Z bliska, jako dziennikarz, obserwowałem jak Akcja Wyborcza Solidarność szła po władzę w roku 1997. Gigantyczna mobilizacja wszystkich możliwych zasobów, wielkie poruszenie społeczne, proces trwający kilkanaście miesięcy. I wynik spodziewany, przewidywany w sondażach.
Potem patrzyłem jak AWS się zapada, a po władzę maszeruje w 2001 roku SLD Leszka Millera. I było podobnie. Zwycięstwo poprzedziła wielka i kosztowna kampania, przyciąganie nowych środowisk i grup biznesowych, a trium postkomunistów był wyczuwalny i łatwy do przewidzenia. Różnica na plus pomiędzy rokiem 2007 a 2011 wyniosła… 9 procent!
PO-PiS to już pewnie wszyscy dorośli dziś pamiętają. SLD chwiało się w wskutek afery Rywina i innych skandali. Wielka, ogromna fala społecznego wkurzenia dała Platformie oraz Prawu i Sprawiedliwości w wyborach 2005 roku wzrosty poparcia po dziesięć, może kilkanaście procent w stosunku do ich wyników z poprzednich wyborów. .
Po drodze była jeszcze Samoobrona, którą wraz z Andrzejem Potockim opisywaliśmy od jej początku do końca. Potworne ciśnienie społeczne, niezadowolenie i wściekłość ogromnych grup przyniosły partii śp. Andrzeja Leppera najpierw 10 procent w wyborach europejskich 2004 roku, a kilkanaście miesięcy później nieco ponad 11 procent w wyborach do Sejmu. A huku było przy tym co niemiara. Naprawdę, kraj drgał wtedy i buzował napięciem społecznym.
Palikot to nieco inna historia, o korzeniach raczej esbeckich, ale przecież widzieliśmy i słyszeliśmy w roku 2011, że ma pełne wsparcie największych mediów, że stawiają na niego najpotężniejsi gracze i najbardziej znani celebryci.To było medialne tsunami.
A teraz? Fali żadnej nie było. Nikt zielonych specjalnie nie wspierał. Emocji wokół nich niewiele. Żaden wskaźnik nastrojów społecznych nie pokazuje by PSL zyskiwało masowo miłośników. Nie wiem czy byliby w stanie zrobić jedną demonstrację na kilka tysięcy osób gdyby zakazano im przyprowadzać urzędników i beneficjentów ich siatek klientelistycznych. Prasa peeselowska nie istnieje. Grzybiarz Janusz Piechociński budzi raczej wesołość niż szacunek dla charyzmy lidera. Słowem - nie ma obiektywnych powodów do ponad 10-procentowego przyrostu w głosowaniu na szyld partyjny.
A zatem co się stało? Jak wykazała analiza Marcina Fijołka na naszym portalu, badania exit poll nigdy się drastycznie nie rozmijały z oficjalnymi wynikami.
CZYTAJ: CZYTAJ KONIECZNIE: Oficjalne wyniki NIGDY rażąco nie różniły się od exit poll! Gdyby PSL faktycznie zyskało 10 pp., byłby to pierwszy taki przypadek w najnowszej historii Polski. [ANALIZA]
Co najwyżej 2,3, 4 procent. Tak też było teraz. Exit poll pokazał dokładnie wynik Platformy, trafił poparcie dla SLD. Tylko PiS w finale dostało pięć, sześć procent mniej. No i, tak się składa, PSL tyle właśnie zyskało.
Wygląda na to, że powtórzono w całym kraju szacher-macher z Mazowsza z poprzednich wyborów samorządowych (2010). Wtedy też masowe zjawisko „nieważnych” głosów dało „sukces” zielonym.
Jakieś pytania?
Efektem jest utrzymanie przez koalicję rządzącą monopolu władzy i możliwość wydawania miliardów z Unii przez kolejne cztery lata. Jak dla mnie - niemal wszystko jasne.
Aha, jeszcze jedno. We wszystkich poprzednich wyborach podmiejskie tereny Mazowsza oraz Warmii i Mazur (po tych regionach dużo jeżdżę), zawalone były plakatami PSL. Na każdym płocie, na każdej wiejskiej tablicy było zielono. W tym roku było tego drastycznie, zdecydowanie mniej.
Nie dziwię się. To partia pragmatyczna. W tych wyborach aż tylu plakatów nie potrzebowała, drukowanie odbywało się gdzie indziej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/223152-nikt-nigdy-w-polskiej-polityce-nie-skakal-tak-wysoko-a-tak-cicho-jak-teraz-psl-to-wynik-zrobiony-na-dopingu