To zwycięstwo więcej niż cenne. Niczego nie gwarantuje, ale pokazuje, że zmiana w Polsce JEST możliwa

PAP/Paweł Supernak
PAP/Paweł Supernak

Czteropunktowe, na razie sondażowe zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do sejmików wojewódzkich - najbardziej reprezentatywnych politycznie - jest więcej niż cenne. Wystarczy wyobrazić sobie, co by się działo, gdyby prorządowe media miały możliwość celebrowania „ósmej z rzędu porażki PiS”. Teraz ta opowieść już nie wybrzmi.

Wygrana ma więc duże znaczenie psychologiczne. Pokazuje, nie tylko wyborcom, ale i wielu ważnym aktorom życia publicznego (biznes, część mediów, aparat państwowy), że zmiana na poziomie krajowym jest jednak możliwa. Nie jest pewna, ale jest możliwa.

Oczywiście, koalicja PO-PSL wciąż ma, gdyby przełożyć wyniki z sejmików na parlament, większość. A Leszek Miller też zdążył ogłosić, że nie ważne, kto wygrywa, ważne, kto jest u władzy. 31.5 proc. poparcia dla formacji Kaczyńskiego to za mało. Dużo za mało. Ale jednocześnie, widać trend narastającej dezakceptacji dla rządzących. Prezydenci dużych miast, nawet jeśli zachowają stanowiska, to jednak z mniejszym poparciem niż 4 lata temu, i już zazwyczaj po walce w II turze. Przypomina się historia PRL, owe „dekady”, które musiały wybrzmieć do końca, by pojawiła się nadzieja na zmianę. Obecnie znów, można odnieść wrażenie, zbliżamy się do końca takiej „dziesiątki”. Dynamika jest jasno widoczna.

Oczywiście, PiS, jeśli chce zdobyć dodatkowe 10 proc., musi wymagać jeszcze więcej od siebie. Nie tylko w kontekście głośnych przewinień posła Hofmana i jego towarzyszy. Bo przecież liczne doniesienia dotyczące arogancji i zamknięcia się struktur lokalnych mają solidne podstawy. Centrala partii musi też znaleźć sposób na ominięcie kolejnej „trzydniówki wzmożenia medialnego”, która - nie miejmy złudzeń - nadejdzie tuż przed kolejnymi wyborami.

Jeszcze jeden element wymaga odnotowania: nie ma żadnego „efektu Kopacz”. Mimo wyraźnie reżyserowanej - w sensie „timingu” i śledzenia posłów - „afery madryckiej”, nowa premier przegrała. A gdy już przegrała, to w swoim przemówieniu podczas wieczoru wyborczego zabrzmiała wyjątkowo lokalnie.

Premier grająca rolę „opiekunki narodu” ma polityczny sens tylko wówczas,  gdy mocno siedzi w siodle. Jeśli przegrywa, staje się śmieszna.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.