarygodnić zleconym przez siebie sondażem, według którego 62 proc. Polaków nie wierzy, że wybory mogły być sfałszowane. Czysty Orwell.

Masowe doniesienia o wyborczych nieprawidłowościach powoli idą w niepamięć. Za chwilę będzie o nich tak cicho, jak o aferze podsłuchowej. Przecież to tylko zwykła awaria systemu, jak twierdzi PO.

George Orwell, patrząc na dzisiejsze wystąpienie Radosława Sikorskiego, który raczył sięgnąć pamięcią do Smoleńska i na przemówienie Kopacz z Piechocińskim, którzy zaklinali się, że wybory przebiegły rzetelnie, wiarygodnie i zgodnie z procedurami demokratycznymi, pokiwał znacząco głową i powiedział:

Dwójmyślenie oznacza przede wszystkim umiejętność wyznawania dwóch sprzecznych poglądów i wierzenia w oba naraz. Partyjny inteligent wie, kiedy powinien zmienić swoje wspomnienia, a zatem w pełni się orientuje, że przekręca fakty; równocześnie jednak, dzięki dwójmyśleniu, święcie wierzy, iż prawda nie została pogwałcona. Proces ten musi być świadomy, gdyż inaczej brakowałoby mu precyzji, a zarazem bezwiedny, aby człowiek nie zdawał sobie sprawy z faktu dokonania fałszerstwa, bo to mogłoby wywołać w nim poczucie winy. Dwójmyślenie to w gruncie rzeczy kwintesencja angsocu, ponieważ cała działalność Partii sprowadza się do głoszenia wierutnych kłamstw z takim przekonaniem i pewnością siebie, jakie normalnie cechują wypowiedzi ludzi kryształowo uczciwych. Kłamać z pełną premedytacją, a jednocześnie głęboko wierzyć we własne słowa, zapominać niewygodne fakty, po czym, gdy zachodzi konieczność, przywoływać je z niebytu na tak długo, jak trzeba, negować istnienie obiektywnej rzeczywistości, a zarazem kierować się nią - to wszystko musi umieć każdy.

Co się kryje za dwójmyślą Platformy? Jaką prawdę chce ukryć spanikowana Partia? Ano porażkę braku poparcia obywatelskiego, która nie może być przeszkodą w utrzymaniu władzy za wszelką cenę. Układ polityczno-biznesowy musi trwać nawet wtedy, gdy nie jest akceptowany przez naród.

Jak wyglądają bezlitosne liczby? Platforma zdobyła 179 mandatów, czyli o 43 mniej niż w 2010 roku, kiedy miała ich 222. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość zdobyło mandatów 171, czyli o 30 więcej niż cztery lata temu, gdy otrzymało ich 141! Kto poniósł porażkę?

Niebywały i w oczywisty sposób wątpliwy jest wynik PLS – partii, która w ostatniej kadencji doprowadziła rolników do rozpaczy i wściekłości, która nie miała czasu zajmować się ich realnymi problemami, bo była zbyt zajęta ustawianiem własnych rodzin na stanowiskach. Protesty rolników sięgały zenitu, a mimo to, skompromitowany PSL podwoił swój wynik! Pula mandatów, która w 2010 roku wynosiła 93, teraz wzrosła do 157! Czyżby polscy rolnicy stracili głowę? A może kazus zmęczonej komisji z Elbląga, która nie miała siły, by przeglądać całą książeczkę i sprawdzać czy ktoś postawił w niej więcej krzyżyków, zatrzymywała się na pierwszej stronie z krzyżykiem dla PSL, powinien stać się refleksją bazową do szerszego spojrzenia na głosy nieważne? Mogłoby to oznaczać, że liczba nieważnych głosów może być jeszcze wyższa, niż te niepokojące obecnie 2 miliony.

Czyżbyśmy byli krajem idiotów? Przecież najnowsze dane mówią, że 40 proc. Polaków w wieku 30-34 ma wyższe wykształcenie i podnosi tym samym unijną średnią. Tymczasem wyniki wyborów pokazują, że co piąty Polak nie potrafi poprawnie postawić krzyżyka. 20 procent głosów nieważnych brzmi wyjątkowo nieprawdopodobnie, gdy się je skonfrontuje z wynikami z dalekiej przeszłości. W roku 1922, kiedy to ok. 35 proc. Polaków cierpiało na analfabetyzm, frekwencja wyniosła 69 procent, a liczba głosów nieważnych nie osiągnęła nawet procenta! Te wybory budzą zbyt wiele wątpliwości, by pozwolić tę sprawę zamilczeć. Partia reaguje zbyt histerycznie, by można się było zgodzić na taki stan. Pozostaje zacytować Komorowskiego sprzed siedmiu lat i powiedzieć głośno podczas wspólnych manifestacji: „Czego pan się boi panie prezydencie”. Przecież „ktoś kto nie ma nic na sumieniu, nie musi się bać!”

CZYTAJ TAKŻE: PKW ma Polaków za idiotów? Do ostatniej chwili maskowała zwycięstwo PiS, a głosy nieważne każe analizować socjologom. Sitwa trzyma się mocno!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych