PKP zawstydza Deutsche Bahn. Nikt nie dorówna naszym "pendolino"

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Niemcy są poważnie zaniepokojeni, ponieważ w ostatnim czasie ich pociągi coraz częściej się spóźniają. Jak piszą tamtejsze gazety, opóźnienia Deutsche Bahn w latach 2004 - 2013 wzrosły o 30 procent. Jak podobne statystki wyglądałyby w przypadku polskiej kolei?

W zeszłym roku niemieckie pociągi kursujące na trasach dalekobieżnych miały łącznie 3 787 237 minut spóźnienia. To rekord od czasu, gdy zaczęto prowadzić tego rodzaju wyliczenia, czyli od 2004 r. Trzeba też dodać, że brano pod uwagę poślizgi czasowe zaczynające się od 6 minut. W dodatkowych badaniach stwierdzono, że „tylko” 76 procent podróżnych dociera do celu na czas.

Nie wiadomo, czy podobne wyliczenia w Polsce miałyby jakikolwiek sens, skoro opóźnienia pojedynczych pociągów w wystarczający sposób przemawiają do wyobraźni. Na przykład w styczniu tego roku pociąg TLK „Wiking” relacji Szczecin Katowice spóźnił się - bagatela - 18 godzin i 9 minut.

Zważywszy na to, że większość polskich podróżnych doświadczyła „punktualności” kolei na własnej skórze, (już samo to, że pociąg w ogóle przyjedzie, bywa wystarczającym powodem do radości) zmarnowany na stacjach lub w popsutych pociągach czas trzeba by chyba liczyć w latach.

A tymczasem rząd wymyślił sobie, że wizerunek polskiej kolei poprawi Pendolino. Ale od samego pokazywania Polakom od czasu do czasu tego „cuda” nic się nie zmieni. Naszą kolejową rzeczywistość tworzą takie obrazki, jak chociażby ten sprzed paru dni na trasie Rzeszów-Tarnów. Odległość między jednym miastem a drugim to ok. 90 km. Podróż trwa ok. 2 godzin, co tłumaczy się remontami, które w przyszłości mają diametralnie skrócić czas przejazdu, o czym zresztą uprzejmie informują umieszczone na stacjach kolejowych tablice. Jednak podróż pasażerów, którzy wybrali się z Rzeszowa do Tarnowa w sobotnie popołudnie, zajęła prawie 3 i pół godziny. Powód? Nic nadzwyczajnego - awaria jednego z wagonów. Po prostu coś się zacięło i pociąg nie mógł dalej pojechać. Maszynista z pomocą konduktora próbowali naprawić problem za pomocą… kopniaków. Trzeba przyznać, że robili, co mogli - wagon aż się trząsł od ich wysiłków, ale awarii nie udało się usunąć. A co z pasażerami? Ci radzili sobie, jak mogli. Niektórzy skorzystali z tego, że były otwarte drzwi, zeszli z nasypu i powędrowali w kierunku najbliższych miejscowości, a inni po prostu czekali klnąc pod nosem. W międzyczasie zgasło światło i wyłączono ogrzewanie. Jakoś po godzinie nadjechał kolejny pociąg, który zabrał pasażerów zepsutego składu. A że wsiąść do wagonu prosto z nasypu nie jest wcale taką prostą sprawą, toteż konduktorzy i co sprawniejsi pasażerowie musieli pomagać innym, mniej wygimnastykowanym osobom w przesiadce.

Oczywiście podobnych jak ta historii jest bez liku.

Jaki z tego morał? Pod względem „darmowych” minut dawanych swoim pasażerom w cenie biletu, rzecz jasna wbrew ich woli, polska kolej jest bezkonkurencyjna. Tak więc, nasi drodzy sąsiedzi z Zachodu, co wy tak naprawdę wiecie o spóźniających się pociągach…

Czytaj także: TYLKO U NAS. Szokujący raport o Pendolino! Pociągi za 1,6 mld zł mają kursować od grudnia, tylko jak i gdzie!?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.