Oburzenie w sprawie skandalu wyborczego nie może skumulować się tylko w wyśmianiu PKW. Potrzeba realnego protestu

PAP/Marcin Obara
PAP/Marcin Obara

Pisałem w poprzednim tekście komentującym cyrk wyborczy, że główną konsekwencją blamażu PKW będzie jeszcze większa apatia Polaków. Ostatnie 25 lat pokazuje, że nie jesteśmy narodem, który wyjdzie na ulice, by protestować przeciwko zaciskającej się na szyi pętli.

Tylko raz widzieliśmy masowy protest, pod którym władza się ugięła. Polacy ponad podziałami oburzyli się na zabranie im możliwości oglądania darmowego Youtube. Przełknęliśmy za to jawnie bezczelną kradzież pieniędzy z OFE, przełknęliśmy splunięcie w twarz, jakim było śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, przełkniemy więc też upokorzenie związane z magicznym skokiem poparcia dla PSL o kilkanaście procent. Już teraz widać, że potencjalne oburzenie skumulowało się raczej w wyśmianiu PKW. Zamiast realnego protestu wystarczają nam internetowe Memy i „Bareizmy”. Od dawna powtarzam, że dopóki w Polsce nie ma trzeszczącej biedy, a wróg ludu nie jest zdefiniowany jak w PRL, nie ma co liczyć na masowe oburzenie. Dzisiejsza sytuacja potwierdza moje czarnowidztwo.

Główna siła opozycyjna musi zareagować. I musi to być reakcja i szybka, i zdecydowana. Przemyślana, ale stanowcza, i co ważne - realna, a nie RYTUALNA. Bo jeżeli teraz zmilczymy, jeżeli będziemy czekali na werdykty sądów, to upadną resztki nadziei na pokojową zmianę

pisze na naszym portalu Jacek Karnowski.

Podpisuję się pod tym apelem obydwoma rękoma. Nie wiem jednak jaka reakcja poza masowymi protestami może cokolwiek zmienić. Niestety również uliczny protest został odpowiednio opakowany przez głośną prawicową niszę. Trudno nie zauważyć jak fatalne w skutkach było okupowanie siedzimy PKW przez narodowców na czele z Ewą Stankiewicz i Grzegorzem Braunem. Zapewne dwójka filmowców w swojej naładowanej emocjami krucjacie ma dobre intencje. Dobrymi chęciami wiadomo jednak jakie miejsce jest wybrukowane. Narodowcy po raz kolejny pokazali taką twarz prawicy, jaką chce widzieć mainstream. Łatwo teraz wpisać innych protestujących w wizerunek awanturników, czego większość Polaków nie chce. Nie przez przypadek zaczęto łączyć działania narodowców z Jarosławem Kaczyńskim, mimo że ten od razu od nich się odciął. Na dodatek trudno nie podejrzewać, że masowe protesty Polaków przeciwko farsie wyborczej zostałyby zdominowane przez narodowców, a co za tym idzie grupek zamaskowanych osiłków, którzy wysuwają się na pierwszy plan w obiektywach kamer podczas marszy niepodległości. I kogo by obchodziło, że narodowcy by się od tych grup odcięli?

Znany z powściągliwych komentarzy Piotr Zaremba napisał, że przekaz głównych mediów na temat skandalu z liczeniem głosów przypomina mu lata 80-te. Zruganie polityka prawicy przez Monikę Olejnik czy wynurzenia Jacka Żakowskiego dobitnie dowodzą tezy Piotra. Nawet mój Allenowski pesymizm, który zakrywam czarnym humorem tym razem nie wytrzymał konfrontacji z wizerunkiem dziennikarzy przypominających rzeczników koalicji rządzącej. Dopóki Polacy nie zaprotestują przeciwko takiemu dziennikarstwu w salonach prasowych i za pomocą pilota telewizyjnego, masowa zmiana jest mało realna. Bezczelność władzy podczas tych wyborów jakoś na Polaków wpłynąć jednak musi.

Co więc zrobią Polacy po jawnym szwindlu, jakim był fenomenalny skok poparcia dla PSL? Jeszcze wyraźniej przestaną chodzić na wybory. Frekwencja wyborcza nigdy nie była mocną stroną polskiej demokracji. Kompromitacja PKW, obrona „leśnych dziadków” przez autorytety medialne i bezczelne racjonalizowanie sukcesu niszowej partii jaką jest od lat PSL musi jakoś na Polaków wpłynąć. A skoro w apogeum kompromitacji PKW oddolnie Polacy nie wykonali żadnego ruchu, to reakcja musi być jedna- wewnętrzna imigracja. Oczywiście nie dotknie ona sekciarskiego elektoratu obawiającego się po zwycięstwie PiS wojny z Putinem. Nie wpłynie to również na twardy elektorat PiS, wierzący że PO to zdrajcy prowadzący Polaków w objęcia Rosji i Niemiec, i w wyborach zmieniamy nie tylko władzę, ale ratujemy Polskę. A więc utrzymany zostanie wygodny dla rządzących status quo, który pozwala Platformie wygrywać od 7 lat wybory. Nie jest tajemnicą, że PiS do pełnego zwycięstwa na każdym szczeblu potrzebuje głosów niezdecydowanych Polaków, którzy są zniesmaczeni polityką i nie chodzą na wybory. Po farsie z obecnymi wyborami niezdecydowani pociągną za sobą kolejnych. Komu to służy i kto na tym korzysta? Odpowiedzcie sobie państwo sami.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.