Kaganiec prezydenckiej niemożności w europejskim szałasie

Fot. PAP/J.Turczyk
Fot. PAP/J.Turczyk

Oświadczenie prezydenta Komorowskiego, w sprawie braku podstaw prawnych do unieważnienia tegorocznych wyborów samorządowych, po zasięgnięciu opinii od konstytucjonalistów (Zoll, Rzepliński i inni sędziowie TK i SN), nie ma mocy wiążącej, lecz było wstawką stricte informacyjno-propagandową.

Ta opinia ma tę samą wartość obywatelską co każda inna tego typu, lub jej przeciwna - z racji przysługującej dowolności poglądów i ocen. Prezydent Polski, w osobie Bronisława Komorowskiego, ale także każdy inny urzędnik oraz funkcjonariusz, wykonujący powierzone funkcje publiczne, to zwykli polscy obywatele, korzystający w danym momencie z pełni praw konstytucyjnych, w tym prawa do udziału w wolnych demokratycznych wyborach powszechnych. Zatem, ingerencja prezydenta RP, czy premiera rządu polskiego w sam proces wyborczy jest niedopuszczalna na żadnym etapie tego procesu. Te kwestie reguluje Konstytucja RP oraz ustawa z 5 stycznia 2011 r. Kodeks wyborczy. W tym czasie, i w przedmiocie odbywających się wyborów np. samorządowych, nie mogą być podejmowane żadne wiążące decyzje merytoryczne innych organów państwowych, poza Państwową Komisją Wyborczą (PKW) w składzie obowiązującym, w której zasiadają zawodowi sędziowie minowani przez prezydenta RP oraz przewodniczący Krajowego Biura Wyborczego (KBW). KBW zapewnia warunki organizacyjno-administracyjne, finansowe i techniczne PKW do rzetelnego przeprowadzenia wyborów. PKW w drodze uchwały (art. 160 § 4 ustawy) ustala regulamin dla okręgowych, rejonowych i obwodowych komisji wyborczych powołanych do przeprowadzenia wyborów danego typu (samorządowych, parlamentarnych, do PE oraz prezydenckich) oraz referendów.

Za naruszenie lub zakłócenie przebiegu głosowania w czasie tzw. ciszy wyborczej, w miejscu publicznym (w tym w lokalu wyborczym), ustawa przewiduje sankcję karną (art. 494-516 Kw). Za zaniechania lub nadużycia uprawnień służbowych funkcjonariusz publiczny (w tym urzędnik państwowy PKW, PBW oraz członek komisji wyborczych) podlega sankcji karnej z art. 231 Kodeks karny.

Gdy dochodzi do uzasadnionych podejrzeń naruszenia uczciwości i wiarygodności procesu głosowania ( jak to ma miejsce obecnie), sprostowanie protokołu przysługuje każdemu, kto może być pokrzywdzonym w wyniku tych naruszeń ze strony sprawcy lub organizatora w wyniku zaniechania lub błędów proceduralnych. W tym celu ustawa przewiduje wnoszenie uzasadnionych protestów wyborczych do właściwego miejscowo sądu okręgowego. Prawo wyborcze oraz dobry obyczaj zabraniają, aby organa administracji państwowej, jak prezydent RP, premier, konstytucyjni ministrowie, oraz pracownicy w administracji samorządowej, narażali swoim zachowaniem powagę systemu wyborczego, a już na pewno krytycznie wypowiadali się w kwestii zaistniałych nieprawidłowości, pod kątem celowej dezawuacji opozycji parlamentarnej (PiS, SLD), słusznie nagłaśniającej dostrzeżone fałszerstwa (?). Za niedopuszczalne z punktu prawnego należy uznać oficjalnie i kilkukrotnie wypowiadane stanowisko prezydenta Komorowskiego, stwierdzające o „odmętach szaleństwa” i „kampanii antyprezydenckiej” - na uliczny sygnał unieważnienia wyborów - pod adresem osób kontestujących pierwsze wyniki wyborów w miejscach, gdzie doszło do rażącej dysproporcji między sondażami (exit polls), a wynikami oficjalnymi na korzyść PSL.

Tak skrajna ocena postawy obywatelskiej, zaniepokojonych Polaków, dokonana w sposób niewyważony przez prezydenta RP - bo deformujący prawa obywatelskie zagwarantowane w Konstytucji RP oraz traktatach międzynarodowych, jak Konwencja Europejska - nie mieści się w ramach dozwolonego dyskursu politycznego, gdyż stawia głowę państwa ponad innymi obywatelami, z którymi - w momencie wygłaszania antyobywatelskiego sloganu - dzieli ten sam (a nie wyższy) poziom uprawień wyborczych. To samo tyczy się skonfundowanej bezradnością osobistą premier Kopacz za kuriozalne uwagi o „paranoi” i „podpalaniu Polski” przez Jarosława Kaczyńskiego oraz kierownictwo polityczne PiS-u. Tak wadliwe zachowanie głównych osób w państwie, w stosunku do własnych obywateli, jest naganne i sprzeczne z regułami demokracji bezpośredniej.

W tym sensie, ucieczka Parlamentu Europejskiego od zasadnego wniosku prof. Legutki (PiS), inicjującego wyjaśnienie tego problemu na forum ogólnym UE, była politycznym unikiem, pomijającym odpowiedzialność instytucji europejskich za nie przestrzeganie tych praw obywatelskich, które sam uznaje za priorytetowe i nienaruszalne.

Antoni Ciszewski

Śledź NASZ RAPORT z przebiegu wyborów! Kliknij i bądź na bieżąco!

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.