Tym wszystkim kierowała pewna, nader pragmatyczna i skuteczna strategia…
— ocenia to co się działo wokół wyborów Witold Gadowski w swoim felietonie na Stefczyk.info.
Aliści medialny wrzask i robienie szanownej publiczności kisielu z mózgu za pomocą Moniki Olejnik i innych medialnych dojarek, było nieodzowne i konieczne. Nawiasem mówiąc pułkownikównie Olejnik, wykwalifikowanej dojarce, po studiach zootechnicznych, przyznaję zasłużony tytuł dziekana korpusu „dziennikarskiego” i godność Królowej Lewatywy, nikt bowiem tak dzielnie nie zasłaniał piersią i godnościom osobistom „honoru” pana prezydenta, największego lewatywownika RP – Komorowskiego Bronisława
— pisze publicysta.
Tydzień był tym razem potrzebny do tego, aby oswoić obywateli z faktem, ze ostateczne wyniki nie będą miały nic wspólnego z pierwszym sondażem, opublikowanym zaraz po głosowaniu. Testowano sprytnie ile też może dawnemu ZSL – owi przyróść i na ile można okraść z wyniku stronnictwo PiS
— tłumaczy dziennikarz.
A w ogóle, to, jak zwykle wygrało PO. Rozumiecie?
— podsumowuje swoje przemyślenia.
Tak więc miniony tydzień i teatrzyk niesprawnej PKW potrzebny był ku temu, aby przetestować jaki też wynik wyborów polskie społeczeństwo jest w stanie przełknąć. Czy więc było to wyborcze fałszerstwo? Ależ skąd!
— podsumowuje Gadowski.
Był to po prostu sondaż badający jaki wynik pomieści się społeczeństwu w głowie. Taki nowy rodzaj demokracji, demokracja testowana
— dodaje.
Na koniec pyta:
Po co to wszystko było?
Zachęcamy do poszukania odpowiedzi na to pytanie w felietonie na portalu Stefczyk.info!
mc,Stefczyk.info
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/223328-gadowski-testowano-ile-tez-moze-dawnemu-zslowi-przyrosnac-i-na-ile-mozna-okrasc-z-wyniku-stronnictwo-pis