Nie dajmy się zwieść prezydentowi, który w socjologiczno-detektywistycznej analizie wzniósł się na szczyty intelektualnych spekulacji

fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

To niedobrze. Zaczynam upodabniać się do prezydenta. Tak jak on namawiam na pójście do głosowania w dogrywkach na prezydentów miast. Na szczęście na tym podobieństwo się kończy. Dalej już są same różnice. Zacznijmy od najważniejszych.

Komorowski zachęca do głosowania w drugiej turze, aby wyrazić swoje zaufanie do wyborów w Polsce, do rzetelności i uczciwości komisji wyborczych i ich czapki PKW.

Ja namawiam do pójścia na drugą turę i głosowania na kandydatów opozycji, oszukanych w wyborach, których wyniki PKW podała po tygodniu. To będzie najlepsza forma społecznego protestu przeciwko machinacjom partii stojących u steru władzy. Nie da się już odwrócić wyników najbardziej zmanipulowanych – wyborów do sejmików. Odwróćmy zatem wyniki na prezydentów miast, w których po raz pierwszy od lat opozycja osiągnęła przyzwoity wynik. Nie na tyle duży, aby realnie zagrażać pupilom obecnej władzy. Tak właśnie sprawy się mają w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu.

Komorowski popycha do głosowania, bo obawia się, że z populacji popierających dotychczas PO, może się wykruszyć zbyt wielu wyborców, przekonanych o nieczystości obecnych wyborów. Zakłada, że po dołączeniu się wyborców przez ostatnie dni wątpiących, gotowych jednak w drugiej turze do poparcia kandydatów PO, partia Tuska wyjdzie z tych wyborów zwycięsko. Aby cyniczna Platforma dostała cios, który nią poważnie zachwieje, a na który, biorąc pod uwagę jej puste obietnice składane od lat i oszustwa, również te wyborcze, w pełni zasługuje, trzeba nadzwyczajnej mobilizacji. Wspólnej akcji wyborczej wszystkich tych, których władza do tej pory poniżała, odbierając im jedyne skuteczne narzędzie politycznego wpływu na kraj, jakim są wybory wolne od nadużyć. Czy jest na to jakaś skuteczna recepta? Myślę, że pojawia się taka szansa. Aby przerodziła się w cudowne zwycięstwo prawdziwej demokracji, nie wystarcza głosu tych, dwa tygodnie wcześniej głosowali na kandydatów opozycji. Każdy z nich powinien spróbować przekonać dwoje bliskich, przyjaciół, znajomych, sąsiadów, do których ma zaufanie, że razem możemy w drobnym wymiarze zmienić oblicze kraju. Pokazać, że nie pozwolimy, by ta władza narzuciła nam przeświadczenie, iż stanowimy bezwolną masę,* zadowalającą się zaspokojeniem najprostszych potrzeb. Ze nie jesteśmy zdolni do przejęcia interesów kraju we własne ręce za pomocą legalnych środków, jakie zapewnia nam demokracja. Od nas tylko zależy, czy z tych środków skorzystamy. To pewnie dużo będzie kosztować, czasu, nie zawsze słodkich przeżyć, czasami rozczarowań, ale taką próbę powinniśmy podjąć.

Rządzący od kilku dni nawiązują do nowomowy z czasów PRL, obrzucając epitetami tych, którzy domagają się prawdy. Mają zastrzeżenia  do wyników obecnych wyborów i chcieliby je sprawdzić przez niezależne od państwa gremia specjalistów, ludzi z autorytetem, cieszących się społecznym zaufaniem. Prezydent Komorowski, premier Kopacz nazywają ich „szaleńcami”, „zamachowcami na demokrację”, Tak jak robotników protestujących w 1980 roku przeciwko kłamstwom komunistycznej władzy nazywano „warchołami” „chuliganami” a wspierających ich inteligentów „płatnymi pachołkami amerykańskiego imperializmu”.

Idąc masowo do wyborów i popierając opozycję stajemy się w przeciwieństwie do rządzących rzeczywistymi rzecznikami i obrońcami demokracji.

**Nie dajmy się zwieść prezydentowi, który powagę swego urzędu sponiewierał tym, że przed kilkoma ledwie bronił członków PKW, że uczciwie, rzetelnie i fachowo wypełniają swoje obowiązki, a zawiódł jedynie system informatyczny, a dziś wobec totalnej kompromitacji państwa, niemal cały skandal związany z opóźnieniem podania wyników wyborów składa na członków PKW. Dziś też w przeciwieństwie do tego, co mówił niedawno, widzi słabe strony ordynacji wyborczej.

Ale sam tez potrafi się skompromitować. Otóż według jego wiedzy – duża liczb głosów nieważnych wzięła się stąd, że część wyborców, szła specjalnie do lokali wyborczych, tam kwitowała odbiór kart wyborczych i niewypełnione wrzucała do urn. Tym gestem wyborcy ci, zdaniem prezydenta, dawali partiom politycznym żółtą kartkę. W tej socjologiczno-detektywistycznej analizie prezydent wzniósł się na szczyty intelektualnych spekulacji. Nie wierzę, że sam to wymyślił. Pewnie zainspirował go jego ekspert Nałęcz, dla którego najwcześniejszą Akademią, będącą fundamentem rozwoju jego politycznej osobowości w latach 1970-1990 była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, w ostatnim dziesięcioleciu pod wodzą Jaruzelskiego.

Nie ma odróżnienia pustych kart od kart wypełnionych błędnie. To nie jest przypadek, bo wiem, że ten problem był dyskutowany. Należy uwzględnić, że cześć wyborców świadomie wrzucała kartki puste traktując to jako żółtą kartkę wystawianą listom partyjnym. (…)

Śledź NASZ RAPORT z przebiegu wyborów! Kliknij i bądź na bieżąco!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.