Fałszerstwo się dokonało. Albo w exit polls, albo w lokalach wyborczych

PAP/Marcin Obara
PAP/Marcin Obara

Po wieczornej konferencji prasowej członków PKW wiadomo już, że nie żyjemy w normalnej demokracji. Jeszcze wczoraj można było pisać o potrzebie natychmiastowej reanimacji, dziś pacjentka trafiła do kostnicy i tylko cud może ją jeszcze ożywić.

Wpakowała ją tam, rzecz jasna, nie tylko PKW, ale i władza, która nadal woli rżnąć głupa niż wziąć odpowiedzialność za kształt polskiej demokracji i kondycję państwa. Brak wyników procentowych poszczególnych komitetów wyborczych, brak podania do wiadomości publicznej zestawienia poparcia dla poszczególnych partii to dowód skrajnej bezczelności już nie tylko „leśnych dziadków”, ale i wszelkich organów państwowych. To gest Kozakiewicza pokazany polskiemu społeczeństwu. PKW tłumaczyła dziś, że nie może podać procentowych wyników, bo to „ogrom liczenia”. Kiedy kilku dziennikarzom udało się przebić przez narrację np. człowieka z Radia Zet, który w pierwszym pytaniu na konferencji chciał dowiedzieć się, jaki był przebieg… „zajść w PKW”, nagle… podano procentowe wyniki. Nagle „ogrom liczenia” udało się opanować w pół godziny! Ktoś najwyraźniej uznał, że to jednak „przegięcie” – informować wyłącznie o największej liczbie mandatów dla PO, a nie podać tej najprostszej wiadomości, że wybory wygrało PiS. Tak wyglądają demokratyczne standardy w III RP.

Okazało się, że wyniki badań exit polls nijak nie odpowiadają (po raz pierwszy w historii!) ostatecznemu rozkładowi mandatów w samorządach: 179 dla PO, 169 dla PiS, 159 dla PSL, 28 – dla SLD. Wniosek jest prosty – albo Polacy wprowadzali ankieterów w błąd, albo wyniki wyborów zostały sfałszowane. Politologom, którzy wciąż, jak nawiedzeni, próbują nas przekonać, że ludzie najpierw oddawali głosy nieważne, zaznaczając krzyżyki na kilku listach, a potem mówili ankieterom „Głosowałem na PiS”, radzę ochłonąć. Dlaczego bowiem głosujący na PSL podawali ankieterom informacje prawdziwe? Skąd taki „przepływ” głosów z PiS (wobec exit polls – strata ok. 4 proc.) na PSL (wobec exit polls – zysk ok. 7 proc.)? Wyborcy PiS nie wiedzieli, na kogo w istocie zagłosowali? Kto to kupi?

Przypomniałem już dziś na Twitterze, że po wprowadzeniu w 1981 roku w Polsce stanu wojennego wielu przyzwoitych ludzi porzuciło PZPR, nie chcąc przykładać ręki do Jaruzelskiego szamba. Czy dziś znajdą się tacy w szeregach PO i PSL? Bo że mamy w kraju dziennikarzy stricte reżimowych, którzy nawet na widok egzekucji ulicznych będą dowodzić, iż to wina wiatru, który zniósł kule zawodników trenujących na strzelnicy, to już wiemy. Pisałem też niedawno, z ciężkim sercem, o sprostytuowaniu się części dziennikarzy z kilku stacji telewizyjnych i tytułów prasowych. Dziś mam ochotę zacytować jedną z popularnych kiedyś wśród młodzieży hip-hopowych piosenek, z refrenem „Hip, hip, k… przez duże K!”. To dziś już hymn części mainstreamowych politruków.

Z ostatniej chwili: Jacek Żakowski w TVN24 właśnie stwierdził, że „okrzyki, iż wybory trzeba powtórzyć, bo zostały sfałszowane, to jest Białoruś!”. A gdy poprawiono go, że tak krzyczeć na Białorusi nie można, bo się za to idzie siedzieć, funkcjonariusz propagandy odparł: „Ale mi chodzi o to, co było wcześniej. To jest rusko-białoruska tradycja!”. Czyli – w Związku Radzieckim krzyczano o fałszowaniu wyborów. Niech mi ktoś z Państwa wytłumaczy – jak można z tak otumanionym nienawiścią człowiekiem, plotącym takie bzdury, jeszcze o czymkolwiek rozmawiać?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.