Żadnych złudzeń co do tej władzy, lecz co dalej?

fot. PAP/Andrzej Grygiel
fot. PAP/Andrzej Grygiel

Rację ma Łukasz Adamski, gdy pisze, że Polacy jeszcze mniej będą chodzić na wybory po tym jawnym szwindlu. Ale nie ma racji Łukasz Adamski, gdy pisze, że w efekcie zostanie utrzymany wygodny dla rządzących status quo, który od 7 lat pozwala rządzić Platformie. Otóż nie zostanie utrzymany, a będzie natomiast następował mniej lub bardziej szybki zjazd poparcia dla PiS w każdych kolejnych wyborach.

Czytaj też: Oburzenie w sprawie skandalu wyborczego nie może skumulować się tylko w wyśmianiu PKW. Potrzeba realnego protestu

Nie ma bowiem mowy, żeby PiS utrzymał swój żelazny elektorat na tym poziomie, co dotychczas, nie wspominając już o wzroście, o ile nie zostaną powtórzone te wybory lub nie nastąpi zmiana prawa wyborczego. Jeśli opozycja nie doprowadzi do zasadniczego zwrotu w tej kwestii, który będzie na tyle przekonujący, że ludzie odzyskają nadzieję na rzetelne wybory, to ludzie po prostu na wybory nie pójdą. Nawet żelazny elektorat się wykruszy, bo żelazo też rdzewieje i traci wytrzymałość.

To jest właśnie taka sytuacja, że albo przeleje się czara rozgoryczenia i lud wyjdzie na ulicę z protestem tak potężnym, że ta władza się ugnie, albo lud po staremu przyjmie kolejny policzek i nadstawi bezmyślnie drugi. A z tą władzą i z tym ludem mamy już bogate doświadczenie. Lud przełykał potężne ciosy, jak wyjaśnianie tragedii smoleńskiej przez rządową komisję, które było obrazą rozumu i przyzwoitości. Przełknął bez wierzgania podwyższenie wieku emerytalnego, czy niezliczone afery PO. Ja bym więc na masowe i długotrwałe protesty nie liczył, a jedna czy dwie nawet liczne manifestacje niczego nie załatwią. Komorowski powie, że to ciepły deszcz pada, media rządowe przyklepią i po ptakach.

Pozostaje zatem drugie pytanie, co zrobi władza? Tutaj także mamy mnóstwo danych wynikających z siedmioletniego doświadczenia. Moim zdaniem rządzący nie oddadzą ani guzika. Nie zmienią prawa wyborczego, wyznaczą do PKW takich samych, spolegliwych wobec władzy figurantów po moskiewskich szkoleniach, jak ci zdymisjonowani. Sądy nie unieważnią wyborów w żadnym okręgu, choćby było milion protestów wyborczych. Nie darmo władza trzyma sądy podgrzane i na wysokich obrotach. Dalej będą fałszować, manipulować, kombinować przy urnach, przy systemie, przy kartach i komisjach.

I ja śmiem twierdzić, że każdy, nawet mocno przeciętny wyborca PiS w tej sytuacji musi sobie zadać sakramentalne pytanie: A po co ja mam iść na wybory, które odbywają się pod egidą tej samej władzy, która ukradła mój głos w poprzednich wyborach? Przecież wszystko, łącznie z wieloletnim doświadczeniem, wskazuje, że w wyborach oni władzy nie oddadzą, a mój głos znowu zostanie ukradziony. Opozycja nie jest w stanie nic zrobić, nic się nie zmieniło, więc po co mam głosować? Żeby stu kilkudziesięciu posłów miało z czego żyć przez następne cztery lata? A co mnie to obchodzi, skoro ani ja dla nich swoim głosem, ani oni dla mnie w parlamencie nie jesteśmy sobie wstanie wzajemnie pomóc?

Takie pytania będą sobie zadawać wyborcy PiS i to są pytania, na które odpowiedź wydaje się być oczywista. Nie warto bowiem głosować, kiedy nie ma szans na zmianę, to strata czasu. I to myślenie wyborców dotknie opozycję, nie władzę. To oczywiste i logiczne. W tej sytuacji PiS jako główna siła opozycyjna (a w gruncie rzeczy jedyna), musi się wykazać skutecznością, a my wraz z nim.

Trzeba się potykać w sądach, w mediach, na spotkaniach, na wiecach, w protestach. Także na międzynarodowej arenie. Trzeba być także na ulicach. Manifestować, protestować, podpisywać, zbierać podpisy. Nie pękać, nie kwękać, nie biadolić, inni, nasi poprzednicy mieli gorzej. Pisać, informować, nie darować najmniejszego przekrętu. Złodzieja nazywać złodziejem, a obscenicznego chama chamem. Ale to PiS musi natychmiast przedstawić plan, mapę drogową, sposób wyjścia z impasu.

Jeśli natomiast  nic nie zmieni się do następnych wyborów, te zaś  nie zostaną powtórzone, a ludu  to nie obejdzie, jeśli nie rozwalimy tej totalniackiej Bastylii, jaką są rządy PO-PSL, to w zasadzie opozycji parlamentarnej, czyli PiS, pozostaje spakować manatki i pójść za przykładem swojego elektoratu i zbojkotować wybory. Wtedy przynajmniej sitwa Komorowskiego, Kopacz i Piechocińskiego w spółce z mediami rządowymi, będą musieli wziąć sto procent odpowiedzialności za ten białoruski burdel, jaki nam zgotowali. Bo uczestnictwo opozycji w parlamencie w sytuacji totalnej opresji tylko legitymizuje szubrawców u władzy. Ktoś widzi inne wyjście?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.